Marsz Twardości

źródło: www.polishexpress.co.uk
Opisana tutaj historia zdarzyła się bardzo dawno temu na odległej planecie. Z racji upływu czasu większość szczegółów uległa zapomnieniu, inne detale zniekształciła niedoskonała pamięć. Niemniej, opowieść jest autentyczna, a jej bohaterowie żyli naprawdę i jeśli nie umarli, żyją do dzisiaj.

Zacznijmy od Magdy, studentki akedemii trzeciego stopnia - co w ziemskich realiach sprzed reform lat 2016-20 odpowiada mniej więcej szkole ponadgimnazjalnej – brązowookiej nastolatki (naście lat ziemskich; planeta, na której dzieje się ta historia, od urodzin Magdy obiegła swą gwiazdę dopiero niespełna trzy razy), korpulentnej budowy ciała, lecz bez wyraźnej nadwagi, o jasnej cerze i włosach przyciętych tak, by sięgały do ramion, w kolorze brunatnym. Ta barwa włosów jest od jakiegoś czasu szczególnie lubiana i popularna wśród młodzieży. Już od kilku dni zachowanie Magdy zdradza podejrzanie silne podekscytowanie. Zamiast uczyć się do sprawdzianów, a przynajmniej udawać, że się uczy, kilka ostatnich popołudni i wieczorów spędziła całkowicie poza domem – w sklepach wielkopowierzchiowych (tak, to nie jest wyłącznie ziemski wynalazek), w mieszkaniu przyjaciółki oraz w „klubie”, w grupie bliskich znajomych. Miano „klubu” nosi pewne pomieszczenie, znajdujące się w podpiwniczeniu jednego z bloków (Tak, domy wielorodzinne znajdziecie na każdej zamieszkanej planecie.), które młodzież zaadoptowała na swoje potrzeby, w sposób nie do końca zgodny z miejscowym prawem. Tak się składa, że w bloku tym mieszka zarówno wspomniana przyjaciółka Magdy – Patrycja, jak też bliski kolega jej starszego brata – Patryk, oboje będący kluczowymi postaciami tej opowieści.

Wróćmy do Magdy. Jako że rozpoczął się weekend (W odróżnieniu od Ziemi AD 2015, weekend na tej planecie następuje po siedmiu dniach roboczych i trwa trzy dni.), dziewczyna ma wolne. Obudziła się, co dla niej nietypowe, bardzo wcześnie, przebiegła kilka razy między swoim pokojem, kuchnią i łazienką, po czym znowu zamknęła się w swoim pokoju. Tam w ciszy, świadczącej o wielkim skupieniu i zaangażowaniu w pracę, przystąpiła do realizacji najwyraźniej niezwykle ważnego projektu. Rodzice, miło zaskoczeni nagłym porywem pilności, postanowili nie przeszkadzać swej młodszej pociesze i to samo poradzili Michałowi, starszemu bratu dziewczyny, który akurat przyjechał w odwiedziny na kilka dni, jak to się mówi „na stare śmiecie”. W tym nieprzeszkadzaniu, rodzice byli tak bardzo konsekwentni, że nawet zrezygnowali z prób namówienia Magdy, by ta dołączyła do rytuału porannego wspólnego picia kawy. Napili się sami z Michałem, po czym udali się do swoich zajęć. Każdy do swoich: rodzice pojechali zgrabić opadłe z drzew liście i poczynić inne sezonowe porządki w swym podmiejskim ogrodzie (system działek rekreacyjnych znany również na Ziemi), a Michał zabrał się za przeglądanie jakiś ważnych dokumentów w swoim pokoju.

Michał, mimo że ani przez chwilę nie krył swego, oględnie mówiąc, sceptycznego nastawienia do nagłego zaangażowania siostry w „pracę”, nie wyraził otwartego sprzeciwu. Wiedział, że jedynym pewnym skutkiem byłaby kłótnia, którą niczego by nie wskórał. Wzruszył jedynie ramionami i, wypiwszy kawę, zamyślony wrócił do sypialni, zająć się swoimi sprawami. Planów na ten dzień i resztę weekendu ma przecież multum.

W tym miejscu należy wyjaśnić wreszcie, w czym tkwi przyczyna wzmożonej aktywności Magdy i co wyrwało ją z łóżka, już z samego rana. To Marsz Twardości – kolejna z demonstracji, organizowanych regularnie kilka razy w roku (wg miejscowego sposobu liczenia czasu) przez twardystów, czyli przeciwników miękkizmu. Tym razem jednak, marsz będzie inny niż wszystkie poprzednie, a to za sprawą zmian na scenie politycznej, jakie zaszły dosłownie kilka dni wcześniej. Tegoroczne wybory do miejscowej rady (coś w rodzaju parlamentu typowego współczesnego państwa na Ziemi) z kretesem przegrały partie miękkościowe i przez najbliższy rok, to twardyści, po bardzo długiej przerwie, znów będą u steru władzy. Ten marsz, nie będzie więc już demonstracją protestu przeciw dyktatowi miękkizmu i nudzie, a manifestacją poparcia dla twardości i zmian. Będzie też znacznie liczniejszy niż poprzednie marsze. Organizowany jest z niespotykanym dotąd rozmachem. W końcu, odsunięcie od władzy smętnych zgredów i nudnych sztywniaków z partii miękkistów, ludzi nie okazujących nawet krzty zrozumienia dla idei twardyzmu i przeciwnych rewolucyjnemu radykalizmowi zmiany, to nie lada powód do świętowania dla zwycięskiej partii, a dla mniejszych i bardziej radykalnych ugrupowań - okazja do wywarcia nacisku na nową, twardystyczną władzę, by nie tylko dotrzymała obietnic, wyrażonych w swym programie, lecz jeszcze bardziej radykalnie wprowadzała twardość.

Jednocześnie, jest to pierwszy marsz, w którym Magda może osobiście wziąć udział. Czyż nie jest to powód do podniecenia? Zwłaszcza, że to właśnie jej powierzono krytycznie ważne dla jej organizacji zadanie sformułowania haseł i przygotowania transparentów. Dzięki tym hasłom jej grupa, dotąd działająca praktycznie w konspiracji, będzie mogła zajawić światu o swym istnieniu. Będzie mogła zaistnieć w świadomości członków innych, w tym tych znacznie starszych, działających od dawna i bardziej zasłużonych dla sprawy, organizacji. Tak. Zaangażowanie Magdy jest w pełni zrozumiałe; młoda dziewczyna aż pali się do działania. Ona też chce mieć swój udział w nadchodzących, wielkich zmianach!

Zadaniem Magdy jest przygotowanie transparentów, z którymi grupa pójdzie na demonstrację. Wydawać by się mogło, że to łatwe zadanie – wystarczy wziąć płachtę materiału i napisać parę haseł. Niestety, nie tym razem. Setnik, czyli charyzmatyczny przywódca grupy - wspomniany już Patryk, pseudonim Bigben, wyraźnie zaznaczył, że te hasła muszą wprawdzie brzmieć dobitnie i być maksymalnie ostre w formie, jednak ich treść nie może być wyrażona dosłownie. Nic wprost! Tym razem, w demonstracji uczestniczyć będą także osoby mniej radykalne w poglądach. Ludzie, w których pragnienie zmian jeszcze nie dojrzało i których estetyka nie jest wolna od mainstreamowych ograniczeń. Tych osób, podobnie jak dziennikarzy, reprezentujących głównie media nieprzychylne twardyzmowi i zapowiadającym się zmianom, nie wolno przestraszyć w żaden sposób. Zabronione jest więc mówienie wprost, kto jest wrogiem i kogo należy wyeliminować ze społeczeństwa oraz dla kogo na tej planecie nie nie będzie wkrótce miejsca.Hasła mają być skonstruowane tak, by wszyscy wiedzieli o co i o kogo chodzi, ale jednocześnie tak, by sceptyczni krytycy, odczytując je dosłownie, nie mogli udowodnić żadnej konkretnej treści.

Te hasła mają wzbudzać emocje. Mają być tak mocne, by nikt nie pozostał na nie obojętny. Przede wszystkim, jednak, muszą być w ogóle przez kogokolwiek zauważone. A jak to zrobić, gdy wszystkich transparentów mają być tysiące?

Po pierwsze: „Nasze hasła nie mogą być takie same, jak hasła głównych organizacji” – ustaliła grupa po długiej burzy mózgów. „Żadnych delfinów”. (Delfiny na tej planecie uważane są za zwierzęta brzydkie, głupie, złośliwe i brudne, toteż słowo „delfin” używane jest nie tylko w znaczeniu dosłownym, ale też pogardliwie, jako określenie nie lubianych osób. Na innych planetach, rolę tę pełnią inne zwierzęta, zazwyczaj te, których nazwa zaczyna się na literę „k”: kogut, krowa, koczkodan, koń, kot, karakan – na każdej planecie po swojemu, a na tej planecie, z jakiegoś powodu, rolę „tego złego” pełni właśnie delfin. Nauka jeszcze nie wyjaśniła tego fenomenu i nawet jeśli kiedyś rozwikła zagadkę delfina, nie będzie to już miało znaczenia dla tej opowieści.) „Delfiny do delfinarium!”, „Nie będzie delfin pluł nam w twarz!”, „Chłopak, dziewczyna – nie dla delfina!”, „Zakaz delfinowania!”, „Dobry delfin to martwy delfin!”, „Delfinizm to choroba!”, “Delfina delfinem w delfina!”, „Stop delfinizacji!”, „Tylko padlina kupuje u delfina!” - Te i inne podobne hasła obecne są od lat (nie tylko ziemskich) na marszach twardości. Najprawdobodobniej zdominują też tegomiesięczną manifestację. Żeby się wyróżnić, trzeba zrezygnować z takich typowych, popularnych haseł. Nawet „Walić walenie!” nie jest wystarczająco oryginalne.

Po drugie: „Najlepiej, jak będzie megawulgarnie.” – zaordynował setnik Bigben, bo „jebanego chuja zawsze zobaczą”. Trudno powiedzieć, dlaczego Patryk użył tego argumentu akurat w kontekście hasła na transparent, trafił nim jednak do serc członków grupy, czym błyskawicznie zamknął dyskusję. W tym miejscu warto przypomnieć zdarzenie, które dało początek temu powiedzeniu. Otóż, pewnego razu, policja zatrzymała do kontroli samochód, którym młodzieńcy wracali do domu z zakrapianej imprezy. Gdy tylko kierowca opuścił szybę, by podać dokumenty, z bagażnika dobiegło głośne, zapijaczone skomlenie: „Chuj! Gdzie ja jestem? Chuj!”. Kierowca i wszyscy pasażerowie pechowego auta, w tym Patryk i Michał – brat Magdy, zamarli ze strachu, spodziewając się wysokiego mandatu za niezgodne z przepisami przewożenie człowieka w nieodpowiednim położeniu i bez zapięcia pasów bezpieczeństwa. Policjant jednak, prawdopodobnie znudzony wielogodzinnym kontrolowaniem przypadkowych kierowców, ograniczył się jedynie do beznamiętnego komentarza: „Tam jest ktoś najebany” i, jak gdyby nic się nie zdarzyło, oddał dokumenty. Właśnie wtedy, Michał, będąc nie w pełni trzeźwym, wygłosił pierwszy i ostatni raz w życiu to wiekopomne zdanie. Zapomniałby o nim z pewnością, gdyby nie zapadło ono w pamięć pozostałym uczestnikom zdarzenia i na stałe nie weszło w repertuar złotych myśli Patryka.

Reasumując, hasła, jakie zgodnie z zarządzeniem setnika Bigbena mają pojawić się na transparentach, muszą być wulgarne i nie mieć nic wspólnego z delfinem.

Jak to często w życiu bywa, łatwo coś powiedzieć, ale trudniej zrobić - a jeszcze trudniej wymyślić coś sensownego. Coś, co zachwyci setnika i porwie serca ziomków. Coś, co każe im wreszcie docenić spryt i mądrość dziewczyny i dzięki czemu, być może, któryś z nich zainteresuje się też jej urodą. Jednak skąd wziąć te pomysły? Z innym pytaniem Magda poszłaby do brata, ale znając jego krytyczny stosunek do takich marszów i do organizacji w nich uczestniczących, a także niezbyt pochlebne zdanie o samym Bigbenie, szukanie pomocy w tej sprawie u niego, to, w najlepszym razie, strata czasu. Najprawdopodobniej, brat zareaguje śmiechem. Magda musi więc uporać się z zadaniem sama, ewentualnie wspólnie z Patrycją.

Na Patrycję czeka także Michał, choć ani Patrycja, ani Magda, nic o tym nie wiedzą. Zawsze miał do tej dziewczyny słabość. Lubił ją już od niepamiętnych czasów, to znaczy jeszcze wtedy, gdy dziewczyny zaczynały się przyjaźnić, gdzieś tak pod koniec akademii pierwszego stopnia. Potem Michał przeprowadził się daleko i przestał codziennie widywać przyjaciółkę siostry. Nie stracił jej jednak zupełnie z pola widzenia. Przez wszystkie kolejne lata (w ziemskim ekwiwalencie czasu), kiedy dziewczynki chodziły do akademii drugiego stopnia i ostatnio, kiedy rozpoczęły ostatni etap obowiązkowej nauki, podczas każdego ze swych powrotów do rodzinnego domu starał się ją koniecznie zobaczyć. Czasami wpraszał się pod jakimś wydumanym pretekstem do pokoju siostry, by, niejako przy okazji, porozmawiać z odwiedzającą ją koleżanką. Innym razem, to one wpadały do niego, by się poprzekomarzać. 

Tak czy owak, widywali się rzadko, lecz regularnie, a jego zainteresowanie koleżanką siostry zamiast opadać stopniowo, z biegiem czasu rosło. Nie bez przyczyny. Patrycja szybko przestała być małą dziewczynką. W miarą dojrzewania, powoli, acz konsekwentnie, nabierała kobiecych kształtów, stając się całkiem atrakcyjną nastolatką. Jest wyższa od Magdy i znacznie szczuplejsza, dzięki czemu jej biust, wyraźnie skromniejszy niż biust Magdy, prezentuje się nad wyraz dobrze. Z jej wyglądu, Michał najbardziej lubi jednak małą bliznę tuż pod nosem – pamiątkę po uderzeniu twarzą w chodnik podczas jazdy na rolkach. Właśnie ta mała blizna jest przedmiotem jego najskrytszych fantazji seksualnych. Dziwne, prawda? Niewykluczone, że inni chłopcy, póki co, pozostają ślepi na urodę Patrycji, na co Michał skrycie liczy. Jeśli tak jest w istocie – tym lepiej dla niego.

Michał z utęsknieniem czeka na przybycie przyjaciółki siostry, a jednocześnie się boi. Boi się, że ich drogi wkrótce się całkiem rozejdą w przeciwne strony. Że ten głupi marsz się uda, że na tej manifestacji Patrycja pozna jakiegoś „fajnego” typa (słowo „fajny” rozumiane sarkastycznie, jako synonim do „wiecznie wesoły i głupi”), zadurzy się w nim – nastolatki zdolne są do najmniej rozsądnych zadurzeń, niestety i nie daj Boże (Okazuje się, że na każdej planecie jest jakiś Bóg, który może coś dać, albo nie dać, według swojego zupełnie nieprzewidywalnego widzimisię), zwiąże się z nim na dłużej. Co gorsze, Michał nie może już zrobić nic, co by mogło temu zapobiec. To bardzo smutne, ale, biorąc pod uwagę intensywność ich zaangażowania w marsz i widoczną fascynację twardyzmem, wydaje się, że i siostra, i jej przyjaciółka – tajny obiekt westchnień Michała, są już stracone.

Nagle rozbrzmiewa tandetna monofoniczna melodyjka, oznajmiająca przybycie gościa, czyli popularny również w ziemskich mieszkaniach, dzwonek. To ona! Michał pospiesznie wybiega z pokoju i pierwszy podchodzi do drzwi. Magda w tym czasie ledwie zdążyła podnieść się z krzesła. Michał przekręca zasuwkę, naciska klamkę i zaprasza dziewczynę do środka. Robi to jednak nietypowo. Po zwyczajowym „Ach, witaj! Dawno się nie widzieliśmy.” dodaje cicho „Ależ ty przebojowo wyglądasz.” Patrycja cieszy się oczywiście, słysząc nagle i nieoczekiwanie z jego ust te słowa, lecz trudno jej uwierzyć w to co słyszy. Niby co przebojowego ma być w dresowych spodniach, bluzie z kapturem i kurtce z czarnego ortalionu? Nie wie jeszcze, że dla Michała wyglądałaby cudnie, nawet gdyby miała szalik zawiązany na oczach. Po tym, wypowiedzianym szeptem, komplemencie, z jego ust pada krótkie zdanie, które nijak nie pasuje do poprzedniego:
„Czas na zmianę!”
Co dziwniejsze, Michał mówi to podejrzanie głośno. Tak, jakby nie było ono przeznaczone dla niej, a dla siostry Michała, wyściubiającej  właśnie nos na przedpokój.
„Co?” – pyta się Patrycja zaskoczona i nie dowierzając swoim uszom.
„Czas na zmianę!” – powtarza Michał i widząc, że udało mu się obie dziewczyny zbić z pantałyku, wyjaśnia:
„No, czas na zmianę, my mamy wyjebane! W tej, albo w odwrotnej kolejności... No, co się tak na mnie patrzycie? Przecież wiem, że chcecie iść na tę delfiniarską demonstrację i nie macie jeszcze dobrych haseł. Ja bym w życiu na takie gówno nie poszedł, ale skoro już musicie, to idźcie i bawcie się dobrze.” 
Ostatnie słowa kieruje wyraźnie do Magdy.
„Tylko co wy tam bidulki będziecie krzyczeć? Stare przyśpiewki o delfinowaniu? A, właściwie, to może być nawet ciekawe. Chętnie obejrzę ten wasz występ w telewizji.”
„Michał, jak nie masz o czymś pojęcia, to się zamknij!” – podniesionym głosem reaguje Magda i milknie błyskawicznie, pilnując się, by nie wybuchnąć płaczem.
„Dobra już, dobra.” – daje za wygraną Michał i znów kieruje wzrok na Patrycję. Teraz patrzy na nią ze smutkiem w oczach. Czuje, że już wszystko przegrał.
Nim Patrycja ostatecznie zniknie w pokoju Magdy i dla Michała będzie stracona na wieki, dodaje jeszcze, smutno i szyderczo:
„Jebać z prawa, jebać z lewa, takiej zmiany nam potrzeba... Mamy wyjebane na wasze jebanie... Jebał delfin razy kilka, jebnijmy delfinka... Mamy wyjebane, czas wreszcie na zmianę... Jebane jabaki, wasz czas już minął... Teraz my jebiemy...”
W końcu przychodzi opamiętanie i Michał przerywa swój żałosny monolog. Ostatni raz przygląda się buzi Patrycji i, z przykrością, z wyrazu jej twarzy odgaduje, że dziesięciokrotnym powtórzeniem słowa „jebać” oraz odmienieniem go przez wszystkie tryby i czasy gramatyczne wywołał w dziewczynie stan zbliżony do szoku. W czarnych czeluściach jej maksymalnie rozszerzonych źrenic dostrzega nieme niedowierzanie. Wreszcie, sam zaskoczony i wystraszony swoim zachowaniem oraz reakcją drogiej jego sercu dziewczyny, odzywa się cichym:
„Przepraszam.”
Drżącymi rękoma zawiązuje sznurówki i wychodzi z mieszkania.

Michał tego nie wie, bo wiedzieć nie może, ale to finalne „Przepraszam” będzie się błąkać między jej uszami jeszcze przez kilka godzin, aż do ich ponownego spotkania. On nigdy wcześniej jej za nic nie przepraszał, a nie raz i nie dwa - wprawdzie dawno temu, ale jednak - pozwolał sobie chrzanić głupoty, a tu nagle taki przejaw skromności! Jakby mu rzeczywiście było przykro.W ogóle, rzadko ktokolwiek ją przepraszał. Tak rzadko, że nie mogłaby sobie przypomnieć od kogo, kiedy i  w jakich okolicznościach usłyszała to słowo poprzednim razem. Może to dziwne, ale nie „jebaniem”, a zwykłym, skromnym „przepraszam” Michał wywarł na niej największe wrażenie, do tego jeszcze, całkiem pozytywne.

Michał przechodzi kilkadziesiąt metrów i wchodzi do jednego z sąsiednich bloków – do tego, w którym mieszka Patrycja, i Patryk. Nietrudno się domyśleć, że celem przechadzki jest mieszkanie Patryka, a nie to, w którym sypia przyjaciółka siostry, zresztą w tej chwili nieobecna w domu. Chłopaka nachodzi przelotna refleksja, że u Patryka był już z milion razy, a u niej jeszcze nigdy i że jeśli sprawy potoczą się dalej w tym samym kierunku, to nigdy też nie dostąpi tego zaszczytu i zamiast niego, ktoś inny zwiedzi w końcu kiedyś sypialnię Patrycji. Brrr!

Michał zna Patryka od niepamiętnych czasów. Razem biegali między blokami, we dwóch śledzili sąsiadki starsze od nich o jeden okres obiegu ich planety wokół miejscowej gwiazdy, by odkryć szczegóły ich sekretnych schadzek i razem sikali z balkonu. Wtedy Patryk był po prostu Patrykiem.

Potem, w akademii drugiego stopnia, Patryk został Małym. Był klasowym klaunem, niepoprawnym wesołkiem i wiecznym śmieszkiem, który ostrym humorem starał się nadrabiać inne braki – związane z wątłą budową ciała oraz raczej przeciętnym przyswajaniem wiedzy. Wbrew pozorom, to był najszczęśliwszy okres w życiu Małego: śmieszność i bezczelny tupet powodowały, że drzwi do mieszkań i serc dziewczyn były przed nim szeroko otwarte. Nawet jeśli koleżanki nie traktowały go poważnie i, niekiedy, całowały go w czoło tylko dla żartu, były to dla niego niezapomniane chwile, a dla bardziej wyważonego Michała powód do gorzkiej zazdrości. Mały nigdy potem nie miał już doświadczyć już takiego powodzenia u kobiet, jak wtedy.

Na poziomie akademii trzeciego stopnia drogi edukacyjne chłopców się rozeszły. Michał zdał egzamin do akademii przygotowującej do studiów, Patryk zaś trafił do akademii zawodowej. W nowej szkole nie był już klasowym wesołkiem. Został, pogardzanym przez kolegów i ignorowanym przez koleżanki, poszturchadłem. Od razu po akademii zaczęli robić karierę – Patryk podjął pracę w pełnym wymiarze czasu, Michał pracował dorywczo równolegle do studiów.

Obecnie obaj zajmują odpowiedzialne stanowiska - są menedżerami. Michał pracuje w finansach, Patryk w branży paliwowej. Absolwent studiów przesiaduje w biurze przed displayem komputera, w dziale analitycznym, z dala od realnego świata; jego dawny przyjaciel pracuje blisko klienta – zarządza specjalnym urządzeniem do dystrybucji paliwa LPG (Każda cywilizacja, wcześniej czy później, przechodzi przez ten etap rozwoju motoryzacji, zanim postęp technologiczny pozwoli przestawić się na elektromobilność.). Obaj, poza pracą, angażują się też społecznie. Michał prowadzi bezpłatny kurs języka obcego, dominującego w życiu ekonomicznym, naukowym i kulturalnym planety. Patryk, zmieniwszy pseudonim z Małego na Bigben, wszedł w politykę. Zafascynowany twardością i ideologią twardyzmu, wstąpił do pewnego radykalnego ruchu promującego tę filozofię i, od niedawna, pełni funkcję setnika osiedlowej grupy młodzieżowej tego ruchu. Szczyci się tym, że sam własnoręcznie zorganizował pomieszczenie w piwnicy dla półtajnych spotkań grupy oraz tym, że udało mu się przekonać aż dziesięciu nowych członków i członkiń do wstąpienia w szeregi swej organizacji.

Michał przekracza drzwi klatki schodowej i rozgląda się wewnątrz. Schody odlane z szarego betonu, krzykliwie czerwona poręcz, ściany do wysokości oczu pomalowane farbą olejną na seledynowo, ponad linią wzroku, aż do sufitu, gipsowo-wapienny tynk, niegdyś zapewne biały, obecnie bliżej nie zdefiniowanego koloru, trochę zbliżonego do beżu, kaloryfery i rury ciepłej wody pomalowane tą samą seledynową farbą co ściany – za całego świadomego życia Michała, a będą to już trzy pełne lata (wg pomiaru czasu właściwego jego planecie), nic się tu nie zmieniło.

Nic, z wyjątkiem dwóch detali. W rogu, tuż przy wejściu, na seledynowym tle, na ścianie widnieje biała plama, spod której niewyraźnie przebija wiekowy napis o treści: „Jebać małego!” Jeszcze całkiem niedawno, plamy tej nie było. Wyżej zaś, na półpiętrze, pojawił się nowy w porównaniu do skromnego „Jebać małego!”, ogromny napis, namalowany, a jakże, białą farbą. Ten nowy napis głosi: „Jebać murzyna!”, formą i treścią (w pięćdziesięciu procentach) nawiązując do zamazanego hasła z przeszłości. Niestety, taka jest naturalna kolej rzeczy: „Jebać małego!” było aktem małego chuligaństwa, na które nikt, może z wyjątkiem samego Małego i nielicznych wtajemniczonych osób, kojarzących Patryka-Małego z twarzy, nie reagował. Upłynęło trochę czasu i małe chuligaństwo zostało wyparte przez większe chuligaństwo. Większe i bardziej niebezpieczne, tym razem już ksenofobiczne, a więc negujące fundamenty rozwiniętego społeczeństwa – też nikt nie reaguje.

Michał przystaje na półpiętrze. Myśli chwilę, po czym sięga do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyciąga z niej czarny marker. Dołoży do tego graffiti swoje trzy grosze. Kilkoma pociągnięciami markera przerabia kropkę nad „j” w piłkę do gry w football. Następnie, nad tą piłką rysuje spory owal, obok niego znacznie mniejsze kółeczko oraz kilka podłużnych owali różnej szerokości i długości. Dodaje kilka kresek i zaczernia owale. W ten sposób tworzy obrazek przedstawiający grubego jak beka, czarnego jak heban i łysego jak kolano murzyna, leżącego na plecach, na piłce do futbola. Między nogami dorysowuje krótką kreskę, zorientowaną idealnie pionowo. Kilkoma pociągnięciami markera pogrubia ją, tak, by pierwsza rzucała się w oczy potencjalnego widza. W zamierzeniu Michała, ta wertykalna, gruba, czarna kreska ma być centralnym punktem tworzonego naprędce obrazu. Nad tą kreską starannie dorysowuje jeszcze drugą postać, przedstawiającą całkiem roznegliżowaną, szczupłą panią, z nienaturalnie dużym biustem, skierowanym w kierunku wybałuszonych oczu uśmiechniętego murzyna. Narysowana przez Michała dama, przyjmuje śmiałą pozę, mającą na celu seksualne rozbudzenie zarówno murzyna, jak i widza – dama kuca w rozkroku tuż nad tą grubą, krótką, czarną krechą. Michał odstępuje krok do tyłu, rzuca krytyczne spojrzenie na swoje dzieło, uśmiecha się z poczuciem złośliwej satysfakcji, po czym, obok ust damy dorysowuje dymek. Na koniec, pisze w nim: „Jestem cała twoja, mały!”

Skończywszy rysowanie, Michał chowa marker do kurtki i bez zwłoki kieruje się po schodach do góry. Na trzecim piętrze wita wreszcie swojego kolegę z dzieciństwa, mając jeszcze przed oczyma świeżej pamięci stworzony przed chwilą obrazek. Jest pewien, że co najmniej jeden człowiek, mieszkający w tej klatce, opacznie zrozumie przekaz tej karykatury.

Rozmowa z Patrykiem nie jest długa, ale, mimo to, daje Michałowi mniej więcej pełny obraz życia towarzysko-politycznego w grupie Bigbena-Małego-Patryka, jak też wszystkiego, co wiąże się z mającym się rozpocząć lada moment marszem. Młodzi panowie opuszczają mieszkanie i blok Patryka razem. Kiedy przechodzą przez półpiętro na samym dole, Michał dostrzega uśmieszek na twarzy kolegi, mogący świadczyć o tym, że poprawione graffiti nie wzbudza jego zastrzeżeń. Żaden z nich, jednak, napisów naściennych nie komentuje ani słowem. Obaj udają, że niczego nie widzą. Po wyjściu z klatki, koledzy rozchodzą się w przeciwne strony: Michał do domu, a Patryk, ubrany w specjalnie kupiony na tę okazję elegancki dres z kapturem, do centrum miasta, na marsz twardości.

Nie mijają dwie godziny, jak drzwi do mieszkania otwierają się z hukiem. Do środka wpadają dwie nastolatki, przebiegają przed przedpokój i trzasnąwszy drzwiami zamykają się w pokoju Magdy. Michał podnosi się z krzesła, na palcach przechodzi pod pokój siostry, puka delikatnie i pyta, czy coś się stało. Troska w jego głosie brzmi, dla niego samego, sarkastycznie. Podejrzewa przecież, że udział w marszu się nie powiódł i, o ile nie wiąże się to z jakimś zdarzeniem tragicznym, jest to dla niego powód do radości, nie smutku. Po krótkim milczeniu, drzwi otwierają się nagle, zza framugi wygląda Magda i wrzeszczy:
„Nienawidzę cię!”
Za jej plecami, w głębi pokoju, Michał dostrzega jeszcze Patrycję, już bez kurtki i ciemnej bluzy, a jedynie w skąpym T-shircie, siedzącą na fotelu, w szerokim rozkroku i z nadgarstkami założonymi za głowę. Niestety, zakończywszy swój emocjonalny, dwuwyrazowy monolog, siostra zatrzaskuje mu drzwi wprost przed nosem, co nie pozwala mu dokładniej przyjrzeć się wyrazowi twarzy jej przyjaciółki. Mógłby jednak przysiąc, że kiedy spoglądał w jej stronę, Patrycja uśmiechnęła się do niego.

Niedługo potem, ktoś opuszcza pokój jego siostry, korzysta z toalety i krząta się po kuchni. Do czujnych uszu Michała docierają dźwięki, jakie wydać może dziewczyna nalewając z kranu wodę do czajnika. Pytanie tylko: Magda to, czy Patrycja? Pytanie, na które Michał, niemal natychmiast, nieoczekiwanie otrzymuje odpowiedź.

Najpierw ktoś drapie paznokciem w futrynę, następnie po cichu naciska na klamkę i uchyla drzwi. W tak powstałej szparze pojawia się Patrycja. Nieśmiało zagląda do środka, nie wiedząc, czy poczekać na wyraźne zaproszenie gospodarza, czy bez pytania wejść do środka. Właściwie, nie wie nawet, co powiedzieć. Zajrzała, by się tylko przywitać i w niesprecyzowanej nadziei na to, że Michał, z własnej inicjatywy, zamieni z nią kilka słów. Patrycja, będąc jedynie koleżanką jego siostry, aktualnie obrażonej na brata śmiertelnie, nie śmie przecież chcieć od niego nic więcej.

Michał jednak nie zamierza marnować okazji. Zrywa się z krzesła, podskakuje radośnie do drzwi i dosłownie wciąga Patrycję za rękę do środka. Szeptem powtarza pytanie, co się stało, czy nie udało im się spotkać Patryka, czy transparenty zniszczyły się po drodze, dlaczego dziewczyny wróciły z marszu, zanim ten zdążył się w ogóle rozpocząć.

„Nie, Bigben powiedział, że dokładnie o takim haśle myślał. Jemu się wszystko podobało.” – odpowiada Patrycja i tajemniczy uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, gdy Michał zapytał o przyczynę powrotu z manifestacji, zamienia się w cichy chichot.
„Bigben był taki napalony na te transparenty, że od razu pobiegł po faceta z telewizji. Wiesz z której... Z TV Publika... i jak ten gość zobaczył te nasz „jeby”, to zaczął się drzeć, że z takimi jak my - i Bigben, oczywiście – to nigdy nic nie osiągniemy i nie wstaniemy z kolan. Takich rzeczy nagadał, że aż głowa mała. Żebyś ty widział minę Bigbena... Jak on się skulił, jaki się zrobił mały. Wiesz, aż mi się go zrobiło szkoda.”
„Mi szkoda nie jego, Patuś, a ciebie i Magdy. To co wy napisałyście na tych sztandarach? I co takiego powiedział ten kamerzysta?”
„Jak to co? To co nam podpowiedziałeś. Miało być przecież wulgarnie. Co nie?”
To mówiąc, Patrycja wybucha kolejną salwą tłumionego śmiechu, a jej rozgestykulowane ręce zderzają się w powietrzu z rękami Michała, raz po raz spontanicznie zmierzającymi w jej stronę.
„A co powiedział ten gostek, to nie mogę powtórzyć. Takie mięcho nie przejdzie mi przez gardło.” – dodaje Patrycja i przygląda się uważnie buzi Michała, próbując z wyrazu twarzy odczytać jego myśli.
„To napisz, skoro nie możesz powiedzieć na głos.” – proponuje Michał i zaraz wręcza jej kartkę i marker - ten sam, którym wcześniej rysował jurnego murzyna z cycatą damą.
„Dobra, ale muszę już iść do kuchni. Magda mnie zabije, jak się dowie, że ją teraz zdradzam.” – śmiejąc się, odpowiada Patrycja.

„Zostań jeszcze chwilę, proszę. Muszę przecież odczytać, co napisałaś.” – mówi Michał, biorąc z ręki dziewczyny kartkę ze zdaniem, które, jakoby, wstydziła się wygłosić. Prośbę tę wzmacnia znacznie dłużej, niż wynika z konieczności odebrania kartki, dotykając jej dłoni oraz przelotnie, niby niechcący, ocierając drugą dłonią o łokieć i nadgarstek jej swobodnej ręki.
Przekonawszy Patrycję, by poświęciła mu jeszcze kilka sekund, Michał kładzie kartkę na biurko, nachyla się i czyta, jednocześnie dokonując przekładu z języka wulgarnego na język cywilizowanych ludzi:
„Do nieszczęść związanych z sytuacją materialną, tak złą, że można ją porównać tylko do stanu psychiki pani, trudniącej się nierządem. Jak za pięć sekund, poddanych intensywnej kopulacji, te dwa żeńskie organy płciowe, poddane uprzednio intensywnemu procesowi kopulacji, który jednak nie doprowadził do pełnego usatysfakcjonowania tychże, kopulowanych przez bliżej nieokreślonego człowieka, organów, jeszcze tu, w tym miejscu jest wyraz określający nierządnicę, pełniący tu funkcję przerwy logicznej, będą, to nie ręczę za siebie. Jak nie odejdą stąd – te organy płciowe – na sposób kopulacyjny – cokolwiek to może znaczyć, to je poddam kopulacji, przekopuluję je na wylot... Dalej nie dam rady, Patuś.”
Kończąc tłumaczenie zdania, Michał kładzie rękę na plecach Patrycji. Dziewczyna, również pochylona nad biurkiem, w trakcie czytania przesunęła się o kilka centymetrów w stronę Michała, aż ich ramiona oparły się o siebie. Teraz, kiedy on przeniósł dłoń na jej plecy, z satysfakcją zauważa, że starszy kolega objął ją ramieniem i zaczyna głaskać.

Takie chwile nie trwają wiecznie. Patrycja przypomina sobie o Magdzie, czajniku i kuchni i odskakuje od biurka, wyrywając się z dyskretnego objęcia Michała. Zmierza do drzwi. Gdy, zrobiwszy kilka kroków, jest już u progu, od tyłu dopada ją Michał. Chwyta za rękę i za biodro. Silnym ruchem, obraca ją w swoją stronę, przyciska ją do siebie i zupełnie znienacka wpija się ustami w jej, rozchylone z zaskoczenia, wargi. Nie wypuszczając jej z objęć, na sekundę przerywa pocałunek, lecz tylko po to, by lepiej dopasować wzajemne położenie ich ust. Ona w końcu wyrywa się i patrzy na niego, nie wiedząc zupełnie, co powiedzieć. Jej biust unosi się i obniża w regularnych odstępach czasu, a z jej ust, w tym samym rytmie, dobywa się ciche sapanie – Patrycja oddycha tak mocno, jakby właśnie przebiegła sto metrów z czasem poniżej dziesięciu sekund.

Na ten widok, Michał, po raz drugi tego dnia, wypowiada ciche: „Przepraszam.”
„Oj, nie przepraszaj.” – pada odpowiedź ze zziajanych ust Patrycji.
Dziewczyna robi krok w stronę Michała i dodaje”:
„Nie przepraszaj, tylko pocałuj jeszcze.” – po czym unosi lekko głowę i nadstawia usta ułożone w dzióbek.


KURTYNA W DÓŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz