Szpitalna Szecherezada 2/2 - Dobranoc, chłopczyku.

1. Iks.
http://beautyicon.pl/szpitalne-rewolucje-warszawie-jak-mysli-lekarz 

- Wiktorku, nie śpisz jeszcze?

- No, nie... Jak tu spać z tymi kroplówkami.

- Wiem, wiem... Dobrze chociaż, że nie masz dziś sąsiada. Posuń się, zrób trochę miejsca dla mnie, opowiem ci bajkę...

Chcesz wiedzieć dlaczego poszłam na medycynę? Jeszcze nikomu się z tego nie zwierzyłam, ale tobie powiem. Winien jest pewien facet... Nie ma się z czego śmiać, Wiktorku, kochany. To wy faceci jesteście zawsze wszystkiemu winni. Najpierw pocałuj mnie jednak... Och jak miło. Całujesz tak delikatnie i tak zmysłowo zarazem. Zazdroszczę twojej przyszłej dziewczynie. Oj, skarbie, nie wyobrażasz sobie nawet jak bardzo. Ale teraz już leżymy spokojnie. Nadstaw uszko i słuchaj.

Byliśmy pierwszym rocznikiem, który chodził do gimnazjum. Zaprzyjaźniłam się wtedy z pewną rówieśniczką z osiedla, Martą. W szkole siedziałyśmy w jednej ławce, razem chodziłyśmy na kurs tańca, razem jeździłyśmy do aquaparku i razem przez jakiś czas grałyśmy w siatkówkę w naszym lokalnym klubie sportowym i razem biegałyśmy na scholę do kościoła. Nie ma to jak dorastanie w religijnej rodzinie. Właściwie byłyśmy wtedy jak papużki nierozłączki i wszystko robiłyśmy wtedy razem. Nawet zakochiwałyśmy się jednocześnie i w tym samym czasie chodziłyśmy na randki - bardzo często o tej samej porze i w to samo miejsce, co chłopaków chyba trochę krępowało. My jednak - dotyczy to chyba bardziej mnie niż Marty, bo ona zawsze była ode mnie trochę bardziej śmiała - czułyśmy się komfortowo i bardziej bezpiecznie, niż gdybyśmy spotykały się z nimi zupełnie sam na sam.

Pod koniec drugiej klasy Marta zaczęła poważniej kręcić z naszym klasowym Casanovą. Na pewno spotkałeś nie raz ten typ człowieka - wesoły, dowcipny i trochę bardziej śmiały wobec kobiet niż reszta klasy, w większości zakompleksionych gimnazjalistów. Taki, co nie omieszka klepnąć znienacka w tyłek i na głos, w tłumie, dowcipkować o rozmiarze piersi i przechwalać się, że je widział. W taki dość chamski sposób zwracał na siebie uwagę i trzeba przyznać, że często mu się udawało wyrwać tę albo inną dziewczynę na spacer, albo wprosić się do domu i tam skraść całusa - od pierwszej klasy krążyła za nim opinia, że jako jedyny z naszego rocznika umiał całować się z języczkiem, ale nie z Martą te numery. Ona poznała go już w pierwszych miesiącach szkoły, jako zupełnego pierdołę, a nie Casanovę i choć śledziła kolejne przelotne miłostki Maćka, nie dostrzegała w nim atrakcyjnego chłopaka. Na zaloty z jego strony reagowała nadzwyczaj chłodno. Na dodatek, jej język bywał cięty jak brzytwa i nie raz celną ripostą dała mu po piętach. Jak to się mówi, trafiła kosa na kamień. Biedak nie miał wyjścia. Był skazany na to, żeby się w niej zakochać.

W końcu, po zakończeniu roku szkolnego, zgodziłyśmy się wziąć go ze sobą do lasu. Zrobiliśmy sobie dość daleką wycieczkę rowerową, ja, Marta, Maciek - ten jej Casanova i jeszcze jeden chłopak z klasy, Janek, który chciał ze mną chodzić, ale nigdy mu się nie udało mnie do tego przekonać. Reszta klasy przez dłuższy czas uważała nas nawet za coś w rodzaju pary, czemu oboje wprawdzie zaprzeczaliśmy, ale nie na tyle stanowczo, by nam wierzono. W praktyce, to całe nasze chodzenie sprowadzało się do tego, że spędzaliśmy ze sobą trochę czasu na przerwach i Janek miał wolny wstęp do mojego domu. A przychodził dość często, bo uczył się nie najlepiej i zadania z matematyki udawały mu się tylko wtedy, gdy rozwiązywał je ktoś zamiast niego. Po każdym spotkaniu, janek rozpowiadał niestworzone plotki, o tym, co my niby wyprawiamy we dwoje w moim pokoju, ale nie miałam i nie mam mu tego za złe. Dzięki tym plotkom dziewczyny czuły respekt przede mną i miałam święty spokój od reszty chłopaków, a z Jankiem, oprócz symbolicznego cmokania w policzek na dzień doby i do widzenia, przez całe gimnazjum nawet się nie pocałowałam ani razu. Dopiero na studniówce nas trochę poniosło, ale o tym, jak zechcesz, opowiem ci innym razem. We czworo wybraliśmy się więc rowerami do lasu.

Ledwie skręciliśmy z asfaltu na drogę gruntową i wjechaliśmy między drzewa, Casanova zaczął się wygłupiać i najechawszy na jakiś korzeń czy duży kamień wystający z drogi spadł z roweru. Myśmy pojechali dalej, pożegnawszy go tylko szyderczym śmiechem, lecz po paru minutach musieliśmy się wrócić. Widok syczącego z bólu Maćka, który kurczowo trzymając się za kierownicę roweru próbował zrobić krok naprzód, lecz nie mógł, gdyż jedna z nóg odmówiła mu posłuszeństwa, był żałosny. Wypadek Casanovy oznaczał też natychmiastowy koniec naszej wycieczki i przekreślał plany chłopaków związane ze mną i Martą. Wiesz, myśmy też coś tam sobie planowały. Nie po to przecież brałyśmy chłopaków na wycieczkę żeby się tylko przejechać. Przez parę dni do wyjazdu jedynym ważnym tematem naszych babskich wieczornych pogaduszek było to, na co pozwolimy chłopakom w czasie tego wypadu i miałyśmy doskonale uknute, że jak tylko dojedziemy na polankę nad brzegiem leśnej rzeczki, czyli na miejsce, gdzie mieliśmy zrobić sobie piknik i trochę się poopalać, przystąpimy do kuszenia chłopaków i nie odjedziemy, dopóki nas porządnie nie wycałują. Tymczasem wszystkie te marzenia, i nasze i Janka z Maćkiem, wzięły w łeb.

Janek wziął pod rękę słaniającego się kolegę, ja z Martą zajęłyśmy się rowerami i takim obrazem - czwórka niedobitków z partyzanckiego oddziału - wolnym krokiem skierowaliśmy się w stronę niedalekich zabudowań. Pierwsza chata - pusto, głucho. Drugi dom także wyludniony. Jedynie przeraźliwe ujadanie psa przywiązanego do budy świadczył o tym, że przynajmniej pod wieczór powinni się tam zjawić jacyś ludzie. Dopiero w piątym domu, ktoś raczył otworzyć drzwi i zaprosił do środka, zmęczoną i zlękniętą grupkę młodzieży. Pewnie się domyślasz Wiktorku, że to był właśnie ten człowiek, któremu zawdzięczam swój wybór kierunku studiów i zawodu.

- Teraz to mnie pani całkiem zaskoczyła. Kto to był?

- Nieznajomy człowiek. Z wyglądu zwykły facet. Raczej nieciekawy. Koło trzydziestki. Wyglądał i nadal wygląda na mniej niż by wynikało z daty w dowodzie. Taki sobie gość w wytartych i rozepchanych na kolanach spodniach dresowych  i w wypłowiałym T-shircie. Wieśniak na jakiego nikt nigdy w życiu by się nie oglądnął, a co dopiero młoda dziewczyna. Ale ten właśnie zupełnie niepozorny człowiek, jak tylko zobaczył, że Maciek zwichnął nogę, w mgnieniu oka przemienił się w energicznego i działającego chłodno i zdecydowanie chirurga. Jak generał na polu walki, błyskawicznie zarządził co i jak, kazał się Maćkowi położyć na łóżku w jednym z pokoi, pomógł zdjąć spodnie i skarpetki i na naszych oczach nastawił mu stopę. Mieliśmy szczęście - to rzeczywiście był chirurg. Do dziś pracuje w szpitalu, teraz jest ordynatorem, a wtedy był akurat na urlopie.

- Aha. Rozumiem. Tak ci zaimponował, że postanowiłaś iść na medycynę.

- Mniej więcej tak. Nie powiedziałam ci jeszcze, że on się okazał jeszcze większym Casanową niż nasz Maciek. Prawdziwy z niego pies na baby. I - nie uwierzysz - poderwał nas obie. Poderwał i Martę i mnie praktycznie na oczach naszych chłopaków. No, niezupełnie naszych chłopaków, a w tym podrywaniu, na szczęście okazał się niezbyt konsekwentny. Nie bój się Wiktorku, nie wykorzystał nas doszczętnie. W każdym razie, to co powinno dostać się dopiero mężowi, zostawił nietknięte. Śpisz? Chcesz żebym skończyła w tym miejscu, czy mam mówić dalej?

- Mów dalej. Jak mógł poderwać jednocześnie was obie? No i... nie kochałaś się z nim chyba. Jeszcze tak przy wszystkich? I co z tą Martą?

- Och Wiktorku, czy ty aby nie chcesz wiedzieć za dużo?

- Być może, ale przecież lubisz opowiadać... Jak wygląda ta Marta? Jest tak ładna jak ty?

- Teraz się trochę roztyła i ogólnie obecny styl życia jej nie służy. Papierosy, alkohol, częste niedosypianie - nie sądzę, by ci wpadła w oko. A wtedy? Ja byłam dość wysoka i chuda jak szczapa, czego teraz już o mnie nie powiesz. Marta zaś była niższa i bardziej zaokrąglona tu i ówdzie. Nie gruba, ale i nie chudzielec. W sumie, jej wygląd niczym szczególnym się nie wyróżniał - ot zwykła nastolatka. Na co facet patrzy? Na nogi, tyłek, biust i buzię. U niej wszystko to było średnie, ani super chruper, ani szkaradne. Z nas dwóch to ja uchodziłam za piękność klasową, mimo że pokaźnym biustem raczej nie grzeszyłam, co zresztą do dziś się mocno nie zmieniło.  Marta chłopaków pociągała nie wyglądem, chociaż potrafiła eksponować swe walory i eksponowała - odkąd ją znam nigdy nie ograniczało jej poczucie wstydu - a bardziej zadziornością, tupetem i absolutną pewnością siebie.

To powiem ci jeszcze, czym się skończył tamten dzień. We troje staliśmy w drzwiach i z rozdziawionymi gębami patrzyliśmy się, jak ten chirurg się przymierzał do nastawienia stopy Maćka. Imienia chirurga ci nie zdradzę, nazwijmy go panem Iks. Tak więc pan Iks, który wtedy był dla nas po prostu kimś ze wsi - na myśl by nam nie przyszło, że może być lekarzem - macał jego kostkę z każdej strony, sprawdzał gdzie boli, a gdzie nie, dokładnie badał każdy centymetr. Aż nagle obiema rękami chwycił jakoś jego nogę, coś chrupnęło, Maciek wrzasnął wniebogłosy i było prawie po wszystkim. Tak właśnie powiedział pan Iks: 

"Już prawie po wszystkim. Jeszcze tylko obwiążemy bandażem.

Następnie, zupełnie niewzruszony krzykiem pecjenta, z kamienną twarzą, podszedł do kredensu wyjąć ten bandaż. W tym momencie jednak Marta zbladła i zakręciło jej się w głowie. Miała już za dużo wrażeń. Uszło to mojej uwadze, ale Janek w porę zauważył i wyprowadził ją na dwór. Swoją drogą, wydało się wtedy na którą z nas naprawdę łypał okiem. Miał być moją parą, a gapił się na Martę. Taki dżentelmen z niego.

Dalej było już jak w wenezuelskim serialu. Iks wyszedł do Janka i Marty zostawiając mnie samą z Maćkiem. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, tylko tępo patrzyliśmy sobie nawzajem w oczy. Wiesz, wtedy właśnie pierwszy raz w życiu zobaczyłam prawdziwy strach na czyjejś twarzy. Teraz to jest dla mnie dzień powszedni, ale wtedy zalękniony wzrok Maćka zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Zresztą, z korzyścią dla Iksa, bo poczułam wobec niego jeszcze większy respekt i obdarzyłam dodatkowym zaufaniem. Kiedy, raptem kilkanaście minut później, zaczął mnie dotykać nawet nie drgnęłam. Wręcz dumna byłam i czułam dziwaczną satysfakcję z tego, że on właśnie na mnie zwrócił uwagę. Wiktorku, jeśli ktoś ci powie, że kobiety są dziwne, wiedz, że tak właśnie jest.

Dość szybko do pokoju wrócił Janek. Powiedział, że Iks spacerował właśnie z Martą po obejściu, rozmawiał z nią i próbował ją uspokoić. Że to miało potrwać jeszcze chwilę, ale że wszystko było na dobrej drodze i że wszyscy troje mieliśmy na nich poczekać w pokoju. Jak trzeba poczekać, to trzeba. Nic lepszego i tak nie mieliśmy do roboty. Janek zaczął wypytywać Maćka o samopoczucie i czy go bardzo boli, a ja milcząc przysłuchiwałam się temu ich głupiemu dialogowi, aż nie wytrzymałam i wybiegłam na dwór sprawdzić jednak, jak co się działo z moją przyjaciółką.

Nie musiałam jej daleko szukać. Marta stała z Iksem przy zamkniętej furtce do ogrodu. Stała odwrócona do niego plecami, a on nieco pochylony mówił coś do niej. Z odległości kilkunastu metrów nie mogłam dokładnie rozpoznać, czy Iks przytula Martę, czy trzyma ją za ramiona, widać było jednak, że byli bardzo blisko siebie i że proces uspokajania przebiega pomyślnie i wnet dobiegnie końca. Skierowałam kroki w ich stronę, lecz nie zauważyli mnie od razu. Pierwszy spostrzegł mnie Iks - chyba uśmiechnął się do mnie przelotnie, ale nie przerwał rozmowy z Martą. Ona natomiast, do ostatniej chwili nie była świadoma mojej obecności. Dopiero gdy nazwałam jej imię, mocno zaskoczona krzyknęła głośno i aż podskoczyła. Nie wiedzieć czemu wyglądała na zmieszaną, a na jej policzki natychmiast wyskoczył silny rumieniec. Tylko Iks zachował zimną krew i zaproponował żebym poczekała na niego na dworze, a on odprowadzi Martę do chłopców. Według niego należało jej się jeszcze trochę odpoczynku zanim Iks odwiezie nas samochodem do naszego miasteczka. Dopiero po miesiącu Marta zwierzyła mi się, że wtedy przy furtce Iks pogłaskał ją po ramionach i szyi, następnie mostek, po czym bez mrugnięcia okiem wsunął dłoń pod miseczkę stanika. Wyobrażasz to sobie? Przez cały czas on ją bezwstydnie macał szepcząc sprośności do ucha, a ona ani przez moment się nie sprzeciwiła! Dziwka mała. To dlatego była taka niespokojna, kiedy mnie zobaczyła.

Wtedy, rzecz jasna, nie miałam o tym pojęcia. Gdybym wiedziała, byłabym ostrożniejsza – ale nic nie wiedziałam. Kiedy Iks wyszedł do mnie, odprowadziwszy Martę do pokoju, zabawił się ze mną w mniej więcej ten sam sposób. Tyle że trochę mniej podstępnie. Po prostu odeszliśmy w stronę ogrodu, po czym skręciliśmy pod jakieś drzewo - chyba orzech, i kiedy znaleźliśmy się w miejscu niewidocznym z żadnego okna ani od drzwi, Iks zatrzymał mnie i chwyciwszy mnie za obie dłonie powiedział, że chciał, abym mu na coś pozwoliła, ale nie miał wystarczającej śmiałości, powiedzieć na co. Spytał, czy nie zechciałabym mu zaufać przez krótką chwilę. Wiedział, że się zgodzę...  

"Zamknij oczy" - powiedział.

Zamknęłam. 

"Bez otwierania oczu policz do pięćdziesięciu pięciu." 

Dziwne żądanie, ale czego się nie robi dla wybawcy połamanego kolegi i zszokowanej przyjaciółki? Zaczęłam odliczanie. Gdy doszłam do ośmiu, pięć guzików mojej koszuli było rozpiętych. Tylko ostatnich dwóch dolnych Iks nie ruszył. Gdy byłam przy trzynastu, Iks przesuwał obie miseczki mojego stanika. Przy piętnastu, powiedział, że mam piękne ciało. Gdy doszłam do dwudziestu, Iks trzymał w dłoni moją pierś i się nią zaczynał bawić. Ugniatał ją, jeździł po niej palcami, podnosił do góry, gładził sutek, by wreszcie znów schwytać ją mocno pełną dłonią. Przy czterdziestu czterech poprosił bym przerwała liczenie na moment. Uwolnił zapięcie i uniósł poluzowany stanik do góry, pomacał obie piersi jednocześnie i polecił bym kontynuowała odliczanie. Nie wyobrażasz sobie nawet jak mi wtedy serce mocno biło. Mieszały się w nim chyba wszystkie możliwe uczucia: ciekawość i lęk, duma i przerażenie, chęć podobania się i wstyd, miłość i niechęć, przyjemność płynąca z dotyku i pączkujące podniecenie myślą, że zabawa moim biustem podniecała Iksa. Przy pięćdziesiątce znów musiałam przerwać liczenie. Złapał mnie w pół, dość mocno ale zarazem delikatnie, nachylił się i zaczął całować mnie po piersiach. Ssał je zachłannie, lizał, ściskał sutki wargami i prosił bym nie otwierała jeszcze oczu. W końcu polecił, bym doliczyła do końca i na pięćdziesiąt sześć otworzyła oczy.

Nie pozwolił mi dokończyć. Gdy powiedziałam "pięćdziesiąt cztery", Iks pocałował mnie w usta. Ach, co to był za pocałunek! Z mojej strony zupełnie nieporadny, zdołałam tylko nieznacznie rozchylić usta i wysunąć szczękę troszkę do przodu. Dopiero po chwili, podekscytowana jak nigdy wcześniej, lecz bardzo niepewna swoich ruchów, założyłam mu ręce na szyję i zaczęłam poruszać wargami. Wtedy on, mówiąc trochę wulgarnie, porządnie mnie przelizał. Pewnie się zdziwisz - kiedy wreszcie oderwał ode mnie usta, wcale nie chciałam, żeby kończył. Powinnam się brzydzić jego obślinionego jezyka, grasującego w mojej buzi, a poczułam spore podniecenie. On to oczywiście wyczuł i wiedział, że mógł ze mną zrobić jeszcze więcej, ale się powstrzymał..

Wiktorku, na tym skończymy dzisiejszą opowieść. Spróbuj trochę zasnąć. Spokojnej nocy.

- Pani Sandro! Dziękuję.

- Nie dziękuj. Na następnym dyżurze znów ci coś opowiem... Aha, Wiktorku! Jeszcze jedno. Żeby nie zostawiać historii nie dokończonej, powiem ci, że Iks został moim najlepszym przyjacielem. Nie uwierzysz, ale znajomość z nim trwa do dziś.





2. Gimbusiarnia

- Dobry wieczór, Wiktorku!

- Dobry wieczór. Świetnie, że pani znów przyszła.

- Świetnie, że leżysz dziś sam w pokoju. Kto dziś opowiada? Zrobisz mi miejsce?

- Teraz pani kolej.

- O, jak wygodnie w tym twoim łożu! Obejmij mnie, Wiktorku, i słuchaj:

Kiedy ci opowiadałam o doktorze Iksie, wspomniałam ci, że Marta okiełznała naszego klasowego Casanovę – Maćka i że ja kumplowałam się w gimnazjum z Jankiem, który z jednej strony był we mnie ciągle zakochany, a z drugiej strony, być może kierowany zranionym uczuciem, rozpowiadał o mnie – o nas – niestworzone historie. Otóż, ten Maciek, stylizujący się na podrywacza, miał brata, starszego o cztery lata, o którym żeśmy wspólnie fantazjowały z Martą przez całe gimnazjum, oraz kuzyna, w tym samym wieku co brat, który pojawiał się co roku na urodzinach i imieninach Maćka – również ciacho. Kacper i Dawid, to byli prawdziwi Casanovi, z krwi i kości. Taktowni, dyskretni i, w przeciwieństwie do Maćka, skuteczni. Nie mielili jęzorami niepotrzebnie, nie gadali, co ślina na język przyniesie i nie przechwalali się żadnymi „osiągnięciami”. Obaj zachowywali się tak, by wzbudzić jak największe zaufanie. Zdobywszy je, podstępnie dobierali się do dziewczyny i robili, co im się żywnie podobało. Powiem ci, jak nas obmacali.

To było na samym początku szkoły. Pierwsza klasa, większość uczniów nieznana, każdy stara się odnaleźć w nowym środowisku, znaleźć dla siebie miejsce w społeczności klasowej, czymś zaimponować, jakoś zaistnieć i nie spaść na sam dół hierarchii koleżeńskiej. Są na to różne sposoby. Jeden uczy się za dziesięciu, dbając o dobre stopnie, ktoś inny dowcipkuje bez ustanku, jeszcze ktoś inny pedantycznie dba o wygląd – dziewczyna, jak ma, epatuje biustem, chłopak co tydzień biega do fryzjera i kosmetyczki. Chodziłeś do szkoły, więc wiesz doskonale, jak to jest w pierwszej klasie.

Maciek, aby zaistnieć, przybrał pozę specjalisty od seksu – co biorąc pod uwagę to, że przechodził właśnie mutację głosu i, będąc prawiczkiem, płeć kobiecą znał,  bez cienia wątpliwości, jedynie z internetu, było komiczne ale i urocze jednocześnie. Zorganizował też imprezkę urodzinową, na którą zaprosił kilka osób z klasy. Wśród gości było dwóch chłopaków – wtedy jeszcze nie kolegowaliśmy się z Jankiem. Swoim zachowaniem i strategią przetrwania w szkole, przypominali Maćka. Byli tylko trochę mniej wygadani. Z wyglądu – dwa chudzielce, nic ciekawego. Dla barczystego, nieco korpulentnego Maćka nie stanowili dużej konkurencji. Oprócz nich, przyszłam ja, Marta i pewna Patrycja. Nie wiem, według jakiego klucza nas dobrał, ale w jakiś sposób musiałyśmy odpowiadać jego gustom estetycznym. Patrycja była z nas najwyższa, już wtedy miała metr siedemdziesiąt wzrostu. Ja i Marta byłyśmy niższe od niej o głowę, jeśli nie bardziej. Wszystkie trzy byłyśmy raczej szczupłe, ale tylko Patrycja była chuda jak patyk. Piersi nie były atutem żadnej z nas. Coś tam sterczało, ale o miceczce B każda z nas, zwłaszcza Patrycja, mogła tylko pomarzyć. Niemniej, coś w nas musiało mu się spodobać. Inaczej by nas przecież nie zaprosił. Przyjechała też siostra cioteczna Maćka, młodsza od nas o rok, Ania, niska, pulchna, z włosami do pasa, lukrowany pączuszek – zrobiła furorę u obu chłopaków z naszej klasy. Wraz z nią przyjechał też Dawid, wspomniany starszy kuzyn Maćka. Ani on, ani brat Maćka, teoretycznie nie byli uczestnikami prywatki, ale dołączyli do nas po jakimś czasie.

Wymieniłam te wszystkie osoby nie po to, żeby cię katować imionami, a tylko po to, żebyś mniej więcej wiedział, z jakimi osobami miałam do czynienia. Z chłopaków najważniejsi są oczywiście Dawid i Kacper, a Maciek i pozostali dwaj koledzy z klasy stanowią tylko tło. Byli wtedy zbyt dziecinni, żeby czymś zaimponować dziewczynom z gimnazjum, uważającym się za prawie dorosłe. Nawet Ania nie zawiesiła na nich oka, mimo że obaj się do niej przymilali.

Początek spotkania też nie jest ważny. Nawet nie pamiętam, co wtedy robiliśmy. Piliśmy pewnie colę, zagryzaliśmy paluszkami i próbowaliśmy znaleźć jakiś temat do rozmowy. Zapewne z mizernym skutkiem, ku rozterce chłopaków. Dopiero po jakiś dwóch godzinach, w drzwiach pokoju Maćka pojawił się jego brat z pytaniem, czy może się poczęstować czymś ze stołu. Wtedy to pytanie wydało się mi autentyczne, a teraz wiem, że to był tylko pretekst, by sprawdzić przebieg spotkania i ewentualnie się do nas przyłączyć. Dla żeńskiej połowy prywatki, jego pojawienie się było jak wybawienie od nudy.

Co robicie, dzieciaki? Myślałem, że zastanę was przy kartach albo jakiejś innej gierce.” – zapytał w progu.

A, nic nie robimy.” – odpowiedział Maciek, kryjąc wstyd i niezadowolenie, że impreza nie kręciła się, jak należy.

Karty? Kacper, a pokażesz jakąś sztuczkę?!” – podchwyciła temat Ania i w ten sposób, wprowadziła brata Maćka na parkiet, to jest na dywan.

Od razu zrobiło mi się weselej, a i Marcie i Patrycji zapewne też. Każda z nas odruchowo poprawiła bluzkę i spódniczkę, żeby przed przystojnym chłopakiem wyglądać jak najlepiej.  Kacper pokazał jakieś sztuczki, a następnie rozsiadł się na dywanie i zaproponował krótką grę, w makao czy coś w tym stylu – zupełnie niewinną grę, żaden rozbierany poker czy oczko na fanty. Pełna kulturka.

Razem z Kacprem było nas osiem osób, trochę za dużo do jednej gry w makao. Szybko się o tym przekonaliśmy, gdy odpadły pierwsze osoby i nie miały co robić przez dobrych kilka minut. Przerwaliśmy więc tę grę i przeszliśmy do tysiąca. Kacper wystąpił z genialnym pomysłem, by grały same dziewczyny, a wybrani przez nie męscy doradcy mieli im służyć pomocą. Podczas gdy dobieraliśmy się w pary, co nie szło sprawnie, gdyż żadna z nas nie chciała szczurkowatego doradcy, a Kacper był niepodzielny i tylko jeden, w pokoju zjawił się Dawid i arbitralnie podzielił nas na cztery drużyny. Kacpra przydzielił Patrycji. Zauważyłam wtedy, że kuzyni wymienili się pospiesznie ukradkowymi spojrzeniami i w ten sposób ustalili, komu przypadnie Kacper. Nie był to więc dobór przypadkowy. Marcie dostał się Maciek, Ania, jako najmłodsza, rzekomo dla wyrównania szans, otrzymała dwóch doradców – chudzielców z mojej klasy, a mnie Dawid przeznaczył samego siebie.

Takim roztrzygnięciem wszystkie dziewczyny były zadowolone, najbardziej, rzecz jasna, ja i Patrycja, którym dostały się oba ciacha, ale też Marta nie trafiła do najgorszego teamu, a Ania była chyba jeszcze zbyt niewinna, by w wyobraźni łączyć tę niewinną grę z czymś nacechowanym erotycznie. Przegrani byli tylko ci dwaj chłopcy, bo nie dość że dostali jedną dziewczynę na dwóch, to jeszcze musieli sobie uświadomić, że dla rówieśniczek z klasy nie byli „towarem” specjalnie  atrakcyjnym.

Graliśmy najpierw na podłodze. Pierwszy usiadł Dawid, w rozkroku, i szarmanckim gestem zaprosił mnie, bym usiadła przed nim, pomiędzy jego kolanami. Tułów chłopaka miał stanowić dla mnie oparcie. Byłam dość zdziwiona tym zaproszeniem. Nigdy wcześniej, żaden chłopak nie okazał mi tak otwarcie swojej akceptacji, rówieśnicy raczej ukrywali pozytywne uczucia, a znacznie mniej wstydzili się wysyłać sygnały negatywne. Dawid zaskoczył mnie na tyle, że nie zrozumiałam od razu, co on właściwie chciał ode mnie, ale gdy spokojnym, stanowczym głosem, zapytał wprost:

Usiądziesz ze mną?” – nie miałam powodu, by mu odmówić.

Rozsiadłam się wygodnie, opierając się plecami o tors Dawida. Właściwie, to nie ja się oparłam o niego, lecz on lekko ciągnąc mnie za ramiona, sprawił, że wtuliłam się w niego. Znów byłam zaskoczona, ale nie protestowałam. Bliskość w gruncie rzeczy nieznajomego chłopaka mnie onieśmielała, ale ogólnie sprawiała mi przyjemność. Niemal natychmiast, Kacper i Patrycja poszli w nasze ślady, siadając naprzeciwko nas. Następnie do gry zasiedli Marta z Maćkiem, i Ania ze swoimi doradcami, ale w mniej „kontaktowych” pozach, siadając po turecku, lub kucając blisko siebie.

Ledwie rozdaliśmy karty, a dłoń Dawida spoczęła na moim kolanie. Jedną ręką pomagał mi ułożyć karty na ręce, a drugą muskał mnie to tu, to ówdzie na udzie. Po minucie zmienił ręce – dotknął mojej drugiej nogi. To było dziwne, ale nie sprzeciwiłam mu się. Najpierw postępował delikatnie, jakby testując moją wytrzymałość, ale po kilku lewach, kładł mi już na uda pełne dłonie, nie bojąc sie zupełnie mojej negatywnej reakcji. Szybko się przyzwyczaiłam do tego dotyku.

Naprzeciw mnie odbywała się podobna gra. Patrycja równie szybko jak ja, poczuła na swych nogach ręce Kacpra i tak jak ja, w pełni zaakceptowała ten rodzaj dotyku. Obie od czasu do czasu opierałyśmy się o swoich doradców i słuchałyśmy ich szeptów: „Króla!”, „Asem!”, „Niestety, nie mamy dobrej karty.”, „Poczekaj z dziesiątką, ona ma jeszcze damę.” i tym podobnych podpowiedzi. Były to przyjemne szepty, omywające ciepłym, wilgotnym powietrzem nasze uszy. Kiedy poczułam dłoń Dawida na swoim biodrze, po początkowej tremie i niepewności nie było już śladu. Bez protestu obeszło się też, gdy palce chłopaka wniknęły pod koszulkę i zawinęły nieco jej rąbek do góry, niepostrzeżenie dla pozostałych uczestników partii.

Spoglądając na parę siedzącą naprzeciwko, nie mogłam nie dostrzec, jak Kacper raz po raz zaglądał Patrycji w dekolt. Na przemian dotykał jaj nóg, brzucha, boków, opierał ją o siebie i zerkał od góry pod bluzkę, siląc się na jako taką dyskrecję. Dawid i ja musieliśmy wyglądać podobnie. Panowie rozglądali się kontrolnie dookoła i upewniwszy się, że ich zachowanie nie wzbudzało niczyjego zainteresowania, wymieniali się porozumiewawczymi uśmieszkami.

Widząc to wszystko, powinnam była wtedy wstać i pełna oburzenia przerwać te podchody, ale nie zdobyłam się ani na odwagę, ani na przejaw przyzwoitości. Właściwie, zaimponowało mi, że starszy chłopak, do tego miły i przystojny, najwyraźniej zainteresował się moim ciałem, a w dużym towarzystwie i zabezpieczona stanikiem przed przenikliwością męskiego wzroku, czułam się bezpiecznie i na tyle komfortowo, by pozwolić sobie na wciągnięcie się w tę zabawę. Patrycja chyba czuła podobnie, a w spojrzeniu Marty dostrzegłam nawet nutkę zazdrości, co przekonało mnie jeszcze bardziej do tego, by nie przeszkadzać Dawidowi.

Gra toczyła się dalej, mijały kolejki, ktoś wszedł „na minus”, a kto inny przekroczył magiczną liczbę dziewięciuset punktów, aż chłopakom zdrętwiały nogi. By zapewnić sobie, i nam wszystkim, wygodniejsze siedzenie, Kacper zarządził przemeblowanie. Na środku postawił jakieś kartonowe pudełko, a wokół tego prowizorycznego stołu ustawił cztery fotele, skompletowane ze wszystkich pokoi na piętrze zajmowanym przez braci. Od tego momentu, siedziałyśmy chłopakom na kolanach, a na naszych kolanach i udach spoczywały, a raczej przesuwały się ich dłonie.

Nim skończyliśmy pierwszego tysiąca, dłoń Dawida wniknęła pod moją bluzkę. Bezczelnie, na oczach moich kolegów i koleżanek z klasy, wolnym ruchem, wsunął ją głęboko aż pod żebra i powoli zataczał nią kółka na mym brzuchu. Co ciekawe, nikt z obecnych nie zwrócił na to żadnej uwagi, poza Kacprem oczywiście, który sam przymierzał się do podobnej operacji na ciele Patrycji. Siedziałam więc cicho dalej, udając brak zainteresowania ruchami rąk Dawida. Na grze nie mogłam się już zupełnie skupić. Gdyby nie ciągłe podpowiedzi, nie zawsze słuszne, nie wiedziałabym zupełnie, ani jaki kolor był aktualnie kolorem atutowym, ani jaką kartę wyłożyć. Całą sobą śledziłam już poczynania chłopaka i czułam, że ogarniało mnie uczucie pełnego niepokoju podniecenia, o natężeniu, jakiego wcześniej jeszcze nie doświadczyłam. To sprzeczne uczucie narastającego podniecenia i lęku przed nieznanym i przed odkryciem mego stanu przez obecnych w pokoju, w pewnym stopniu izolowało mnie od rzeczywistości i paraliżowało umiejętność chłodnego, rzeczowego myślenia. Krótko mówiąc, podobało mi się to obmacywanie.

Niestety, pierwsza rozgrywka dobiegła końca. Marta zaproponowała nowe losowanie par, a ponieważ wygrała właśnie ona, Dawid stwierdził, że sprawiedliwie byłoby, gdyby to właśnie ona zdecydowała, kto gra z kim w kolejnej rundzie. Nie padło słowo sprzeciwu. W rezultacie, straciłam Dawida na rzecz Marty, sama dostając Kacpra jako pomocnika, Patrycją mieli się podzilić koledzy z klasy, doradzający dotychczas Ani, a Ani przydzielony został Maciek. Nawet nie najgorsze rozdanie.

Oparłam się o Kacpra tak jak wcześniej opierałam się o Dawida i czekałam, aż jego dłonie zaczną błądzić po moich udach. Wiesz, że się nie doczekałam? Myślałam, że u kuzynów panowały takie właśnie reguły zachowania, a się okazało, że byłam w błędzie. Kacper ani razu mnie nie dotknął, co zinterpretować mogłam tylko w jeden sposób: Podobała mu się tylko Patrycja, a Dawid macał mnie, bo właśnie ja przypadłam mu do gustu. Naiwne to i proste, ale naprawdę tak wtedy pomyślałam. Zwłaszcza że zerkał często w moją stronę i uśmiechał się do mnie, nawet kiedy jego dłonie beztrosko spoczywały na nogach mojej koleżanki, wyraźnie powyżej kolan.

Po jakimś czasie, dwaj koledzy z klasy, znudzeni przedłużającą się grą, a i zapewne zmęczonych tym, że nikt im nie okazywał zainteresowania, pożegnali się i poszli do domu. W powstałej wskutek ich wyjścia przerwie w grze, Dawid zaprosił Martę do pokoju obok na krótkie „konsultacje”. Nie miałam pojęcia, jaki temat poruszyli, ale rozmowa wywarła na dziewczynie silne wrażenie, widoczne gołym okiem na jej rozpromienionej twarzy, kiedy wrócili z odosobnienia.

Dograliśmy tysiąca do końca, jeszcze raz zmieniwszy składy par grająca-podpowiadacz. Ja wróciłam na kolana Dawida, Marta powędrowała na fotel Kacpra, a Ania i Patrycja zostały tam, gdzie grały. Znów poczułam pod bluzką dłoń chłopaka, a Kacper, także w przypadku Marty, powstrzymał się od dotykania nieosłoniętych sukienką części nóg, potwierdzając moje podejrzenie, że zakochał się w Patrycji. Wcale się nie zakochał, Wiktorku. Powód był taki, że mnie z Martą znał już przynajmniej z widzenia, bo mieszkałyśmy niedaleko, a Patrycja była mu zupełnie nieznajoma. Wobec niej czuł się bardziej bezkarnie. Jego kuzyn Dawid, mieszkając w innym mieście, zupełnie nie musiał liczyć się z naszymi uczuciami, ani z tym, że jego frywolne zachowanie mogło wyjść na jaw. Na urodzinach Maćka spotkaliśmy się po raz pierwszy w życiu i była duża szansa, że mogło to być również spotkanie ostatnie. Wychodząc z takiego założenia, nie musiał się ograniczać w zabawie z nami. Jedyny ważny hamulec stanowiła dla niego obecność młodszej siostry, Ani.

Gdy w penym momencie miałam na koncie ponad dziewięćset punktów, Dawid poprosił o krótka przerwę, by omówić ze mną strategię końcowej rozgrywki. Poszłam z nim do drugiego pokoju z największą ochotą i w nadziei na jeszcze jakiś gest z jego strony. Odprowadzały nas znaczący uśmieszek Marty, skierowany w moją stronę, oraz życzenie „powodzenia”, wyrażone przez Kacpra dyskretnym uniesieniem prawego kciuka. Ich zachowanie potwierdzało, że zanosiło się na jakąś miłą niespodziankę, ale ja nie miałam pojęcia, co to mogłoby być. Znów ogarnęła mnie trema, nogi zdały się przybrać konsystencję waty, ale i tak śmiało poszłam za Dawidem.

Chłopak pospiesznie zamknął za mną drzwi i, nie zapalając światła, chwycił mnie za ręce i powiedział z przejęciem w głosie:

Sandra, ja już nie mogę wytrzymać. Tak mocno na mnie działasz.

Nim domyślałam do końca, co to zdanie mogło oznaczać, położył ręce na moje biodra i z obu stron wsunął mi je zdecydowanie pod koszulkę. Po chwili, dotarłszy prawie pod pachy, obie dłonie zmieniły kurs na plecy i bardzo szybko dotarły do zapięcia stanika. Byłam w szoku.

Nie wiem dokładnie, co się wtedy ze mną stało, jakie myśli przebiegły mi przez głowę, czy w ogóle o czymkolwiek pomyślałam. Stałam chyba bezradnie przed starszym chłopakiem i czekałam bezwiednie na jego kolejny ruch. Być może oparłam się na nim, nie mogąc utrzymać w pionie swojego ciała. Nie wiem. Pewne jest tylko to, że haftki błyskawicznie przestały pełnić swoje zadanie, a miseczki poluzowanego stanika przestały ściśle przylegać do ciała.

Bez przerwy ci zaglądam w dekolt, Sandra!” – szepnął mi Dawid do ucha.

Masz taką piękną szyję, a obojczyki doprowadzają mnie do obłędu. Tylko piersi masz stale zasłoniętę. Pokaż mi je, Sandra!”

Nie skończywszy nawet tego monologu, Dawid przesunął jednął dłoń na przód i bez ceregieli chwycił najpierw za jedną pierś, potem za drugą. Przygniatał je i ugniatał jak ciasto przez dobrą chwilę. Potem podwinął mi koszulkę aż pod szyję, łącznie ze stanikiem, i obiema rękami zachłannie, dokładnie, jeszcze raz obmacał moje piersi. Nigdy wcześniej nikt mnie tam nie dotykał, nie tylko na gołe ciało, ale i przez dziesięć warstw ubrań, a ten Dawid tak sobie ze mną poczynał.

Idealne masz cycuszki, Sandra! Musimy się jeszcze umówić.” – szeptał i nie wypuszczał mnie z rąk.

A mi się to podobało! Stałam przed nim nieruchomo, jak słup soli, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, porażona nowym, intensywnym doznaniem i pozwalałam mu na wszystko.

Kiedy, lekko kucając, zbliżył buzię do mojej klatki piersiowej i pocałował, a raczej wessał, jedną pierś pełnymi wargami, też nic nie powiedziałam ani nawet nie drgnęłam. Tylko czułam jak serce mi bije mocno pod żebrami, nogi odmawiają posłuszeństwa i moja najbardziej intymna część robi się wilgotna, domagając się jeszcze bardziej intensywnych impulsów.

Musimy wracać, Sandra. Na razie.” – przerwał w końcu zabawę moimi piersiami.

Tego nie musisz zakładać. I tak nikt nie zauważy, że nie masz stanika.” – powiedział, i schował sobie mój stanik do kieszeni. Poprawił mi bluzkę i zaprowadził do reszty towarzystwa.  

Domyślasz się chyba, Wiktorku, że byłam równie skołowana jak Marta pół godziny wcześniej, a może nawet bardziej. Stanika już nie odzyskałam, podobnie jak Marta i Patrycja, którą w swoim pokoju „obrobił” potem Kacper. Co ciekawe, ani Ania ani Maciek niczego się nie domyślili. Ich bracia bez trudu dobrali się do cycków trzem dziewczynom, a oni byli święcie przekonani, że poza rozmową, do niczego więcej nie doszło.

No, Wiktorku, nie usnąłeś jeszcze? Jak się masz?

- Dziękuję, że mi pani o tym opowiedziała.

- To jednak słuchałeś?

- Tak. Zazdroszczę im.

- Domyśłam się, Wiktorku. Ale ty też miałeś przygody z dziewczynkami. Wcale nie jesteś takim niewiniątkiem, na jakie wyglądasz! A jak się ma nasz bohater?

Zadawszy to pytanie, lekarka wsunęła rękę w dolną część piżamy Wiktora.

- Oj, obudził się nasz koleżka! Wiktorku, jaki on się twardy zrobił!

- To przez panią.

Wiktor spróbował się obrócić na bok, w stronę lekarki, lecz ona w mig go powstrzymała.

- Poczekaj chwilkę.

Zdjęła majtki, kucnęła nad chłopakiem, opierając się na łokciu jednej ręki i na szeroko rozstawionych kolanach i swobodną ręką wysunęła jego członka z piżamy.

- Wiktorku, pora żebyś wreszcie usnął. – szepnęła i pomogła chłopakowi wejść w siebie. - Ach, Wiktorku! Dla tej chwili warto dziś było przyjść do ciebie... 

- Ale szybki jesteś! – zaśmiała się po chwili. 

- Przepraszam, nie uważałem. – odpowiedział speszony.

- Nie szkodzi, Wiktorku. Po tej chemii możesz kończyć w kobiecie ile tylko chcesz. Niepożądanych skutków nie będzie. – uśmiechnęła się i delikatnie pocałowała go w usta, na dłuższą chwilę przywierając do nich wilgotnymi wargami.

Pocałunek przywołał kolejne wspomnienie. Wiktorowi zdało się przez moment, że całujące go wargi należały do Magdy, jego pierwszej dziewczyny – pierwszej pod każdym względem: pierwszej, która go pocałowała, pierwszej, która pokazała mu swe ciało w pełnej okazałości, pierwszej, jaka chciała się z nim kochać fizycznie, pierwszej, którą sex z Wiktorem nie zaspokoił i pierwszą, z którą zerwał „chodzenie”.  

- Pani Sandro, pani jest wspaniała. Dziękuję. – powiedział szeptem, przepełnionym gorącym uczuciem.

- Wiktorku. Ja cię tylko wykorzystuję. – odpowiedziała uśmiechnięta. – Słuchaj dalej!

Jeśli myślisz, że były kolejne imprezy u Maćka, podczas których dobierałby się do mnie jego kuzyn, to jesteś w błędzie. Imprezy były, owszem, ale Dawid nie zwracał już na mnie wrażenia. Możesz to sobie wyobrazić? Dziewczyna, wybierając się na imieny, późną jesienią, zabiera z domu krótką spódniczkę i koszulkę z porządnym wcięciem do przebrania się w nie zaraz po przybyciu na miejsce, specjalnie po to, żeby odsłonić jak najwięcej ciała, przez kilka dni wspomina dotyk męskich dłoni, błądzących po jej ciele i wyobraża sobie moment, w którym chłopak pozbawi ją stanika, a gdy wreszcie dochodzi do spotkania, on traktuje ją jak zwykłą koleżankę młodszego kuzyna. Wita się zwykłym „Cześć, jak się masz?” i nawet nie zerka w dekolt, lecz wiedzie wzrokiem za zupełnie inną dziewczyną. Tak, tak, Wiktorku. Na kolejnej prywatce u Maćka, Dawid skosztował Patrycji, nie mnie.

Dla niej musiało być równie dużym zaskoczeniem, gdy Kacper zamiast nią, zaprosił na kolana inną koleżankę Maćka, a Dawid, żeby odciągnąć ją od Kacpra, znienacka chwycił ją za biodra i przyciągnął na swój fotel. Mnie, zaś, i Marcie pozostało oparcie się o barki kolegów z klasy. Ania, na początek, wybrała bezpieczne dla niej kolana Maćka.

Drętwo siedziałyśmy z Martą na kolanach kolegów, wystrojone, na moje wyczucie, wyzywająco, ze stanikami prawie na wierzchu, i ze smutkiem przyglądałyśmy się jak tuż obok nas Dawid i Kacper przystępowali do obmacywania naszych koleżanek. Również Patrycja była sztywna, jakby połknęła kijek. Nie minęło nawet pół godziny, kiedy zauważyłam niewyraźny, prawie niedostrzegalny, ruch pod materiałem jej luźnej bluzki. Ponad wszelką wątpliwość, Dawid głaskał ją już od dobrych kilku minut i właśnie przesunął dłoń wyżej, aż do podstawy biustu.

Kilka minut potem, Marta, dała mi znać ukradkowym spojrzeniem, bym zwróciła uwagę na Kacpra i Mariolę. Byli równie zaawansowani w pieszczotach, co Dawid i Patrycja. Nie bacząc na obecność pozostałych uczestników prywatki i nie przerywając żartów, chłopak jedną ręką dyskretnie trzymał rąbek cienkeigo swetra dziewczyny, pilnując by się nie podsunął do góry, a drugą ręką, aż po łokieć zanurzoną pod sweter, studiował kształt dziewczyny. Mogłabym się założyć, że jego dłoń powędrowała prosto do jej stanika.     

Postanowiłam się zemścić. Zeskoczyłam z goszczących mnie kolan i poprosiłam Martę, by wyszła ze mną na chwilę.

Widzisz, to co ja?” – spytałam, roztrzęsiona.

On maca Mariolkę!” – potwierdziła Marta.

A Dawid robi to samo z Patrycją.” – dodałam. – „Co robimy?”

Nie mam pojęcia. Głupio by było już teraz iść do domu. Za wcześnie. A z tymi sztywniakami nie mam ochoty się zadawać.

Musimy się jakoś zemścić.” – powiedziałam pół żartem, pół serio.

Tak! Już wiem. Uświadomimy tę ich Anię. Ci idioci liczą chyba na to, że ich mała siostrzyczka jest głupia i nigdy niczego się nie dowie.”

- Ojej! Co wyście zrobiły? – przerwał niespodziewanie Wiktor.

- Powiedziałyśmy jej, że jej brat zamierzał zbałamucić Patrycję jeszcze tamtego wieczora. Poprosiłyśmy ją na korytarz i powiedziałyśmy, żeby się dokładnie śledziła ruchy Dawida i Kacpra. Nic więcej. A wróciwszy do pokoju, pozamieniałyśmy się chłopakami. Marta usiadła z Maćkiem, ja z Jankiem, który od tamtej pory aż do końca liceum, z przerwami, bujał się we mnie i co jakiś czas prosił, bym została jego dziewczyną, a Anię podsunęłyśmy jeszcze innemu koledze, Bartkowi. Nawet sympatyczny był ten chłopak, cichy, spokojny, ułożony. Słabo pasował do reszty chłopaków, ale dla Ani był w sam raz.

Kacper i Dawid zaczęli coś podejrzewać, bo na jakiś czas wyciągnęli ręce spod bluzek dziewczyn i z pewnym zakłopotaniem zerkali na nas, próbując zgadnąć, co nam nagle przyszło do głowy. Atmosfera zgęstniała, ulotniły się resztki spontaniczności. Na szczęście, Marta – zawsze bardziej śmiała ode mnie, wręcz lekkomyślna, w porę rezolutnie rozładowała to napięcie, ze śmiechem pytając:

Zagramy dziś w butelkę?”

Pierwszym, kto się odezwał, był Dawid. Zaczął kręcić, że może niekoniecznie, bo było za dużo osób i nie byliśmy do tej gry przygotowani. Widać było, że chętnie by się w to pobawił, ale nie wtedy, kiedy w pokoju była obecna jego młodsza siostra. Jego rolą było chcronić Anię przed takimi grami, a nie wciągać ją do nich. Marta osiągnęła jednak zamierzony cel: Ania usłyszała o zabawie, podczas której ludzie na przemian się całują, albo wykonują inne zadania nacechowane erotycznie, i dowiedziała się, że jej brat i kuzyn uczestniczyli w tego typu rozrywkach. Zresztą, aspekt edukacyjny był ważny nie tylko dla Ani. Usłyszawszy o całowaniu podczas gry, również chłopcy z naszej klasy mieli niepewne miny – gadać o dziewczynach i zgrywać macho mogli do woli, ale praktyki nie mieli przecież absolutnie żadnej. Nawet kiedy mieli możliwość złapać dziewczynę tu i ówdzie, jak podczas prywatek u Maćka, w większości wypadków blokowała ich trema. Stanęło na tym, że z grą w butelkę mieliśmy jeszcze poczekać i że ta gra, jeśli byśmy ewentualnie zagrali, mogłaby obejmować wyłącznie pytania.

Chyba jednak Kacper i ja zostawimy was wtedy samych. I tak mamy jeszcze coś zaplanowane na potem. Co, Kacprze?”

Tymi słowami, Dawid zakończył dyskusję na temat „butelki”, obłudnie zapowiadając, że starsi chłopcy wycofają się z ewentualnej rozgrywki. W zamian zaproponował rundkę „tysiąca”, jak podczas poprzedniego spotkania.

Dwuosobowe drużyny były już sformowane. Przy czym, ja z Jankiem wycofaliśmy się z gry, przyjmując rolę neutralnych kibiców. Dzięki temu, mogłam swobodnie chodzić po pokoju i zaglądać wszystkim w karty. Patrzyłam nie tylko na ręce. Raz po raz zachodziłam od tyłu Kacpra i Dawida i śledziłam ich poczynania wobec dziewczyn, siedzących im na kolanach. Obaj szybko wznowili macanki i bez większych oporów złapali Patrycję i Mariolę za piersi. Oczywiście starali się robić to bezszelestnie i bez niepotrzebnych ruchów, ale nie zawsze udawało im się zachować pełnię dyskrecji. Zwłaszcza w przypadku Patrycji było to trudne. Ilekroć się pochyliła, jej luźna, wydekoltowana bluzka odchylała się mocno do przodu, odkrywając przed obserwatorem patrzącym z góry widok na cały biust. Kilka razy, Dawid nie zdążył cofnąć ręki na czas i widziałam dokładnie, jak jego dłoń spoczywała zaciśnięta na miseczce stanika. Jeśli spytasz o to, co wtedy czułam, był to pewien smutek. Nie byłam zła na nikogo. Nawet cieszyłam się za Patrycję, domyślając się, jak bardzo musiało jej być przyjemnie i jak silne emocje nią wtedy targały. Mnie też, zresztą, udzielało się jej podniecenie. Zazdrościłam jej i Marioli, chętnie zajęłabym miejsce jednej z nich, ale nie czułam złości na Dawida, że mnie nie wybrał. Byłam już pogodzona z tym, że tamto macanko było czymś jednorazowym. Myślę, że i dla Patrycji, sytuacja była zupełnie jasna i że wcale nie tęskniła za dotykiem Kacpra.    
   
Niemniej, wcale nie byłam spokojna. Wręcz przeciwnie, czułam rosnącą potrzebę zrobienia czegoś nieprzyzwoitego. Zrobiłam to, co najprostsze. W łazience ściągnęłam stanik i wróciłam do pokoju w samej bluzeczce, licząc na to, że któryś z chłopców zerknie mi w dekolt.

Najbardziej spostrzegawcza okazała się Marta.

Że też sama o tym nie pomyślałam!” – zawołała znienacka i poprosiła mnie, bym zastąpiła ją w grze na kilka minut.

Wróciwszy do pokoju, zgoniła mnie z kolan Maćka i zajęła swoje miejsce, porozumiewawczo się do mnie uśmiechając. Także ona schowała stanik do torby z resztą ubrań. Nie wiem, kiedy Maciek i Janek, zorientowali się w sytuacji, ale po jakimś czasie zaczęłam ich przyłapyawać na okradkowych spojrzeniach w stronę naszych dekoltów. Można więc przyjąć, że skorzystali z okazji i wyłowili wzrokiem nasze skromne piersi. Widok ten musiał wywrzeć na nich pozytywne wrażenie, bo od tamtej pory zaczęli się do nas przystawiać i krążyć wokół nas na przerwach i po lekcjach.

Po grze w karty dopełniłyśmy zemsty na Kacprze i Dawidzie. Zaprosiłyśmy Anię najpierw na korytarz, następnie do łazienki i tam, bez ogródek wypaliłam:

I co? Zobaczyłaś jak twój brat molestuje Patrycję?”

No, nie...” – odpowiedziała szczerze zaprzeczyła. – „Podrywa ją.”

Oj, podrywa, podrywa.” – włączyła się Marta. – „Maca ją bez przerwy, tak samo jak Kacper Mariolę.”

Jak? Kto?” – spytała Ania zupełnie zaskoczona i poruszona tą informacją.

„Normalnie, Aniu. Wkładają im ręce pod bluzki i macają. Tutaj.”

To powiedziawszy, Marta otarła wierzchem dłoni w koszulę Ani w jej najbardziej wypukłym miejscu.

Nie!” – Ania nie mogła uwierzyć.

Tak! Poprzednim razem, Dawid zrobił tak samo z Sandrą. Wiesz?”

Ojej!” – Ania spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, a ja, z pewną dozą wstydu, potwierdziłam skinieniem głowy.

Oni nie chcą, żebyś się dowiedziała, a myśmy postanowiły się zemścić.” – powiedziała Marta.

Jak?”

A tak.” – odpowiedziała i podciągnęła koszulkę.

Zrobiłam tak samo i powiedziałam:

I chcemy cię namówić, żebyś zrobiła tak samo.”

Zdejmniesz ten cyckonosz?” – spytała Marta.

Po co?”

A tak dla jaj. Żeby się Bartek w tobie zakochał. Fajny jest, co nie?” – ciągnęła dalej Marta.

Maciek już się w tobie zabujał.” – powiedziałam do Marty, wesoło, potwierdzając skuteczność naszej metody.

A w tobie Janek.” – odpowiedziała Marta, wybuchając śmiechem. – „Ania, ściągaj już ten cyckonosz! Nie bądź gorsza od Patrycji i Mariolki!” – powtórzyła do Ani i rozpięła jej górny guzik koszuli.

To one też pozdejmowały?” – spytała niepewnie Ania, ale uśmiech, jaki zagościł na jej ustach, mówił, że dała się przekonać.

No jasne. Zdejmuj! Pokażesz chłopakom, jaka z ciebie super laska.” – ponagliła Marta.

Dwie minuty potem byłyśmy już z powrotem w pokoju Maćka i Dawid zobaczył swoją młodszą siostrę po przebraniu w łazience. Koszula, niedopięta od góry na trzy guziki, ledwie zakrywała jej biust, a gdy padło na nią silne światło z lapki stojącej na biurku, oczom brata, obu kuzynów i kolegom ukazały się sutki, wyraźnie prześwitujące przez cienki, jasnokremowy materiał koszuli.

Wyglądasz zabójczo.” – szepnęła Marta i siadając czym prędzej na kolanach Maćka, dała przykład Ani, co miała zrobić.

Gdy dziewczyna zajęła miejsce na kolanach Bartka, jej brat nie miał już nic do powiedzenia. Musiał przełknąć ślinę i pogodzić się z tym, że pokpił sprawę i nie uchronił siostry przed pożądliwym wzrokiem chłopaków.

Nie zrezygnował jednak z cielesnych przyjemności. Niedługo po naszym powrocie, zaprosił Patrycję na krótki spacer do pokoju, w którym miał nocować. Niemal jednocześnie, z podobną inicjatywą wystąpił Kacper, zaprowadzając Mariolę do swojego pokoju. Spojrzałam na zegarek. Odczekałam pięć minut i zostawiłam Anię i Martę z rozanielonymi chłopakami i wyszłam na korytarz.

Zamknąwszy za sobą drzwi, zgasiłam światło na korytarzu i na palcach, najciszej jak umiałam, podkradłam się pod pokój Dawida. Ze środka nie wydobywał się żaden dźwięk i było ciemno, tak jakby pokój był pusty. Nie był jednak. Nacisnęłam na klamkę i zrobiłam krok do środka. Nigdy nie zapomnę widoku, jaki zastałam. Na łóżku leżały, niemal nieruchomo, dwa półnagie ciała: Patrycja, leżąca na wznak, oraz Dawid, na boku, skierowany plecami w kierunku drzwi. Nie widział mnie. Zajęcy lizaniem piersi swojej „ofiary” nawet nie raczył się obrócić i sprawdzić, kto wszedł do pokoju. Mruknął tylko:

Wyjdź!” – i przyłożył usta do piersi Patrycji, wydając przy tym głośne mlaśnięcie.

Dźwięk ten powtórzył się jeszcze kilka razy, zanim Dawid jeszcze raz spytał Patrycję:

Kto to jest?” 

W moją stronę, Dawid ponownie rzucił obojętnym głosem, zupełnie od niechcenia:

Idź już!”

To Sandra.” – usłyszałam cichy szept Patrycji.

Aha.” – Dawid przyjął do wiadomości i bezwstydnie zassał drugą pierś dziewczyny.

Wiedziałam, że Patrycja przyglądała mi się z przerażeniem. Sama bym zdrętwiała ze strachu, gdyby ktoś przyłapał mnie na takich igraszkach, zwłaszcza z całkiem obcym chłopakiem. Ja, natomiast, stałam w drzwiach zupełnie spokojna. Nie zamierzałam nikomu skarżyć, ani rozsiewać plotek. Byłam po prostu ciekawa. Chciałam skorzystać z nadarzjącej się okazji i zobaczyć, co robi chłopak z dziewczyną, gdy ją zaciągnie do łóżka. No i, co tu kryć, ten widok, a jeszcze bardziej dźwięki, wywoływały we mnie wyraźne podniecenie.

Miałam już zrobić krok w tył i nie niepokoić więcej Patrycji, gdy nagle, Dawid oderwał buzię od jej biustu i skierował pocałunki wyżej, na szyję. Jednocześnie, pogładził Patrycję kilka razy po nodze, przeciągając dłonią wzdłuż uda, od kolana aż po pośladek. Zdało mi się, że Patrycja zaczęła coś mówić, ale Dawid szybko zamknął jej usta pocałunkiem. Znów do mych uszu dotarły ciche mlaśnięcia, powodujące, że i mi ślinka pociekła i w podbrzuszu zrobiło się cieplej.

Wyjdź!” – powtórzył Dawid jeszcze raz, przesuwając twarz z powrotem na biust Patrycji.

Ona uniosła głowę i  skierowała wzrok w moją stronę. Zdawała się błagać, bym przynajmniej zamknęła drzwi i zachowała to zdarzenie w tajemnicy. Kolejny ruch ręki Dawida sprawił jednak, że oderwałam wzrok od jej proszących oczu i spojrzałam niżej, tam, skąd dobywał się szelest pościeli. Nie widziałam szczegółów, gdyż Dawid zasłaniał mi widok swoim bokiem, ale wiem, że szybkim ruchem przesunął dłoń po jej udzie, tym razem od wewnętrznej strony, docierając aż do miejsca, w którym obie nogi stykają się z tułowiem.

Patrycja jęknęła, zaskoczona. Spróbowała złapać Dawida za rękę, buszującą po jej łonie, ale nie była na tyle stanowcza, by mu skutecznie przeszkodzić. On, nie zwracając uwagi ani  na mnie, ani na jej słaby protest, przywarł ustami do jej piersi i zaczął rytmicznie uciskać dłonią jej intymne miejsce. Patrycja szybko przestała na mnie patrzyć. Skupiła wzrok na swoich piersiach i podbrzuszu, a gdy Dawid jeszcze bardziej przyspieszył ruchy dłoni, opadła głową na poduszkę, oddając się całkowicie tej intymnej pieszczocie. Dopiero wtedy wyszłam z pokoju, przepełniona zazdrością i lękiem. Wiesz, Wiktorku, w ogóle nie brałam pod uwagę tego, że on mógł wtedy bez trudu zgwałcić moją koleżankę. Byłam absolutnie pewna, że Dawid nie zamierzał zrobić jej krzywdy. Nie pomyliłam się, skończyło się na palcówce, Patrycja nie straciła dziewictwa, ale, i tak, w głowie mi się teraz nie mieści, że mogłam być taka naiwna. 

W pokoju obok odgrywały się podobne sceny. Gdy uchyliłam drzwi, Mariola siedziała po turecku, w samej spódniczce i skarpetkach, a Kacper, pół klęcząc, pół leżąc przed nią, całował ją po obnażonym brzuchu i biuście. Zobaczywszy mnie, Mariola wrzasnęła, przerażona. Przeprosiłam więc, zamknęłam za sobą drzwi i w milczeniu wróciłam do Marty, Ani i chłopców, przemyśleć, co zobaczyłam w sąsiednich pokojach.

Rozmowa w pokoju Maćka zeszła na jakiś zupełnie nieistotny temat. Maciek i Janek opowiadali sobie, z przejęciem, przebieg kolejnego etapu jakiejś gry, a Bartek – wiedziałam, że to porządny chłopak – wyłączywszy się z dyskusji, ze stoickim spokojem, studiował kształty koleżanek. Zobaczywszy, jak się zagapił w rozpiętą koszulę Ani, wyobraziłam go sobie, przez moment, całującego te jej świeże, dziewczęce piersi, podobnie jak Kacper i Dawid całowali biusty Marioli i Patrycji w sypialniach obok, tylko trochę mniej zachłannie, bardziej delikatnie, z wyczuciem. Jednocześnie, sama zapragnęłam pocałować tego Bartka. Rzuciłabym mu się na szyję i wpiłabym się ustami w jego wargi, tak jak na pierwszej imprezce przyssał się do mnie Dawid. Bartek złapałby mnie za piersi i zachłannie oddałby pocałunek. Natychmiast przegoniłam jednak te myśli, niemożliwe do spełnienia, i położyłam się, skulona, na swobodnym fotelu, przerywając kolegom konwersację.

Po dłuższej chwili milczenia, spytałam:

Chłopaki, całowaliście się już kiedyś?”

Byli jak oniemieli. Zupełnie nie wiedzieli jak się do tego przyznać, że ich cała wiedza o całowaniu pochodziła z filmów i internetu. Zarumienieni na twarzach, po kolei, sciszonym głosem odpowiedzieli:

Nie.”, Jeszcze nie.”, Niestety, tylko bez języczka.”


Naprawdę chcecie zagrać w butelkę?” – spytała Ania, rozpraszając kolejną przydługą chwilę milczenia.

Ja bardzo chętnie!” – ożywił się Maciek, chwytając wiatr w żagiel Casanovy.

No jasne!” – dodał Janek, spoglądając na mnie pytającym wzrokiem.

Ja to właściwie nie wiem, a ty co o tym myślisz, Sandra?” – odpowiedziała Marta, udając nieśmiałość.

Ja też nie jestem pewna.” – odpowiedziałam skromnie i nieszczerze. 

Gdybyśmy były same, odpowiedziałabym zdecydowanym „Tak.” Nie na nasze odpowiedzi czekała jednak Ania, tylko na Bartka, a on długo milczał, dobierając odpowiednie słowa. W końcu, ponaglany przeze mnie i Martę, szepnął coś Ani na ucho a na głos dodał:

Właściwie, czemu nie? Tylko żeby można było się nie całować, jak ktoś nie chce.”
Wszyscy się z nim zgodziliśmy, nieważne, szczerze czy nie, i przystąpiliśmy do ustalania reguł naszej gry.

Dość szybko wrócili też Kacper z Mariolą i Dawid z Patrycją, oddzielnie, to znaczy najpierw chłopcy i minutę po nich obie dziewczyny, starając się zachować wszelkie pozory niewinności. Nawet usiedli osobno, by nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń co do tego, czym się zajmowali podczas swej nieobecności w pokoju Maćka. Na przykład, Dawid zamiast usiąść z Patrycją, przysiadł się do mnie. Nie muszę ci chyba mówić, Wiktorku, że ledwie się wygodnie usadowiłam – Dawid poradził, bym usiadła mu na kolanach skierowana bokiem do niego – moje piersi znalazły się w jego władaniu. Chłopak był tak pewny siebie, że od razu przystąpił do głaskania mnie po sutkach. Miał rację. Ledwie mnie dotknął, odpłynęłam myślami do chwili, kiedy jego pace zagłębiały się w cipce Patrycji. Na chwilę nawet bezwiednie zamknęłam oczy, by lepiej skupić uwagę na pieszczocie i towarzyszącym jej przyjemnym mrowieniu w brzuchu.

Na koniec spotkania, rozsiedliśmy się pojedynczo na podłodze i puściliśmy w ruch pustą butelkę. Reguły gry były proste. Osoba, na którą wskazała butelka, gdy przestała się kręcić, wybierała drugą osobę i albo zadawała jej kłopotliwe pytanie, albo naznaczała zadanie. Kacper i Dawid spełnili swą wcześniejszą zapowiedź i wycofali się z gry, ale zrobili to tak sprytnie, że mimo to skradli każdej z nas po kilka całusów. Po prostu, po kilku początkowych rundach poszli do pokoku Kacpra, lecz wrócili po pół godzinie, kiedy, rzekomo, zrobili, co mieli zaplanowane, a myśmy zdążyli rozsmakować się w grze i zaczęliśmy sobie pozwalać na coraz śmielsze zadania.

Oczywiście, nie każde zadanie było wykonane. Gdy Maciek stawiał prymitywne rządanie: Pokaż cycki!”, był po prostu ignorowany i albo jego kolejka przepadała, albo musiał naprędce wymyślić inne zadanie. Tak samo działo się, kiedy chciał, by któraś z nas pocałowała właśnie jego. Do momentu, kiedy Kacper i Dawid wrócili do gry, fazę docierania mieliśmy już za sobą i praktycznie nie padały już żądania niemożliwe do realizacji. Starsi chłopcy, oprócz tego że swoim pojawieniem się podnieśli gotowość dziewczyn do pocałunków, wnieśli też trochę fantazji. Zamiast prosić wprost o pokazanie ciała, prosili na przykład o stanięcie na rękach, albo zrobienie kilku głębokich skłonów. Żadna z nas nie odmówiła, mimo że luźne bluzki i sukienki obowiązkowo opadały,wystawiając na pokaz dolną bieliznę i piersi. Stanika nie miała już na sobie żadna z nas i tylko Mariola ubrana była tak, że nic nie mogło jej się odwinąć. Chłopcy, wszyscy, bez wyjątku, bawili się więc wspaniale, oglądając sobie nasze ciała. Zadania dla chłopców były inne: mieli albo kogoś pocałować, co na początku wiązało się często z dużą tremą, albo przenieść jedną z nas na rękach lub na barana, ewentualnie przewieźć na plecach, samemu będąc na czworakach.

Całowanie się wcale nie było więc częstym zadaniem. Mimo to, każda z dziewczyn, nie licząc Ani, w ciągu półtorej godziny gry, oddała usta Kacprowi i Dawidowi co najmniej kilka razy. Ja naliczyłam dokładnie po cztery intensywne pocałunki z każdym z nich, do tego jeszcze trzy całkiem symboliczne z Jankiem, i po dwa z Maćkiem i Bartkiem. Jak to możliwe? To proste. Chłopak wynosił dziewczynę do innego pokoju, tam, w ukryciu, przciskał ją do ściany, obłapiał i całował, a następnie, oszołomioną i zadowoloną, zanosił z powrotem. Maćkowi i reszcie kolegów z klasy, taki pomysł nie przyszedł do głowy, a Kacper i Dawid lizali nas i macali bez ustanku. Marta pochwaliła mi się nawet, że raz ręka chłopaka wtargnęła do jej majteczek. Spytała się, czy mnie też dotykali na dole.

Takimi właśnie imprezami zaczęło się moje gimnazjum. W kolejnych latach już nie bawiliśmy się u Maćka w ten sposób. Ja i Marta zaczęłyśmy dbać o reputację i przestałyśmy sobie pozwalać na zachowania godne latawicy. Koledzy klasowi szybko spoważnieli i zaczęli się zakochiwać bardziej dojrzale. Pozostało więc tylko wspomnienie o pierwszej i ostatniej w życiu grze w butelkę i o wszędobylskich dłoniach starszego brata i kuzyna Maćka, do których chyba każda z nas tęskni skrycie, ale nikomu się do tego nie przyzna. Takie są nasze babskie tajemnice, Wiktorku.

Następnym razem opowiem ci jeszcze jedną szkolną przygodę. A teraz, Wiktorku, pora spać. Tylko pocałuj mnie jeszcze raz na dobranoc.

***


- Pani Sandro, mogę coś pani powiedzieć?

- Oczywiście, mów! ... Widzę, że znów ci się twardo zrobiło...

- Podoba mi się pani... ale nie o tym chciałem powiedzieć. Ja też kiedyś grałem w butelkę, też w pierwszej klasie gimnazjum.

- O, Wiktorku! Tego mi jeszcze o sobie nie powiedziałeś. Dlaczego?

- Bo nie ma się czym chwalić. Nie byłem żadnym Casanovą. Jakoś pod koniec pierwszej klasy poszedłem na urodziny do kolegi. Parę osób się wykręciło, więc było nas mało, trzech chłopaków i cztery dziewczyny, wszyscy z tej samej klasy. Byłem takim trochę outsiderem, bo mieszkałem tam niedługo i w odróżnieniu od większości dzieciaków, nikogo nie znałem z podstawówki. Nie uczestniczyłem aktywnie w życiu społecznym, ale tym razem akurat przyszedłem na imprezkę.

Po jakimś czasie, jeden z chłopaków, Adam, wspomniał o grze w butelkę. Ja nie miałem pojęcia, że coś takiego istnieje, ale drugi kolega i dwie dziewczyny wiedziały, na czym to polega. Jedna z nich bardzo entuzjastycznie przyjęła propozycję, a druga, Magda, miała wątpliwości. Zgodziła się jednak po krótkich namowach i po tym, jak pozostałe dwie dziewczyny zadeklarowały, że chciały spróbować. Pamiętam, że Adam kilkakrotnie zapowiedział, zupełnie uczciwie, że nie zamierzał odpuścić dziewczynom całowania, ale nikt, poza Magdą, nie potraktował jego słów poważnie.

Zaczęliśmy grę. Po każdym zakręceniu butelką, ktoś kogoś cmokał w policzek, w nos, w czoło, w szyję – z początku zupełnie niewinnie. Po krótkim czasie, ktoś, zapewne Adam, wymyślił żeby zostawiać wybór całującemu, w które miejsce ma złożyć pocałunek i szybko żeśmy ten pomysł podchwycili. Wtedy, pani Sandro, stało się to, czego obawiała się Magda. Adam zaczął celować w usta. Nim się spostrzegliśmy, trzy dziewczyny siedziały z wypiekami na policzkach, po tym, jak Adam wykonał na nich swoje zadanie. Dopiero Magda, widząc, co się działo, kiedy butelka wskazała najpierw na Adama a następnie na nią, zaprotestowała stanowczo:

„Tylko bez lizania! Bez żadnego języczka! Adam, krótki cmok i nic poza tym. Rozumiemy się?”

Chłopak niechętnie przystał na ten warunek i z pewnością by go nie dotrzymał, ale Magda okazałą się sprytniejsza od niego. Gdy zbliżał buzię do jej twarzy, niespodziewanie odchyliła głowę w bok, przystawiając mu do pocałowania policzek, zamiast ust. Dziewczyna uchroniła się przed „przelizaniem”, a ja oraz drugi chłopak, równie mało doświadczony co ja, usłyszeliśmy wprost, na czym polegało całowanie w usta w wykonaniu Adama.

Muszę chyba dodać, że z tych czterech dziewczyn, Magda była zdecydowanie najładniejsza. Pozostałe trzy były szczupłe, miały ładne buzie i zgrabne figury, ale Magda była najlepiej rozwinięta. Miała spory biust, mocno zaokrąglone biodra i zmysłowe usta. Do tego była wiecznie wesoła i uśmiechnięta. No i lubiła mnie i często mi to okazywała. Podkochiwałem się w niej skrycie, nie wiedząć wcale, co zrobić z tym uczuciem. Miesiącami była bohaterką moich marzeń. Fantazjowałem o jej wargach i próbowałem sobie wyobrazić wygląd jej biustu, aż tu nagle okazało się, że ktoś inny próbował ją zwyczajnie „przelizać”, bez pytania o pozwolenie, a nawet wbrew zakazowi. Nie ulegało bowiem żadnej wątpliwości, że to właśnie Magda, a nie te pozostałe trzy dziewczyny, „płaskie” i znacznie mniej kobiece, była głównym celem Adama.

Dalej gra potoczyła się według prostego schematu. Dozwolone były tylko krótke cmoknięcia. Ja i Czarek, ten drugi kolega, kiedy była nasz kolejka, staraliśmy się trafić w usta koleżanek i wytrwać w pocałunku choćby sekundę. Adam natomiast, pewnie atakował ich wargi, szczelnie przywierał do nich swoimi ustami i próbował rozchylić je swoim językiem. Dziewczyny protestowały, próbowały cofać głowę, zapierały się o jego tors łokciami, lecz bez skutku. Prawie za każdym razem, gdy do akcji wkraczał Adam, rozlegało się głośne mlaśnięcie. Tylko z Magdą nie dawał sobie rady.  


Najgorsze dla mnie było widzieć, że protesty dziewczyn wcale nie były stanowcze. Im się to adamowe całowanie podobało! Ja, natomiast, w tym czasie gdy on skutecznie przełamał opór trzech koleżanek, nie zdobyłem się na ani jeden długi pocałunek. Pani Sandro, czułem się jak ostatni frajer!

Magda jednak naprawdę mnie lubiła i dała mi tego dowód! Kiedy padła kolej na nas, przycisnęła usta do moich i nie odrywała buzi przez dobrych kilka sekund. Zobaczywszy to, dziewczyny zaczęły bić brawo, wołać: „Ooo!” i „Łał!”, a Adam wystąpił z kąśliwą pretensją:

Z nami nie mogłaś się tak pocałować?”

Wokół nas rozgorzała krótka dyskusja na temat zalet i wad chłopaków, pełna złośliwych docinek i gęsto przeplatana śmiechem, a ja z Magdą, rozmarzeni,  milcząc, popatrzyliśmy sobie w oczy.

Pani Sandro, ten buziak zadziałał oszałamiająco. Usta Magdy, w odróżnieniu od tych trzech innych koleżanek, które niezdarnie cmokałem wcześniej, były bardzo wilgotne. Musiała się chyba oblizać bezpośrednio przed pocałunkiem, zostawiając na wargach cienką warstwę śliny. Dzięki tej mokrej powłoczce, w chwili, gdy nasze usta się zetknęły, poczułem bardzo przyjemny chłód na obu wargach. Było mi nie tylko przyjemnie w sensie fizycznym. Przede wszystkim, byłem dumny, że to właśnie mnie Magda podarowała ten pocałunek, ostentacyjnie, na oczach, obserwujących nas kolegów i koleżanek. Niestety, zaskoczenie nagłym szczęściem okazało się zbyt wielkie, bym mógł w porę podjąć jakieś sensowne działanie. Nim się domyśliłem, że mógłbym jakoś odwzajemnić ten wyraz czułości, objąć Magdę, samemu przycisnąć usta do jej buzi, albo delikatnie objąć jej wargę, dolną albo górną – obojętnie, swoimi wargami i w ten sposób przedłużyć tę miłą chwilę, było już po wszystkim. Pozostało mi tylko kontemplowanie wilgotnego śladu, jaki dziewczyna zostawiła na moich gapowatych ustach. Mimo to, przez momment byłem szczęśliwy i pełen nadziei.

Euforia nie trwała długo. Dwie albo trzy kolejki potem, butelka wskazała na Magdę i Adama. Chłopak sprawiał wrażenie w pełni pogodzonego z tym, że jego pocałunek z Magdą mógł być wyłącznie symboliczny.

Oczywiście, Madziu, będzie tylko w powietrzu. Nawet się nie dotkniemy.”, „Nie bój się. Nie będę się przystawiał.”, „Nie będę wchodził w drogę koledze. Kto by mi potem robił zadania?” – zapewnił kilka razy i przekonał nas wszystkich.

Magda ufnie nadstawiła się do błyskawicznego buziaka, a Adam, niby dla żartu, z należytą przesadą, kilka razy lubieżnie oblizał usta, mocno eksponując język, i bardzo powoli zaczął się przysuwać do buzi dziewczyny. Aż Czarek i reszta dziewczyn zaczęli go dopingować:

No, już!”, Adam, nie spowalniaj!”, Całuj już!”, Adam, straciłeś kolejkę!”, Niech ktoś zakręci butelkę!” Adam, na co czekasz?”

Chyba na to właśnie czekał. Gdy głosy z boków rozproszyły Magdę, Adam przystąpił do zdradzieckiego ataku. Znienacka złapał ją za biust, a gdy, zupełnie zaskoczona, momentalnie wyprostowała plecy i krzyknęła krótkie: „A!”, chwycił ją za ramiona i wpił się wargami w jej rozwarte usta. Odwróciła głowę w bok, uwalniając się na moment od pocałunku, lecz Adam podążył za jej buzią. Obiema rękami chycił ją za policzki, siłą blokując jej ruchy, i znów pocałował. Usłyszeliśmy tylko niewyraźny jęk Magdy, kilka głośnych mlaśnięć i triumfalny pomrók Adama. 

Ale słodycz!” – powiedział Adam bezczelnie, gdy oderwał się od ust Magdy.

Świnia!” – odpowiedziała mu dziewczyna, ocierając usta dłonią.

Spuściła wzrok, po czym nerwowo rozejrzała się po pokoju, badając wyraz twarzy koleżanek. Wszystkie trzy uśmiechały się beztrosko, jeszcze bardziej niż przed minutą chętne do dalszej zabawy. Spojrzała też na mnie, lecz ledwie nasze spojrzenia się spotkały, natychmiast wstydliwie odwróciliśmy wzrok w inną stronę.

Żeby mi się to więcej nie powtórzyło!” – zarządała od Adama, ale nie było w jej głosie czuć ani stanowczości ani wielkiej złości.

Drugi raz się nie da. Za sprytna jesteś.” – odpowiedział Adam, jednocześnie uśmiechając się pyszałkowato.

Pograliśmy jeszcze z pół godziny, a mnie do końca dnia nie opuściło już przeświadczenie, że byłem do niczego. Frajer, fajtłapa, niedorajda, looser.

Na domiar złego, mieszkałem na innym osiedlu niż wszyscy pozostali. Do domu wróciłem więc sam i nie uczestniczyłem w odprowadzaniu dziewczyn do domów. Odprowadził je Adam, każdą z nich osobiście podprowadzając pod same drzwi klatki lub pod furtkę ogrodzenia. Najbliżej mieszkała Magda i ją odprowadził jako pierwszą. Uszczypnął ją przy tym tylko w pośladek, nie dostając pozwolenia na pożegnalnego buziaka. Wynagrodziły mu to pozostałe koleżanki. Chwalił się następnego dnia w szkole, że całą drogę ściskał im tyłki i każdej z nich wsunął w usta jezyczek podczas rytualnego objęcia i pocałunku tuż przed rozstaniem. Ostatniej z nich miał nawet dotykać piersi, w co trudno mi było uwierzyć, ale ilość szczegółów jakimi nas uraczył podczas opowieści, sprawiała przekonujące wrażenie. Śmiał się z jej „melonów”, mających dużo luzu w sztywnych miseczkach stanika. Na jej przykładzie, wyjaśnił mi znaczenie słowa „push-up” i zauważył, że Magdzie nie były potrzebne takie wynalazki. Nie mówił tego ze złośliwości, zupełnie niechcący wdeptał moje ego w ziemię.

Takie jest, pani Sandro, moje wspomnienie butelki.

-  Och, Wiktorku. Wcale nie takie złe. A co z tą Magdą? Z tego co mówisz, ona musiała być w tobie zakochana po uszy.

- Wszystko wróciło do normy. Nadal spędzaliśmy razem dużo czasu na przerwach i często przebywaliśmy wspólny kawałek drogi ze szkoły do domu we dwoje, ale byliśmy tylko kumplami. Kochałem ją platonicznie i za żadne skarby nie mogłem się przemóc, by jej o tym powiedzieć i zamienić to kumplowanie w poważniejszy związek.

- Czego się bałeś?

- Nie wiem. Może tego, że nie czułem się pewnie na polu erotycznym? Raz dałem przecież popis niezdarności. Może też przeszkadzało mi to, że Magda miała o niebo  większe doświadczenie ode mnie. Może też bałem się swych własnych myśli, bo fantazjowałem o niej jak rasowy erotoman – może mi pani uwierzyć – a to było przecież nieszczere wobec bardzo miłej i lubiącej mnie koleżanki.

- Och, Wiktorku. Jakież to ona mogła mieć doświadczenie?

- Całowała się, nie wiem ile razy, a ja nie. To ogromna różnica.

- Ale z ciebie był dzieciuch! Pomyśleć tylko, że z takiego tchórzliwego chłopaczka wyrosło takie ciacho!

Do tej uwagi Sandra dołożyła gorący pocałunek i zadała ostatnie tamtej nocy pytanie:

- Jednym słowem, Wiktorku, dałeś plamę. Odpuściłeś sobie taką fajną dziewczynę. To ile lat minęło zanim zmądrzałeś?

- Dwa, pani Sandro. – odpowiedział, z ponownie promieniejącym wyrazem twarzy. – W końcu się do siebie zbliżyliśmy, ale tylko na krótko. W trzeciej klasie, na samym końcu roku szkolnego, jakoś na przełomie maja i czerwca.

- Wiosenna miłość?

- Tak. Pojechaliśmy całą klasą na ostatnią szkolną wycieczkę, na kilka dni, w góry, w okolice Kłodzka. Mieszkaliśmy w jakimś pensjonacie, rozlokowani w kilku wieloosobowych pokojach. Tylko nauczycielki miały „dwójkę”, gdzie zamykały się na noc, zostawiając młodzież samą sobie. Mieliśmy z nimi naprawdę dużu swobody, nawet za dużo.

Drugiej nocy, Adam wprosił się do jednego z pokoi dziewcząt, a za nim podążyło jeszcze kilku chłopaków, wśród nich ja. Takie późno wieczorne wędrówki nie były niczym nowym, zdażały się już na wcześniejszych wycieczkach, tym razem, jednak, nie wszyscy zamierzali wrócić do swych łóżek przed porankiem. Adam rozgościł się w łóżku jednej dziewczyny, którą zainteresował się na dobre dopiero w przeddzień wyjazdu, Czarka przygarnęła pod kołdrę jej najbliższa koleżanka, a mnie jeszcze inna dziewczyna zaprosiła na swoje posłanie, z tym że nie pod kołdrę, na wierzch. Może by nie protestowała, gdybym nieco nadużył jej gościnności i wsunął się jednak pod kołdrę, ale nie zdobyłem się na odwagę, by spróbować. O Magdzie wtedy nie myślałem. Właściwie, nie liczyłym już na to, byśmy kiedykolwiek mogli zostać parą i do tego czasu wybiłem ją sobie z głowy. Mniejsza o to. Ważne jest tylko to, że byłem świadkiem tego, jak Adam nocował z koleżanką z klasy. Nie dał spać ani jej, ani nikomu innemu w pokoju, aż kilka dziewczyn się zbuntowało i został wyproszony z pokoju. Jakiś czas po nim, również ja skromnie poczłapałem do siebie. Tylko Czarek żadnym zbędnym szelestem nie dając znać o sobie, pozostał tam, gdzie się położył. Udało mu się być tak cicho, że chyba poza dziewczyną, która go gościła, żadna inna nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Spryciaż był z niego.

Dwa albo trzy dni potem rozmawiałem z Magdą. Była przejęta krążącymi wśród dziewcząt plotkami na temat Adama. Powiedziała mi też, że koleżanka, do której się niezbyt dyskretnie dobierał tamtej nocy, zwierzyła się, że chłopak namawiał ją do współżycia. Magda była ciekawa, jakie było moje zdanie w tej sprawie. Nic szczególnie mądrego nie miałem do powiedzenia, poza radą, by się dziewczyna sto razy zastanowiła zanim się zwiąże akurat z Adamem, ale najważniejszym efektem rozmowy było to, że problem seksu zaistniał dla nas realnie. Przestał być czymś abstrakcyjnym, odległym, dotyczącym innych ludzi, przedmiotem głupkowatych żartów. Na dobre przestał być dla nas dwojga tematem tabu. 

Adam chyba nie osiągnął wtedy tego, co zamierzał. Miał taki charakter, że gdyby „zaliczył” dziewczynę, nie omieszkałby pochwalić się kolegom. Co innego Czarek. Na natrętne pytania Adama o szczegóły anatomiczne dziewczyny, która go przygarnęła, miał tylko jedną odpowiedź – niemy uśmieszek, którego nie był w stanie całkiem stłumić, bardziej znaczący niż dziesiątki linijek tekstu.  

Podczas tamtej wycieczki i po niej, w dużej mierze dzięki zamieszaniu z Adamem, moja znajomość z Magdą nabrała rozpędu. Znów byliśmy nierozłącznymi kumplami, przyjaciółmi i wiernymi partnerami do rozmów. Cała klasa widziała w nas zakochaną parę, tylko my jeszcze się nie spieszyliśmy z przyznaniem się do tego uczucia. Do czasu, jednak.

Po powrocie z gór, drastycznie zmienił się zakres tematów, na jakie Magda chciała rozmawiać ze mną. Coraz częściej pytała mnie, czy podobała mi się ta albo inna wspólna znajoma i dlaczego. Próbowała się dowiedzieć, jakie nogi, jaki biust, jakie włosy, itd. najbarziej mi odpowiadały. Pytała, czy się całowałem z kimś, kogo nie znała, czy podrywałem jakieś dziewczyny, czy podglądałem kogoś, na co zwracałem uwagę obserwując dziewczyny na w-fie, czy oglądałem porno. Poprosiła bym jej jakieś pokazał. Chciała żebym się jej  przyznał, jakie nieprzyzwoite książki i opowiadania czytywałem. Jednym słowem, temat seksu i ogólnie spraw damsko-męskich nie dawał jej spokoju.

Wreszcie, podczas spaceru, w jaki spontanicznie przerodził się nasz wspólny powrót ze szkoły do domów, odważyła się zadać mi sakramentalne pytanie:

A ja? Czy jestem choć trochę ładna?”

Nie pamiętam, jakich dokładnie słów użyłem, ale odpowiedź była chyba zadowalająca. Mocno kluczyłem i kręciłem, nie chcąc się przyznać wprost do sprośnych fantazji, ale opisywanie jej wyglądu zewnętrznego zajęło mi na pewno ze dwadzieścia minut. Sama długość odpowiedzi stanowiła więc silne potwierdzenie tego, że widziałem w niej seksbombę i uważałem za zdecydowanie najatrakcyjniejszą dziewczynę w szkole i wśród wszystkich znajomych.

Dziwię się, że nie masz dziewczyny.” – powiedziała, gdy skończyłem wyszczególniać jej atuty.

Powiedziała mi jeszcze, że wpadłem w oko tej koleżance, która na wycieczce podzieliła się ze mną miejscem do spania. Okazało się, że Magda była o wszystkim świetnie poinformowana. Pytała się, dlaczego wtedy nie wskoczyłem pod kołdrę.

Mogłeś ją mieć.” – powiedziała.

Wiesz? Co druga dziewczyna w klasie się w tobie kocha.” – dodała.

Owszem, byłem lubiany, ale że aż tak, nie miałem pojęcia. Odpowiedziałem symetrycznym komplementem. Nie co drugi, a dosłownie każdy chłopak w szkole, wodził oczami za Magdą i ślinił się na jej widok. Mówienie o zakochaniu byłoby oczywiście przesadą, ale grono reagujących na jej widok swędzeniem w rozporku, nie mogło być wąskie.

A ty?” – spytałem.

Co ja?”

W kim ty się kochasz?”

Nie powiem, ale dowiesz się w swoim czasie.” – odpowiedziała i chwyciwszy  mnie za rękę, śmiejąc się, ruszyła biegiem do przodu, ciągnąc mnie za sobą.


- A widzisz, Wiktorku! Nie mówiłam? Dziewczyna była w tobie zakochana po uszy.

- Wiem.

- Powiedziała ci w końcu, czy sam się domyśliłeś?

- Zrobiła coś takiego, że nie musiała nic mówić:

W dzień przed rozdaniem świadectw, całe popołudnie mieliśmy wolne od zajęć i, szczęśliwym zrządzeniem losu, Magda miała być sama w domu. Rodzice w pracy, młodsza siostra w szkole – powiedziała żebym przyszedł do niej przed dziewiątą. Zadzwoniłem domofonem już o ósmej, jak tylko jej siostra odeszła na bezpieczną odległość.  

O, Wiktor! Nie wiedziałam, że tak wcześnie przyjdziesz.” – przywitała mnie boso, w piżamie.

Udawała zaspaną, ale intensywny brzoskwiniowy zapach szamponu i rozczesane starannie, ale jeszcze nie do końca wysuszone, włosy zdradzały, że zdążyła już wziąć poranną kąpiel. Pocałowała mnie w policzek, choć nigdy się tak nie witaliśmy, i pociągnęła za rękę w stronę swojego pokoju. Cała falowała: nieskrępowany biust pod częściowo rozpiętą koszulką, szerokie biodra, ubrane w luźne szorty, puszyste włosy, swobodnie opadające na łopatki. Z każdym krokiem, wszystko w niej poruszało się autonomicznie w najróżniejsze strony. Jak zahipnotyzowany nie mogłem oderwać od niej wzroku. Gdy zatrzymaliśmy się przy progu jej pokoju, jęknąłem cicho:

Ależ ty jesteś ładna.”

Roześmiała się i poprosiła, bym policzył do stu, a następnie wszedł bez pukania. Pomyślałem, że chciała się przebrać, ale dawała mi szansę zastać ją w trakcie tej czynności, w niedopiętej bluzce czy przed założeniem spódnicy albo spodni. Rzeczywistość przerosła jednak moje najśmielsze oczekiwania.

Magda siedziała w łóżku, z kolanami podciągniętymi pod brodę, cała, z wyjątkiem głowy i szyi, skryta pod kołdrą. Uśmiechała się zalotnie, ale jednocześnie była bardzo spięta. Stanąłem przed nią nieruchomo, zupełnie nie wiedząc w pierwszej chwili, jak zareagować. Zobaczywszy moje zmieszne i pytające spojrzenie, opuściła nieco kołdrę, ukazując mi wierzch swoich ramion. Wtedy dopiero zrozumiałem, że nie miała na sobie pełnego kompletu ubrań. Podszedłem bliżej, bardzo blisko, i spytałem cicho, z trudem artykułując słowa:

Mogę ci towarzyszyć?”

Aha.” – mruknęła i z powrotem nasunęłą kołdrę pod same uszy.

Ale może nie w spodniach.” – dodała dowcipnie.

Po chwili byłem w samych bokserkach. Przysiadłem na skraju łóżka, wstydliwie skulony, by nie ujawnić przed nią rozpoczynającego się wzwodu.

To chodź!” – zachęciła mnie, odchylając kołdrę z boku.

Objąłem ją ramieniem i spytałem głupio, nie dowierzając szczęśiu:

Madziu, mogę cię pocałować?”

Możesz, ale nie patrz w dół.” – odpowiedziała.

Zgodziłem się, oczywiście, i zetknęliśmy ze sobą nasze usta. Znów, jak dwa lata wcześniej, poczułem znajomy chłód jej wilgotnych warg. Tym razem, nie siedziałem już jednak sztywny jak kołek, tylko zacząłem delikatnie muskać jej usta. Z początku nieudolnie, ale Magda też nie pozostała bierna. Zarzuciła mi łokcie na ramiona i obejmując mnie silnie, przylgnęła do mnie szeroko otwartymi ustami. Zrobiłem podobnie i zaczęliśmy się lizać. Zupełnie chaotycznie, bez ładu i składu, zderzając się zębami, zachłannie napadaliśmy na siebie nawzajem, jakbyśmy chcieli się zjeść.

Przerwaliśmy na sekundę, by złapać oddech i znowu oddaliśmy się namiętnym pocałunkom. Ja pierwszy do całowania zaangażowałem języczek – na coś jednak przydała się gra w butelkę i znajomość z Adamem – co spotkało się z miłym przyjęciem ze strony Magdy. Bardzo długo ocieraliśmy się języczkami, głośno dysząc, mrucząc i siłując się, kto komu wepchnie język głębiej. Wcześniej wydawało mi się, że tak intensywne całowanie się jest czymś wielce intymnym i poważnym, a nam wyszła z tego wesoła zabawa.

Poważnie zrobiło się, gdy kołdra zsunęła się Magdzie do bioder, obnażając zupełnie jej piersi. Och, ona żeczywiście nie musiała wkładać poduszek do stanika, żeby sukienka leżała jako tako. Wcześniej, zdarzyło mi się parę razy zobaczyć dziewczęcy biuścik, ale to w porównaniu do tego, co posiadała Magda, były to tylko nędzne naparstki. Zagapiłem się. Wprost zamarłem z wrażenia.

Miałeś się nie patrzyć na dół!” – zawołała Magda i jeszcze raz rzuciła mi się na szyję, roześmiana i szczęśliwa.

Znów zaczęliśmy się dziko całować, ale tym razem, doznaniom płynącym z warg, zaczęło towarzyszyć ocieranie piersi o tors, a to już zupełnie inna jakość. W bokserkach, w mgnieniu oka, zrobiło się naprawdę ciasno. Mocno podniecony, objąłem ją w pasie, uniosłem nieco i zacząłem całować te jej cudowne piersi.

Ach! Wiktor! Co robisz?” – zakrzyczała Magda, lecz jej głos szybko przycichł.

Położę się, jak chcesz. Możesz mnie całować na leżący.” – zaproponowała po chwili.

Posłuchałem. Całowałem ją bez ustanku, z pół godziny, każdy skraweczek jej tułowia, od ramion do bioder, brzuch i plecy, oba boki, a przede wszystkim piersi.

Co teraz?” – spytała, gdy przerwałem, by chwilę odpocząć.

Nie wiem. Może się pocałujemy?” – zaproponowałem, nie wiedząc, jak przejść do meritum.

Nie miałem ze sobą żadnego zabezpieczenia, zresztą nawet gdybym miał prezerwatywę, nie potrafiłbym jej użyć. Nie podejrzewałem też, by Magda była zaopatrzona w antykoncepcję. Gdzieś z tyłu głowy męczyła mnie jeszcze myśl, że ona miała już kogoś przede mną i ogarniał mnie lęk, że mógłbym okazać się gorszym kochankiem od byłego. Nigdy się chyba nie uwolnię od tego braku wiary w siebie, pani Sandro.

- Ależ głuptas z ciebie, Wiktorku. Chcesz powiedzieć, że po tym wszystkim, co pozwoliła ci ze sobą zrobić, nawet nie spróbowałeś jej rozdziewiczyć? Dlaczego?

- Spróbowałem. Położyliśmy się na boku, zwróceni do siebie i zaczęliśmy się całować. Jednocześnie głaskaliśmy się nawzajem po plecach, ramionach oraz z przodu, po torsie i biuście. Wreszcie przechyliłem ją na plecy i wdrapałem się na nią, lokując biodra pomiędzy jej udami. Natychmiast otarliśmy się podbrzuszami. Dodatkowo złapałem ją za pośladek o zacząłem jednocześnie przyciągać ją za pupę do siebie od tyłu i kłuć ją członkiem od przodu, starając się trafić w jej intymne miejsce. Magda momentalnie struchlała, napięła wszystkie mięśnie, ale nie dała się opanować lękowi. Objęła mnie ramionami i nogami i zaczęła przyciskać do siebie, jeszcze bardziej zwiększając siłę i celność z jaką atakowałem jej kobiecość.

Będziesz ostrożny, prawda?” – szepnęła.

Nie bardzo zrozumiałem, co konkretnie miała oznaczać jej prośba, ale domyśłiłem się, że była to, między innymi, zgoda na zdjęcie bielizny.

- No, nareszcie! – skomentowała Sandra.

- Trochę się zaplątałem, ściągając z niej majteczki – nigdy wcześniej tego nie robiłem, ale w końcu się udało i byliśmy całkiem nadzy. Znów położyłem się na Magdzie i spróbowałem wcelować w jej cipkę, ale jak tylko dotknąłem jej ciało gołym penisem, stało się coś strasznego. Podniecenie okazało się zbyt silne. Kilka razy otarłem się o jej podbrzusze, w poszukiwaniu wejścia do wnętrza, a kiedy wreszcie mi się udało – tak mi się zdaje – kiedy poczułem tę wilgoć i ciepło, do penisa uderzyła taka fala nasienia, że nie zdołałem jej powstrzymać. Pospiesznie poruszyłem biodrami, by jednak wtargnąć do środka, ale Magda odruchowo cofnęła się, a impet mego pchnięcia nie wystarczył, by ją dogonić i mimo wszystko wbić się w nią choć trochę. Na drugą próbę już nie starczyło czasu. Jak ostatni frajer oblałem ją spermą z zewnątrz, nie wszedłszy w nią nawet na centymetr! Jak to się nazywa? Eiaculatio praecox?

- Och, Wiktorku! To się zdarza, ale żadna normalna dziewczyna nie będzie ci robić wyrzutów z tego powodu. Raz nie wyszło, to się próbuje innego dnia i idzie jak po maśle.

- Nie było już następnego razu, pani Sandro.

- Dlaczego?

- Bo za głupi byłem. Wstydziłem się. Zaczęły się wakacje, a ja się bałem do niej odezwać. Magda zresztą też była w szoku i potrzebowała trochę czasu żeby wszystko przemyśleć. Nie spotkaliśmy się przez pierszy tydzień wakacji i przez drugi. Potem przeleciał cały lipiec, ona gdzieś wyjechała, potem ja, a we wrześniu zaczęło się już liceum. Ona poszła do jednej klasy, ja do innej. Na korytarzu widzieliśmy się czasami, ale z rozmów nici. Tylko „Cześć!” – „Cześć!”, „Jak leci?”, „Dobrze. A co u ciebie?”, za każdym razem z gorzkim posmakiem melancholii i smutku. Wreszcie zaczęła się spotykać z innymi chłopakami i straciłem ją z pola widzenia.

- Teraz rozumiem, Wiktorku. Jeszcze tylko buziak na dobranoc i pora spać!

- A pani kiedy straciła cnotę?

- Dawno temu i raczej zbyt wcześnie. Jak miałam piętnaście lat. Opowiem ci następnym razem.


  


3. Ślepiec

- Wiktorku, obiecałam ci jeszcze jedną przygodę ze szkoły. Kładź się wygodnie i słuchaj:

To było w trzeciej klasie gimnazjum. Do naszej klasy dopisano nową osobę, ale nie był to zwykły uczeń, lecz chłopak niewidomy od urodzenia. Miał indywidualny tok nauki. Nauczyciele odwiedzali go w domu, a w szkole pojawiał się zupełnie sporadycznie. Żeby jednak nie skazywać go na zupełną izolację od młodzieży, zostaliśmy zachęceni (my czyli jego nowa klasa) przez dyrekcję i pedagogów do tego, by w miarę możliwości odwiedzać go po lekcjach, pojedynczo lub w grupach po dwie-trzy osoby, i rozmawiać z nim, dzielić się szczegółami z życia szkolnego, pomagać mu czytać jakieś teksty nie związane z nauką, nie dostępne w transkrypcji Braila, by ogólnie się z nim kolegować.


Gospodarzem klasy był Bartek, ten sam cichy, spokojny, skromny i taktowny chłopak, któremu dwa lata wcześniej, na imieninach Maćka, podsuwałyśmy pod nos młodszą od nas Anię. Z pierwszą wizytą do Rafała – tak miał na imię ten niewidomy nowy w naszej klasie, miał więc pójść on i jeszcze jedna lub dwie chętne osoby. Zgłosiłam się ja i Marta – również znana ci już z moich opowieści.


Poszliśmy do niego we trójkę, w którąś sobotę. Drzwi mieszkania otworzył nam jakiś mężczyzna, na oko trzydziestoparo-czterdziestoletni, ani przesadnie szpetny ani wyjątkowo przystojny, przeciętny, ubrany w nieuprasowaną koszulę bez jednego guzika, co zauważyła Marta swym wyjątkowo czujnym na takie detale okiem, o miłej aparycji, spokojny, uśmiechnięty, wzbudzający zaufanie. Przywitał się z nami jak z równymi sobie wiekiem, z szacunkiem podając dłoń i wypowiadając swe imię – Aleksander. Zwracając się do nas per „Pan, Pani, Państwo”, błyskawicznie zaprosił nas do pokoju syna. Przyniósł nam jeszcze napoje, orzechy i ciasteczka, po czym oznajmił, że nie zamierzał nam przeszkadzać i zostawił nas samych.


Okazało się, że Rafał był od nas znacznie starszy. Jego rówieśnicy zaczynali właśnie studia. Z powodu kalectwa i ciągłego leczenia trudno mu było się uczyć, zwłaszcza w dzieciństwie, przez co miał spore luki w szkolnym materiale, mimo że wcale nie był głupi.


Na początku potrzeba było trochę czasu i wysiłku, żeby rozmowa się rozkręciła. Praktycznie cały ciężar przełamania barier i wzajemnego poznania się spoczął na Rafale, z czego wywiązał się znakomicie. Zadawał nam przeróżne pytania o sprawy tak przyziemne, że nigdy nie zwrócilibyśmy na nie uwagi, na przykład o liczbę schodów w budynku szkoły, szerokość poszczególnych korytarzy, czy wysokość, na której zmieniał się kolor ściany. Dzięki tym pytaniom bardzo szybko zrozumieliśmy, że świat niewidomego diametralnie różni się od świata osoby widzącej. Po godzinie, byliśmy już rozgadani i roześmiani, nie jak obcy sobie ludzie, przypadkowo zebrani w jednym pomieszczeniu, a zupełnie tak, jakbyśmy byli ze sobą zżyci już od wielu lat. Zupełne zanikł ostrożny dystans, z jakim traktowaliśmy się nawzajem, a raczej nasz trójka traktowała Rafała.


To pierwsze spotkanie, zapoznawcze, nie miało trwać długo. Kiedy Bartek zauważył, że minęła już ponad godzina, powiedzieliśmy Rafałowi, że niedługo zbierzemy się do wyjścia i spytaliśmy go, kiedy miałby ochotę przyjąć nas z kolejną wizytą i co konkretnie chciałby robić. Po usłyszeniu tych słów, na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, świadczący o jakiejś wyjątkowo miłej myśli świtającej w jego umyśle. Nie miałam najmniejszego pojęcia, co to za myśl, ale ten znaczący skurcz kącików warg był nie do niezauważenia. Rafał zaproponował jakieś terminy, delikatnie dając do zrozumienia, że moglibyśmy go odwiedzać osobno. Na przykład ja i Marta przyszłybyśmy jednego dnia, a Bartek lub ktos inny dzień później. Najbardziej chciał, żeby mu czytać wiadomości z internetu. Bez mrugnięcia okiem zgodziliśmy się na taki scenariusz.


Na koniec, Rafał wyraził jeszcze jedną prośbę. Powiedział, że najlepszym momentem dla niego, byłby sam początek spotkania, ale obawiał się, że takim życzeniem mógłby nas wystraszyć. Mianowicie, chciał palcami dotknąć naszych twarzy.

Znam już wasz głos, ale nie wiem zupełnie jak wyglądacie.” – wytłumaczył.

Nie mam oczu, więc patrzę opuszkami palców. Nie nalegam, ale jeśli nie miałybyście nic przeciwko temu...” - namawiał nas dalej.

Zauważ, że użył formy niemęskoosobowej, mimo że w spotkaniu uczestniczył też Bartek. Niby zwykłe przejęzyczenie, a jak wiele znaczące. Wygląd chłopaka w ogóle go nie interesował. Rafał chciał dotykać dziewczyny.

A w czym problem?!” – Marta weszła Rafałowi w słowo.

Kucnęła przed nim i naprowadziła jego dłoń na swój policzek.


Rafał dobrych kilka minut badał rysy twarzy Marty, metodycznie dotykając każdy milimetr kwadratowy. W końcu wydał wyrok:

Piękna! Na czole masz trzy krostki, ale one znikną. Za to twoje rzęsy są silne jak skrzydła ważki. Kiedy przymknęłaś powiekę, wywołały podmuch wiatru, który poczułem chyba nawet z trzycentymetrowej odległości. Niesamowite! A te usta – takie idealnie wilgotne! Dolna warga jest trochę wysunięta do przodu i ma bardziej ostrą i twardszą krawędź niż górna, prawda?”

Czego to ja się o sobie nie dowiem!” – zawołała podekscytowana i zwróciła się do mnie: „Sandra, teraz twoja kolej!”


Rafał opuszkami palców zbadał moją twarz równie dokładnie co twarz Marty, a w tym dotykaniu ukryty był komponent wyraźnie erotyczny. Sposób w jaki gładził usta, kilkoma palcami na raz najlżej jak to możliwe muskając je na całej powierzchni i delikatnie wsuwając palce pomiędzy wargi, jego cicha prośba, bym je zwilżyła językiem i wyraz twarzy chłopaka, zdradzający nieposkromnioną ciekawość i podniecenie, nie mogły pozostawić mnie obojętnej. Marta musiała odczuwać to samo, kiedy Rafał dotykał jej twarzy. Mogłam to poznać po niespokojnych ruchach rąk, wykonywanym bezwiednie, kiedy się odezwała, oraz po tym, że mówiła głośniej i szybciej, niż kiedy była spokojna. Patrzyła na mnie i na Rafała nerwowo mrugając oczami i nieświadomie drapiąc się z boku pod biodrem. Znałam ją już na tyle dobrze, by domyśleć się, że jakiś szczwany plan kiełkował w jej niekiedy bardzo szalonym umyśle.


Odwróć się!” – powiedziała wreszcie do Bartka, zupełnie niespodziewanie, a gdy, ociągając się, kolega spełnił rządanie, dodała:

I nie waż się spoglądać w naszą stronę!”

Następnie, puściwszy do mnie oczko, uniosła bluzkę, wysunęła ramiona z rękawów i szybkimi ruchami zdęła staniczek. Wręczyła go mnie, a sama stanęła na wprost Rafała, cały czas nieruchomo siedzącego na krawędzi łóżka, i poprowadziła jego dłoń prosto na jedną z piersi.

No co? Dobry uczynek!” – odpowiedziała żartem na me pytające spojrzenia.

Z gardła Rafała wydobył się natomiast pomruk zachwytu:

Och! Co to?” – spytał.

Tylko udawał naiwnego. Doskonale wiedział, co trzymał w dłoni. Zresztą, niemal natychmiast złapał Martę za drugą pierś i zaczął je obie czule macać.

To ja.” – z dumą odpowiedziała Marta, spoglądając jednocześnie na mnie, w poszukiwaniu dodatkowej aprobaty dla swego postępowania.

Mówiłam ci już, Wiktorku, że moja przyjaciółka miała śmiały charakter, i w swej spontaniczności potrafiła być wręcz szalona. To był jeden z momentów, w których ta część jej natury ujawniła się w pełnej okazałości.


Mówiłam, żebyś nie podglądał!” – Marta zwróciła się do Bartka, który nie mógł już powstrzymać ciekawości i bez skrępowania śledził ruchy rąk Rafała.

Odwróć się!” – powtórzyła Marta i nie czekając na reakcję chłopaka, lub brak reakcji, odwróciła wzrok na Rafała.

Przysunęła się do niego jeszcze o pół stopy bliżej i zaczęła gładzić go po głowie. Gdyby jego oczy działały, ujrzałyby przed sobą dwie idealnie białe, niezbyt duże piersi z małymi bladoróżowymi sutkami, wycelowanymi prosto w źrenice Rafała – tym razem, skryte za czarnymi szkłami okularów – w odległości dosłownie kilkunastu centymetrów. Nie było to już żadne poznawanie wyglądu. Na oczach moich i Bartka rozgrywała się zupełnie inna scena: Marta pozwalała się macać. Ba, sama to zainicjowała i czerpała z tego niemałą przyjemność.


Widok ten tak bardzo rozochocił naszego klasowego gospodarza, że stanął bezpośrednio za moimi plecami i objął mnie w pasie, przyciskając mocno do siebie. Następnie, bez pytania, wsunął mi rękę pod bluzkę i błyskawicznie powędrował dłonią do biustu. Cienki materiał stanika nie stanowił istotnej bariery. I tak, od tej chwili byłyśmy macane obie, jednocześnie – Marta przez niewidomego Rafała i ja przez Bartka. Taki z niego był „cicha woda”.


Pieszczoty trwały dłuższą chwilę, lecz w końcu musiało przyjść opamiętanie. Kiedy Bartek całkiem pokonał mój staniczek, bez uwalniania zapięcia, tylko przesuwając miseczki do góry, i przystąpił do ugniatania obu piersi jednocześnie, na szyi poczułam jego pogłębiony oddech, a na dole zaczął dawać o sobie znać silny wzwód jego „instrumentu”, powiedziałam:

Słuchajcie, musimy kończyć.”

Jednocześnie, silnym szarpnięciem uwolniłam się z uścisku Bartka, obróciłam się przodem do niego, powiedziałam zdawkowe: „Dość!” i pocałowałam w policzek. Myslał, że rzucę mu się na szyję i będziemy się jeszcze całować. Też miałam ochotę, ale „dość” znaczy „dość”. Odstąpiłam na bok i szybko poprawiłam ubranie.

Marta, idziemy!” – ponagliłam przyjaciółkę.

Ona też zakończyła pieszczoty, niewinnie cmokając Rafała w policzek. Nasunęła koszulkę i wnet była gotowa do opuszczenia pokoju. O stanie jej emocji świadczyły jedynie twarde brodawki sutków, wyraźnie odznaczające się charakterystycznymi wypukłościami na cienkim materiale, ściśle przylegającym do jej ciała. Nie uszło to uwadze ani Bartkowi, ani ojcu Rafała, uprzejmnie żegnającemu nas w przedpokoju. Niemniej, wszelkie pozory przyzwoitości były zachowane. Reakcją mężczyzny, dyskretnie lecz nie niezauważalnie mierzącego nas obydwie wzrokiem, nie zawracałyśmy sobie głowy.


Później Bartek przeprosił mnie za swoje zachowanie. Powiedział, że go „coś poniosło” i poprosił, bym nikomu o tym nie mówiła. Tego jeszcze brakowało! Oczywiście, że nikomu – prawie nikomu – nigdy nie powiedziałam, chroniąc reputację i Bartka i swoją oraz Magdy. Oprócz ciebie, wie o tym tylko Iks, ten lekarz, którego poznałam podczas wakacyjnej wycieczki do lasu, kiedy to Maciek niefortunnie upadając z roweru, skręcił nogę. Iks się jednak nie liczy. Wie o mnie wszystko, nawet to, czego ja sama nie wiem. W obliczu tego niespodziewanego obrotu spraw, Bartek nalegał jednak, byśmy zabrały go ze sobą na kolejne odwiedziny Rafała, wbrew wcześniejszym ustaleniom. Musiałyśmy się zgodzić.


We troje odwiedziliśmy Rafała znów w sobotę. Tym razem zachowywałyśmy się nawet przesadnie przyzwoicie. Ubrane skromnie w długie spodnie i koszule zapięte pod samą szyję, starałyśmy się w jak najmniejszym stopniu kusić wyglądem. Podczas całej wizyty, Rafał nie dotknął nas ani razu. W ten sposób, przekonałyśmy Bartka, że to co się stało za pierwszym razem, było jednorazowym wybrykiem i że nigdy więcej się nie powtórzy.


Ale, Wiktorku, od czego są telefony? Wróciwszy do domu, już w tą pierwszą sobotę, zadzwoniłyśmy z komórki do Rafała i umówiłyśmy się u niego na następny dzień. Pan Aleksander ostrzegł nas, że w niedzielę miało go nie być w domu. Ani jego samego ani jego żony, która, nawiasem mówiąc, pracując jako tłumacz konwersacyjny, często wyjeżdżała w dalekie, kilkudniowe delegacje i przez kilka miesięcy chodzenia do Rafała, spotkałam ją tylko dwa razy. Nasz niewidomy „podopieczny” miał być więc sam w domu – tym chętniej zapowiedziałyśmy się z wizytą. Już bez żadnych ogródek, wybierałyśmy się na masaż piersi.


Ledwie przekroczywszy próg pokoju Rafała, pozbyłyśmy się bluzek i stanęłyśmy półnagie przed chłopakiem. Był szczupły ale barczysty, dobrze zbudowany, nie bardzo wysoki, ale przewyższał nas o głowę. Poprosiłyśmy, by tak jak dzień wcześniej, usiadł na krawędzi łóżka, a on, domyślając się, co go czekało, spytał skromnie, pro forma:

Dziewczyny, będę mógł dotknąć waszych twarzy?”

Oczywiście” – potwierdziłyśmy obie jednocześnie.

Pierwsze dotknięcie sutka było jak porażenie słabym prądem i każde kolejne stanowiło osobne, niepowtarzalne doznanie. Z czasem, Rafał poszerzył pole masażu poza piersi, opuszkami palców wędrując po kolei wzduż każdego żebra. Jego zwinne ręce czyniły cuda, nie zawiodły pokładanych w nich przeze mnie oczekiwań. Rafał był niekwestionowanym mistrzem pieszczot.


Co kilka minut zmieniałyśmy się z Martą. Najpierw podstawiałyśmy się pod dłonie Rafała, stojąc przed nim. Po drugiej albo trzeciej zmianie, siadałyśmy mu już na kolana, różnie – raz bokiem, a raz okrakiem. Poznałyśmy wtedy nie tylko magiczny dotyk jego rąk, ale też elekrtyzujące kłucie jego „trzeciej nogi”. W luźnym dresie, erekcja członka była bowiem bardziej niż widoczna. Umiejętnie siadając przodem do chłopaka, miałyśmy tę jego twardość na wprost naszych cipek. Czułyśmy jej ucisk. Pozwalałyśmy, by drażniła nasze miękkie łona. Chyba wiesz o czym mówię.


W pewnej chwili, Rafał, dziękując nam za przyjście, wyzał, że nigdy wcześniej nie pieścił się w ten sposób z dwiema dziewczynami na raz. Na moment zamarłyśmy w bezruchu, rozumiejąc doskonale, że było to przyznanie tego, iż zdecydowanie nie byłyśmy pierwszymi laskami w jego życiu. Ile dziewczyn lub kobiet miał przed nami, nie powiedział, ale musiało być ich co najmniej kilka. Popatrzyłyśmy po sobie i wzruszyłyśmy ramionami.

Sandra też już miała chłopaka.” – odpowiedziała Marta, trochę mijając się z prawdą.

Bartka?” – spytał Rafał.

Nie, kogoś innego. A ty ile lasek już zaliczyłeś? – spytała.

Chyba nie chcesz wiedzieć.”


Później się dowiedziałam, że przygody z kobietami, Rafał zaczął od nauczycielek, odkrywających przed nim zawartość swoich swetrów i bluzek. Później przyszła kolej na koleżanki, odwiedzające go w ramach integracji. To na nich nauczył się sztuczki z badaniem rysów twarzy. Najpierw gładził nos, buzię, podbródek, a następnie, niby niechcący, ocierał dłonią okolice biustu. Nigdy się nie zdarzyło, by jakakolwiek dziewczyna miała o to pretensje – chłopak przecież nie widzi i nie można podejrzewać go o chęć zrobienia czegoś złego. Jak się poszczęściło, stanik nie był pancerny i dało się wymacać coś miękkiego, a niekiedy stanika w ogóle nie było. Później Rafał odkrył, że nie kryjąc się z zamiarami, osiągnąć mógł jeszcze więcej. Szczególnie lubił koszule zapinane na guziki. Mógł wtedy stopniowo przyzwyczajać swoją „zdobycz” do pomysłu uwolnienia biustu oraz powoli podnosić temperaturę erotycznych myśłi i oczekiwań. Niekiedy dziewczyna odskakiwała od niego zniesmaczona albo zawstydzona, ale znacznie częściej Rafał dostawał to, co chciał.


Problemy zdarzały się tylko sporadycznie, kiedy dziewczyna idotka wygadała się przed koleżankami, siostrą albo mamą, lub gdy do pokoju Rafała wszedł nagle rodzic danej dziewczyny, by zameldować swoje przyjście w celu odebrania jej i odwiezienia czy odprowadzenia do domu, i zastał ją z obnażonym biustem obściskiwanym właśnie przez chłopaka. Parę razy, z takiego powodu, wybuchł skandal. Rodzice grozili ojcu Rafała prokuratorem, za doprowadzenie do molestowania małoletniej, a dyrekcji szkoły doniesieniem do kuratora oświaty, za beztroskie wysyłanie dzieci do zboczeńca. Właśnie z tego powodu, Rafał zmuszony był kilka razy zmienić szkołę, czego wcale nie żałował. Wszystkimi tymi sekretami podzielił się ze mną ojciec Rafała. O tym, w jaki sposób zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, powiem ci za chwilę.


Rafał miał rację. Marcie było obojętne, ile dziewczyn przed nią obmacał ten chłopak. W tamtym momencie, liczyło się tylko to, że masaż był znakomity. Obydwie byłyśmy już mokre – wiesz dobrze w którym miejscu.

To nie mów.” – odpowiedziała Marta, ponownie siadając Rafałowi na kolana.

Umiesz też całować? – spytała, obejmując go nogami, zgiętymi w kolanach.

Rafał nie odpowiedział wprost. Zamiast tego, skierował buzię poniżej szyi Marty i zaczął wodzić rozkosznie rozchylonymi wargami po jej ciele.

O, Boziu!” – jęknęła moja przyjaciółka.

Sandra, ratuj!” – dodała, mocno łąpiąc Rafała za tył głowy i wciskając jego twarz pomiędzy swe piersi.

Powiedziałam, że wrócę za parę minut i wyszłam do łazienki. Poszłam ochlapać twarz, odświerzyć się między nogami i ogólnie trochę ochłonąć.


Jakież było moje zdziwienie, kiedy po może dziesięciu minutach wyszłam do przedpokoju i spotkałam tam nie kogo innego jak ojca Rafała, którego miało przecież nie być w mieszkaniu. Wyobraź sobie: wychodzi sobie uśmiechnięta Sandra, beztrosko dyndając gołymi cyckami, a tu nagle facet, właściciel mieszkania, gapi się jak sroka w gnat i palcem przyłożonym do ust prosi o ciszę. Do tego, z pokoju jego syna dochodzą głośne pomruki, męskie i kobiece, przeplatane chichotem. Czyż to nie szczyt perwersji? Oczywiście, że tak. Pomyśleć tylko, że tą Sandrą byłam właśnie ja! Ach ta dzisiejsza rozpustna młodzież!


Posłusznie wsunęłam nadgarstek w wyciągniętą do mnie dłoń i Aleksander powiódł mnie, bez słowa, do swojej sypialni, na łóżko, przykryte miękkim kocem. Posadził mnie sobie na kolana i szepnął:

Nie powinniśmy chyba im teraz przeszkadzać.”

W tej sprawie trudno by było się z nim nie zgodzić. Co innego, jednak, odnośnie dotykania piersi piętnastolatki. Ta czynność, zwałaszcza w wykonaniu czterdziestoletniego faceta, jest co najmniej kontrowersyjna. Niemniej, ojciec Rafała tym właśnie zamierzał się zająć.


Dotyk Aleksandra zdecydowanie nie był tak subtelny, jak wysublimowany masaż opuszkami palców w wykonaniu jego syna, ale działanie było podobnie. Po raz kolejny tamtego dnia poczułam swędzenie, rozchodzące się z prędkością dźwięku od dotkniętego przez mężczyznę miejsca w najróżniejsze strony mojego ciała. Normalna dziewczyna, wybiegłaby oczywiście z krzykiem oburzenia, ale ja zaufałam temu człowiekowi. Nauczona swym nie tak już małym doświadczeniem, wiedziałam, że mężczyźni mają dla nas tyle niespodzianek, że warto czasem zaryzykować i poeksperymentować.


Zapoznawszy się z moim biustem – dość pobieżnie, jeśli porównać z pietyzmem, z jakim wypieścił mnie Rafał – Alesander zaczął mnie całować po brzuchu. To było miłe! Całując, wprowadził dłonie pod spódniczkę i zaczął mi miętosić pośladki i uda. Wreszcie, dla wygodny, położył mnie na plecy, znowu złapał za pupę i ściągnął mi majtki. Myślałam, że zejdzie z pocałunkami jeszcze niżej – wiedziałam już o seksie oralnym i nie miałabym wtedy nic przeciw minetce – ale on wolał possać piersi. Cipkę wymasował. Och! Jak tylko wniknął palcem między płatki sromu, wspomniałam rozanieloną minę Patrycji, pieszczonej w kroczu przez Dawida. Zamknęłam oczy i popłynęłam do nieba.


Tymczasem głosy, dochodzące z drugiego pokoju, zmieniły się całkowicie. Nie było już słychać chichotań Marty, a zamiast głośnych pomruków, dało się słyszeć cichsze postękiwanie. Chyba i ja zaczęłam pojękiwać, bo w pewnej chwili Aleksander uciszył mnie silnym pocałunkiem. Otworzyłam wtedy szeroko usta i zaatakowałam go języczkiem. Ta śmiałość musiała go trochę zaskoczyć i chyba tym pocałunkiem sprowokowałam go do wyłączenia ostatnich hamulców.


Aleksander położył się na mnie, nie wiadomo kiedy opuściwszy spodnie, i nim się spostrzegłam, wszedł we mnie. Wydarłam się przeciągłym „Aaa!” i zamilkłam. W mgnieniu oka, wszechświat skurczył się do rozmiarów penisa. Cały, wszystkie gwiazdy i galaktyki, zmieścił się do mojej małej pochwy. Czyż to nie jest niesamowite? Od tej chwili, było mi już zupełnie wszystko jedno, co ojciec Rafała ze mną robił. Mój umysł się wyłączył, a pełną władzę przejęła dyktatorka cipka. Straciłam też rachubę czasu. Opadłam bezwiednie na łóżko i skupiłam się na rozgrzanym do bieli kroczu: Byłam posuwana, pieprzona, grzmocona przez mężczyznę i było mi dobrze.


Mój pierwszy facet okazał się na tyle odpowiedzialny, że poświęcił się i wyszedł ze mnie, nie zostawiając we mnie nasienia. Prawdziwy dżenteman! Pod tym względem, Marta miała mniej szczęścia. Miesiączka, owulacja – takie pierdoły nie obchodziły Rafała. Wolał w pełni skupić się pieprzeniu, czego dziewczyna wcale nie miała mu za złe.


Pytałeś, kiedy straciłam cnotę. Właśnie wtedy. Równocześnie z najbliższą przyjaciółką. A teraz, Wiktorku, pogadamy z twoim przyjacielem. Już od dawna czuję, że jest zwarty i gotowy.

***


- Ach, pani Sandro! Jak ja się pani odwdzięczę?


- Już się odwdzięczyłeś. Wiedz, głuptasie, że ja z twojego przyjaciela we mnie mam dziesięć razy więcej radochy on z tego, że się we mnie porusza. Poza tym, bez ciebie noc byłaby nudna, więc nie zadawaj już głupich pytań.


- No, dobrze... Nie żałowała pani seksu z ojcem tego Rafała?


- Ach, Wiktorku! Pożałowałam, ale nie od razu. Przez kilka miesięcy, aż do grudnia, wraz z Martą często odwiedzałam Rafała i Aleksandra. Nie zawsze był seks, a jak był to niekoniecznie z udziałem nas obu jednocześnie, ale bez macania nigdy się nie obeszło. Po to przecież tam chodziłyśmy.


Dopiero po kilku tygodniach przyznałam się Iksowi, że nie byłam już dziewicą. Pamiętam, że aż się zatrząsł z nerwów, tak bardzo poruszyła go ta nowość. Obmacał mnie gruntownie, ale tym razem, wyjątkowo, bez żadnej finezji, brutalnie, sprawiając mi ból, i zabronił mi tam chodzić. Uspokoił się trochę dopiero, gdy ze łzami w oczach obiecałam, że się go posłucham. Wtedy zaczął mnie przepraszać za porywczość, klęknął przede mną, wycałował mnie po brzuchu i między udami. Zupełnie nie zważąjąc na moją reakcję, rozebrał mnie do końca i zrobił mi minetkę. Na siłę. Gwałtem.


Nie od razu posłuchałam się Iksa. Przestałam chodzić do Aleksandra i Rafała, a wraz ze mną Marta, dopiero wtedy, gdy zrozumiałyśmy, że inne dziewczyny z naszej klasy odwiedzały Rafała także niekoniecznie po to, by mu czytać książki. Po mnie i Marcie, Bartek przyprowadził jeszcze Patrycję, którą już poznałeś, gdy ci mówiłam o prywatkach na początku gimnazjum, i jeszcze co najmniej dwie inne koleżanki. Zupełnie przypadkiem się o tym dowiedziałam, a kiedy spytałam Patrycję o termin jej kolejnej wizyty i otrzymałam wymijającą odpowiedź, której towarzyszył purpurowy rumieniec na policzkach, wszystko stało się jasne. Wystarczyło pośledzić ją dwa dni, by ostatecznie potwierdzić wszelkie domysły. Stojąc pod drzwiami mieszkania Rafała zadzwoniłam z komórki do jego ojca i poprosiłam żeby mi po cichu otworzył, bo chciałam z nim jakoby porozmawiać na osobności. Brzmiało to co najmniej tak dramatycznie, jakbym zaszła z nim w ciążę. Otworzył, weszłyśmy z Martą obie i błyskawicznie skierowałyśmy się do pokoju Rafała. Okazało się, że częściowo byłyśmy w błędzie. Patrycja rzeczywiście czytała na głos coś z internetu – na leżąco. Była przy tym kompletnie goła, a Rafał siedział na niej okrakiem i masował jej plecy. Całe szczęście, że się na bzykanko nie załapałyśmy, bo chyba by doszło do poważnych rękoczynów. Patrycja, zapłakana, wybiegła za nami, prosząc byśmy odprowadziły ją do domu. Rafał miał być jej chłopakiem, a okazał się zwykłym chultajem. Więcej już żadna z nas do niego nie poszła.


A ty Wiktorku, kiedy skutecznie zaliczyłeś pierwszą dziewczynę? Bez eiaculatio praecox?


- Nie dawno.


- Kiedy? Z kim?


- Z panią.



4. Matura.

- Pani Sandro! Najpierw Dawid, potem Kacper, następnie Rafał, już nie wspominam o Iksie i Aleksandrze – czy pani zawsze zadawała się tylko ze starszymi od siebie? – spytał Wiktor podczas kolejnego nocnego spotkania z lekarką.


- Ty jesteś młodszy, Wiktorku. – odpowiedziała Sandra, śmiejąc się zerdecznie.


- Był jeszcze jeden wyjątek – dodała i rozpoczęła kolejną opowieść:


- To był Janek. Też już go poznałeś. Kochał się we mnie ślepo od pierwszej klasy gimnazjum aż do końca liceum. Oboje nie mieliśmy z kim przyjść na studniówkę. Marta miała już stałego chłopaka, Maciek przyszedł z siostrą cioteczną – znaną ci już Anią, Patrycja i Mariola, które też chodziły do mojego liceum, zaprosiły swoich kuzynów, a Bartek – były gimnazjalny gospodzarz klasy – zabrał ze sobą koleżankę z sąsiedztwa. Z całej paczki, tylko mnie i Jankowi nie chciało się na siłę szukać partnera do poloneza. Nie masz chłopaka-dziewczyny, to nie masz i nikomu nic do tego!


Przez tych kilka lat, Janek dorósł i zmężniał. Z dziecinnego chuderlaka wyrósł mniej więcej na takie ciacho jak ty, Wiktorku. Poza tym, jako jeden z nielicznych miał głowę do zadań z matematyki, co jeszcze bardziej dodaje sexappealu. Uwierz mi, połowa dziewczyn w klasie przebierała do niego nóżkami, gotowa oddać mu się na byle skinienie ręki. Ale on był na to całkiem ślepy. Był wierny mnie, a raczej wydomanemu obrazowi mojej osoby, żyjącemu wyłącznie w jego głowie. Nie ważne. Chodził Janek, chodził, aż wychodził. Postanowiłam dać mu szansę.


Przez całą studniówkę trzymaliśmy się razem. Tańczyliśmy, jedliśmy, spacerowaliśmy po korytarzach hotelu, wszystko bez przerwy we dwoje. Z oddali patrzyliśmy, jak Marta migaliła się ze swoim chłopakiem, śledziliśmy spotkanie po latach Bartka i Ani, którzy przetańczywszy razem kilka piosenek pod rząd, zostawili swoich partnerów samych, oraz próby Maćka poderwania dziewczyny, przyprowadzonej przez kolegę.


Jakoś po północy spotkaliśmy się wszyscy na parkiecie, podczas wolnego tańca. Marta wisiała na szyi swojego chłopaka, Maciek obściskiwał nowo poznaną koleżankę, a Bartek i Ania pląsali rozmarzeni, ocierając się nosami i policzkami, lecz nie śmiąc się jeszcze pocałować. Wtedy postnowiłam dać przykład przyjaciołom i dodać im odwagi. Pierwszy raz, ostentacyjnie, pocałowałam Janka w usta. To był długi mokry buziak. Po nim nastąpił kolejny, jak tylko chłopak ochłonął z wrażenia. Pomogło: trzy pary poszły w nasze ślady.


Godzinę później natknęliśmy się na Bartka i Anię we wnęce przy schodach na jednym z półpiętrzy, czyli we w miarę ustronnym miejscu. Lizali się w najlepsze. Zatrzymałam Janka, wskazałam na parę zakochanych i objęłam Janka ramionami, cierpliwie czekając, aż i on wsunie mi języczek między wargi. W ciągu paru minut rozochocił się do tego stopnia, że zaczął obściskiwać wszystkie moje wypukłości. Raz po raz, Ania i ja zerkałyśmy na siebie nawzajem i porównywałayśmy, który z chłopaków był bardziej napalony. Obydwaj stanęli na wysokości zadania i obydwaj otrzymali należną nagrodę. Janek prędzej.


Już nastęnego dnia rano zadzwonił i powiedział, że chciał mnie odwiedzić. Nie miałam nic przeciwko temu, zwłaszcza że byłam sama w domu. Przyjęłam go w sposób podobny do tego, jak ciebie przywitała twoja dziewczyna, kiedy chciała iść z tobą do łóżka. Jak miała na imię? Magda? Dobrze pamiętam?


- Tak, pani Sandro. Magda. Pani też założyła piżamę?


– Nie, nie piżamę. Byłam goła. – odpowiedziała lekarka, rozbawiona.


Upanowawszy śmiech, wróciła do opowieści:


- Nie całkiem goła, Wiktorku. Owinąłam się ręcznikiem.


Zaprowadziłam gościa do swojego pokoju, poprosiłam, by się odwrócił i założyłam swoją najbardziej wyuzdaną sukienkę do chodzenia po domu. Jest tak skrojona, zaraza, że jak nie ma się pod nią odpowiedniej bluzki, tylko założy się ją na gołe ciało, to wszystko spod niej wyłazi. Spróbowałam poderwać Janka na cycki. Małe są, co prawda, ale na rozmiar nikt się jeszcze nie pożalił.


Na efekt długo nie musiałam czekać. Usiedliśmy na fotelu i i już przy pierwszym buziaku Janek zaczął mnie masować. Nie oponowałam. Wręcz przeciwnie. Zaczęliśmy się namiętnie całować, wzajemnie kąsając się wargami. Gdy rozłączyliśmy usta, odsunęłam na bok ramiączka, pozwalając górnej części sukienki opaść swobodnie.. Na ten widok całkiem odsłaniętych piersi, chłopak zgłupiał zupełnie. Nie wiedział, jak się zachować. Gapił się to na biust, to na twarz, niemo pytając o moje chęci, a ja zamknęłam oczy i czekałam. Dopiero po dłuższym zastanowieniu – być może wcale nie trwało to długo, a jedynie mnie się tak wydało – położył mi dłoń na piersi. Wyraziłam aprobatę wpychając mu język w usta.

Chodź!” – powiedziałam chwilę później i trzymając go za rękę, przeprowadziłam nas na łóżko.

Zdjęłam mu koszulę, pomogłam rozpiąć spodnie, położyłam się na wznak i gestem wyciągniętej ku niemu ręki zaprosiłam go do siebie. Jeszcze chwilę się całowaliśmy, ale przerwałam te pieszczoty, proponując zdjęcie bielizny.

Jeśli naprawdę chcesz.” – odpowiedział, trochę wątpiąc.

Chciałam. Janek – stuprocentowy prawiczek – miał duży problem z trafieniem w odpowiedni otwór, a moja fantazja nie była jeszcze wystarczająco pobudzona pieszczotami, śluzu było jak na lekarstwo. Biedak musiał się namęczył. Czułam jak się denerwował oraz strach, że w najważniejszym momencie, nie podoła trudnościom. Pomogłam mu jednak trochę i w końcu się udało. Zamerdał we mnie ogonkiem.


Był tylko jeden problem, nie do pokonania, Wiktorku! Nie kochałam Janka. Wytrzymałam z nim dwa miesiące i zdradziłam.


- Co?! Z kim?! – zawołał Wiktor, poderwawszy plecy znad poduszki.

- Z Dawidem, Wiktorku. Akurat wtedy rozstawał się z narzeczoną. W pierszym miesiącu wakacji, zorganizował krótki wyjazd pod namiot dla siebie, siostry i Kacpra z dziewczyną. Niejako automatycznie zaproszeni zostali też Bartek – jako kolega Ani, ale nie chłopak, Janek – przyjaciel Maćka, oraz ja koleżanka ich wszystkich. Dawid zmienił się do tego czasu – nie akceptował już orgietek w wykonaniu nastolatków. Tym bardziej, nie wyobrażał sobie, by jego młodsza siostra mogła na dobre wkroczyć w życie płciowe. Ania wciąż była dla niego niewinną dziewczynką. Zresztą, nawiasem mówiąc, faktycznie była jeszcze dziewicą.


Drugiego dnia wieczorem, korzystając z nieobecności Dawida, wśliznęłam się do dwójeczki, którą dzielił z siostrą. Mrugnąwszy porozumiewaczo do Ani, skryłam się w jego śpiworze i tak, w milczeniu, zaczekałyśmy na jego przyjście. Byłam schowana tak dobrze, że nie zorientował się w mojej obecności dopóki nie wsunął nóg w pościel. Było zbyt ciemno, bym mogła dostrzec w szczegółach jego zdziwioną minę, ale po głosie poznałam, że był wystraszony.

Co tu robisz?” – spytał szeptem, nerwowo oglądając się w stronę Ani, by się upewnić, że nie obudził siostry.

Ania doskonale potrafiła zagrać śpiącą królewnę.

Ja tylko na chwilę.” – skłamałam.

Ona nic nie wie?” – Dawid wskazał na siostrę, nieruchomo leżącą w swoim śpiworze.

Sandra, nie możesz tu być.” – dodał, pakując się jednak do środka i pozwalając, by nasze ciała otarły się o siebie i zastygły, ściśnięte w bardzo ograniczonej objętości śpiwora.

Wiem.” – odpowiedziałam szeptem i zbliżyłam buzię do jego twarzy.

Dawid nie potrafił odmówić sobie pocałunku, a jego dłonie natychmiast znalazły się na mojej piersi i pupie. Wtuliliśmy się w siebie jeszcze bardziej i poczułam jego twardą część ciała, dokładnie w tym miejscu, gdzie taki ucisk działa na kobietę najbardziej. Dawid zaczął pomału poruszać biodrami, stymulując mnie jeszcze bardziej, aż nagle, usłyszał za plecami głośny dziewczęcy chichot i szelest pościeli.

Pójdę sprawdzić, co słychać u chłopaków.” – pospiesznie oświadczyła Ania i zerwała się na równe nogi.

Przyłożyła palce do ust i głośno mlaskając, posłała w naszą stronę serię serdecznych „buziek”, śmiejąc się, życzyła, byśmy się dobrze bawili i czym prędzej wybiegła z namiotu, zostawiając nas samych. To była upojna noc. Kochaliśmy się aż do świtu.


Podczas gdy ja wiłam się w spazmach rozkoszy, Janek, podobno, zalewał się rzewnymi łzami wielkości ziaren grochu. Przez kilka godzin, bez przerwy, klął i biadolił, jakim był skończonym idiotą, nie nadającym się do niczego. Troje przyjaciół starało się uspokoić go i pocieszyć na wszelakie sposoby, lecz bez skutku. Tylko Ani udała się ta sztuka, po tym jak chłopcy ostatecznie bezradnie opuścili ręce. Wyprosiła Maćka i Bartka z namiotu i używając najsilniejszych argumentów, jakie miała do dyspozycji, czyli miłych słów i dziewczęcego wdzięku, ułożyła go do snu i, gładząc go po głowie, wtulonej w miękką, puchową poduszkę w postaci jej niemałego biustu, poczekała, aż zraniony chłopak zaśnie.


Z Dawidem byłam dwa lata i był to jedyny okres w moim życiu, kiedy nie chodziłam do Iksa. Z czasem, jednak, idylla burzliwej miłości prysła. Coraz częstsze niesnaski, spory oraz ogólny brak zrozumienia i wyrozumiałości dla siebie nawzajem, całkiem zasnuły nasz związek, tak jak czarna ulewna chmura zasłania lipcowe słońce. W końcu, dała o sobie znać tęsknota i skończywszy drugi rok studiów, a jakże – medycznych, złożyłam wizytę znajomemu chirurgowi.


Wybrałam najbardziej odpowiednią datę dla tego spotkania – siódmą rocznicę naszego poznania się. Weszłam do jego gabinetu i poprosiłam o zbadanie kręgosłupa. Wachał się, wietrząc jakiś podstęp. Musiałam zalotnie rozpiąć koszulę, by go przekonać, że nie miałam wobec niego złych zamiarów. Dotknął mnie i zaczął delikatnie głaskać, ale była to inna pieszczota niż podstępne molestowanie, jakim uraczył mnie, i Martę, kilka lat wcześniej. Tym razem, miał przed sobą dwudziestoletnią kobietę, w pełni świadomą swojej oraz jego seksualności, niedwuznacznie oferującą mu swoje ciało.

Gdzie byłaś?” – spytał cicho.

Ton jego głosu nie był władczy, jak wcześniej. Wyrażał wdzięczność i ulgę.

Podobam ci się jeszcze?” – odpowiedziałam pytaniem, równie jak on, niepewna jego uczuć.

Zawsze będziesz mi się  podobać.” – zapewnił i spytał:

Na długo wróciłaś?”

Nie wiem.”

Muszę coś wiedzieć?”

Tylko tyle, że właśnie rzuciłam chłopaka.”

Kiedy?”

Dokładnie w tej chwili.”

To powiedziawszy, oparłam ręce na jego ramionach i pocałowałam najczulej jak umiałam.

Masz jeszcze ten domek w lesie?”

Mam, skarbie.” Odpowiedział Iks, całując mnie już bez śladu skrępowania.

Mogę przyjechać na noc?” – zapytałam, odwzajemniając pocałunek.

Były to moje ostatnie wyraźnie artykułowane słowa, podczas tego spotkania. Potem były już tylko jęki i westchnienia. Zrobiliśmy to na kozetce, spontanicznie, szybko, energicznie. Jak uśpiony wulkan wyrzuciliśmy z siebie drzemiące w nas pokłady lawy porządania.

Potem, leżąc z Iksem pod pierzyną, w jego leśnym domku, zdałam mu pełną relację o swoich związkach z Jankiem i Dawidem. Opowiedziałam mu wszystko, co zalegało w mojej pamięci, przyznając, że żadnego z nich ani przez chwilę nie kochałam naprawdę.

Pora skończyć z tym puszczalstwem, skarbie!” – podsumował Iks moją spowiedź.

Zasługujesz na to, by związać się z kimś, z kim będziesz naprawdę szczęśliwa.” – dodał.

Nie miał bynajmniej na myśli samego siebie:

Powinnaś dać sobie czas, poczekać na prawdziwą miłość!”

To powiedziawszy, wypuścił mnie z objęcia i wyprostował plecy. Jeszcze sekunda – dwie i zostawiłby mnie samą pod kołdrą, wyciągając konsekwencje z tego, co powiedział. Nie chciałam mu na to pozwolić. Rzuciałam się na niego, przewróciłam na plecy i przyparłam go do prześcieradła, kładąc się na nim. Próbował się bronić, lecz wobec mojej nagości i determinacji, nie miał szans. Musiał skapitulować i wejść we mnie.

Wiktorku, od tamtej pory, sypiam tylko z Iksem. Tylko ty jesteś wyjątkiem. Tylko z tobą się puściłam.

- Pani Sandro! – zawołał Wiktor, oszołomiony wyznaniem lekarki.

- Weź mnie, Wiktorku! Po raz ostatni, weź mnie!



5. Pożeganie z Sandrą

- Pani Sandro, dlaczego powiedziała pani, że to ostatni raz? Naprawdę już niedługo umrę? Ile mi jeszcze zostało? – spytał Wiktor, cały mokry od potu, lecz nie ze strachu.

- Dlatego Wiktorku, że kończy się ta faza leczenia. Nie umżesz, o nie! Będziesz do nas przyjeżdżać jeszcze przez rok, może dłużej. Zobaczymy się nie raz, ale tylko w dzień, w ambulatorium. Stacjonarna chemia nie będzie puki co konieczna.

- Ale, pani Sandro, jak to?! Przecież byłem ciężkim przypadkiem. Szansa jak jeden na tysiąc, przy dużej dozie optymizmu.

- Kto ci to powiedział, Wiktorku?

- Internet.

- Wierzysz we wszystko, co piszą w internecie? Wiktorku! Jak napiszą o szpitalu, w którym lekarka sypia z młodymi pacjentami i raczy ich nimfomańskimi historiyjkami, to też uwierzysz? Wiktorku, daj spokój, proszę cię!

- Nie tylko internet. Przecież sama pani powiedziała mojej siostrze, i inni lekarze też.

- No dobrze, Wiktorku. Mogłam coś jej powiedzieć. Nie pamiętam dokładnie. Przyjmijmy więc, że czasem zdarzają się cuda i ty jesteś tego przykładem. Kiedy przyjechałeś rok temu, bez leczenia przeżyłbyś pół roku, a może i krócej. Młody jesteś, a z rakiem młodzi mają przechlapane. W młodym ciele jest za duży potencjał wzrostu, rozwoju – i rak z tego korzysta. To całe twoje leczenie było czysto paliatywne. Potem, gdy nastąpiła poprawa, myśleliśmy żeby cię wysłać na radioterapię jako leczenie uzupełniające – poznałbyś wtedy Anię. No, teraz to już panią doktor. Dziś, jednak, nie miałoby to najmniejszego sensu. Nie byłoby wiadomo, gdzie naświetlać. Wiktorku, wynik wczorajszej tomografii jest znakomity! Będziesz jeszcze brać cytostatyki. Może trafisz na przeciwciała. Ale, Wiktorku! Jesteś czysty!  

- To tylko pani zasługa, pani Sandro!

- Wszystkich, tylko nie moja, Wiktorku! Ja nic nie zrobiłam.

- Przywróciła mi pani chęć życia. Czy to się nie liczy? Kocham panią!

- I ja cię kocham, głuptasie! A teraz słuchaj: Pojutrze cię wypisujemy, idziesz na studia, wracasz do normalnego życia. Rozumiesz?! Od jutra jestem dla ciebie zwykłą lekarką, taką samą jak pani Jadzia i pan Artur, Robert i wszyscy inni. Masz zapomnieć o naszych nocach, nie wolno ci dzwonić do mnie ani pisać maili, nie waż się śnić o moim ciele! Nie chcę cię znać, Wiktorku! Możesz mnie odwiedzić dopiero wtedy, gdy usidlisz jakąś piersiastą studentkę. I żeby było jasne: nie masz iść na łatwiznę – laseczki dające dupci na pierwszej randce się nie liczą – masz wyrwać najbardziej oporną pannę na uczelni, skromną, szanującą siebie i innych, taką, dla której ty będziesz gotów poświęcić, może nie życie, ale przynajmniej czas, którego nikt z nas nie ma dużo. Rozumiesz, Wiktorku?


- Rozumiem, pani Sandro, ale i tak panią kocham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz