Z pamiętnika pewnej nastolatki.

Kochany Pamiętniku, ostatnie wakacje na zawsze pozostaną w mojej (naszej) pamięci.

Do ostatniej chwili nic nie zapowiadało wydarzeń, które miały nastąpić i kompletnie odmienić moje wyobrażenia o mężczyznach i o miłości. Jeszcze tydzień temu byłam niepoprawną romantyczką, dzieciakiem wierzącym w pięknego księcia i wielką miłość od pierwszego całusa do grobowej deski. A teraz... Nie mam już takich złudzeń. Ja, cicha, skromna, chorobliwie nieśmiała Maryś, jak mnie pieszczotliwie nazywają mama i babcia z dziadkiem, na kilka tygodni przed osiemnastką, bez namysłu oddałam swe usta i ciało tym dwóm osobom. Nie, nie oddałam się cała i wciąż jestem niewinną dziewczynką, być może nawet bardziej niewinną niż przed tym wszystkim, pozwoliłam im jednak pobawić się mną. Gorzej, pozwoliłam samej sobie na zabawę w miłość i to nie z jednym przystojnym, zaślepionym mną chłopakiem, a od razu z dwoma mężczyznami, z których jeden ma piękną narzeczoną, a drugi żonę i dwoje dzieci. Być może nawet kocham ich obu, choć mam nadzieję, że nie spotkam ich już nigdy więcej. Chociaż, kto wie, co się jeszcze zdarzy...

Stało się to zupełnie zwyczajnie i gdyby mi ktoś opowiedział tę historię, w ogóle bym nie uwierzyła. A jednak... Jak co roku wybraliśmy się nad morze. Dwa tygodnie na bałtyckiej plaży to obowiązkowy letni rytuał mojej zdziwaczałej mamy, bez którego nie mogą obyć się żadne wakacje. Wsiedliśmy więc w autobus, potem do pociągu i jeszcze jednego autobusu i dotarliśmy na miejsce. My, to znaczy ja, mama i moi dwaj młodsi braciszkowie - jedenastoletnie bliźniaki, których kocham oczywiście, ale mam ich serdecznie dosyć. Zwłaszcza tego, że na wczasach mam się ciągle nimi opiekować. A powiedz sam, Pamiętniku, jak się ma czuć nastoletnia dziewczyna, kiedy zamiast z dala od domu i czujnego oka mamusi bawić się z rówieśnikami na koloniach i obozach i, być może, przeżywać tam swe pierwsze miłosne uniesienia, ma pilnować na plaży dwóch łobuzów, ewentualnie czytać książki i pomagać mamie rozwiązywać bzdurne krzyżówki!  Taty niestety nie mam. To znaczy mam, ale on nie mieszka z nami tylko siedzi z jakąś kolejną lafiryndą. Że też akurat mi się musiał taki trafić! Plan wczasów nie zmieniał się od lat. Po prostu każdy boży dzień mieliśmy spędzić na plaży, w zależności od pogody, smażąc się na słońcu i pluszcząc w zimnej wodzie, lub spacerując wzdłuż brzegu w poszukiwaniu mitycznych bursztynów.

Niestety, jak mi się wtedy zdawało, a na szczęście, jeśli wziąć pod uwagę całą tę historię, pogoda nam dopisała. Pierwszego ranka rozłożyliśmy koce i ręczniki na piasku i ja z bliźniakami przystąpiliśmy do zapoznawania się z morzem, a mama zasnęła pod parasolem chroniącym ją przed piekącym słońcem. Po godzinie stała już połowa zamku i mogłam wreszcie wejść do wody spokojnie popływać. Kiedy wyszłam z wody, zamek był jeszcze nie dokończony, a Kacper i Kuba zupełnie stracili zainteresowanie moją osobą. Okazało się, nie po raz pierwszy zresztą, że wszystkie opowieści mamy, o tym, że jakoby chłopcy nie mogli obyć się beze mnie ani godziny, były dalekie od rzeczywistości. Wcale nie byłam im niezbędna. Braciszkowie właśnie poznali nową koleżankę, starszą od nich o rok, czego się niedługo potem dowiedziałam, i byli nią tak zaintrygowani, że nawet mnie nie zauważyli, kiedy przykucnęłam na rozgrzanym piasku tuż za ich plecami. Do roześmianej dziewczynki puściłam oczko i przytknąwszy palec do ust poprosiłam, by nie zdradzała mojej obecności. A bliźniaki? Wprost rozbierali ją wzrokiem, samce paskudne! Ledwie parę klas skończonych, a już im baby w głowie. Ale niech im tam wszystko wychodzi na zdrowie, tym kochanym łobuzom. Ktoś w rodzinie musi przecież ponadrabiać moje braki.

Wkrótce zjawiła się też siostra obiektu zainteresowań moich braci, Patrycja. Szesnaście lat,  figura jak u modelki,  włosy niemal do pasa, wąska talia, biustem mogłaby obdzielić ze trzy takie cherlawce jak ja. Nasza rozmowa z początku niezbyt się kleiła. Wypytałyśmy się o imię, miejsce życia, rodzaj szkoły, klasę, od kiedy i do kiedy każda z nas ma się nudzić nad morzem i rytualnie ponarzekałyśmy na młodsze rodzeństwo. Po tych niezręcznych wstępach, szybko jednak znalazłyśmy wspólny język. Okazało się, że jeśli chodzi o spędzanie wakacji, Patrycja była w sytuacji bardzo podobnej do mojej, z tą różnicą, że ona miała oboje rodziców i siostrę pod swoją "opieką" zamiast pojedynczego rodzica i dwójki braci. Oprócz wspólnej niedoli łączą nas jednak, o dziwo, podobne zainteresowania, m.im. językiem japońskim i mangami, ale również pikantnymi historyjkami, co wyszło na jaw dość szybko, lecz do czego przyznałyśmy się zrazu nie wprost i, przynajmniej z mojej strony, ze sporymi oporami.  Żeby nie brnąć za bardzo w nieistotne szczegóły wystarczy powiedzieć, że już po pierwszym przedpołudniu byłyśmy dobrymi koleżankami i umówiłyśmy się, że cały wyjazd spędzimy w miarę możliwości razem. Tym sposobem, dzięki określonej aktywności młodszych braciszków zdobyłam wspaniałą przyjaciółkę i przeżyłam przygodę, o której Ci właśnie piszę, mój kochany Pamiętniku. Kacperku i Kubo, nie wiecie tego, ale mam wobec was dług wdzięczności.

Poznałyśmy ze sobą naszych rodziców i w ten sposób rozwiązałyśmy problem towarzystwa dla "pędraków". Tak nazwałyśmy Kubę, Kacpra i Julkę, siostrę Patrycji. Od następnego dnia byliśmy umówieni na wspólne zabijanie czasu na plaży: Nasze młodsze rodzeństwa miały się bawić we trójkę, niby pod naszym okiem, ale jednak bardziej oddzielnie niż do tej pory. Dzięki temu ja z Patrycją miałyśmy zyskać dużą porcję swobody. Nasi rodzice nie połączyli swoich ręcznikowych włości i do końca wyjazdu plażowali osobno, lecz w bliskiej odległości, w zasięgu wzroku i głosu.

Jeszcze kilka słów o rodzicach Patrycji: Jej mama z wyglądu jest zupełną odwrotnością mojej - jest niska i dość tłusta, z charakteru jednak, jest tak samo ślamazarna i roztargniona jak moja rodzicielka, obie potrafią popaść w stan apatii lub w histerię bez najmniejszego powodu, potrafią też być bardzo miłe dla otoczenia. Ich stan może się jednak zmieniać z godziny na godzinę, bez najmniejszego uprzedzenia, co bywa trudne do zniesienia. Ojciec Patrycji natomiast jest okazem stabilności - takie przynajmniej robi pierwsze wrażenie. Kilka dni później miałam poznać go od innej strony, niewidzialnej na pierwszy rzut oka, o wiele mniej wyważonej i znacznie bardziej spontanicznej, ale o tym niżej. Jest informatykiem, który na krok nie rozstaje się ze swoim laptopem. Nawet na plaży pracuje nad swoim kolejnym projektem. Nie do końca rozumiem to zachowanie, ani sens jego pracy. W ogóle, on nie wygląda na zapracowanego, a wsadzenie nosa w komputer najwyraźniej sprawia mu radość jeszcze większą niż lajkowanie fotek i pisanie sms-ów z zakochanym (albo udającym zakochanie) kolegą dla typowej nastolatki. Dla Patrycji jednak wszystko to jest najzupełniej normalne. Szczerze roześmiała się usłyszawszy takie porównania, zapewniła mnie zaraz jednak, że jej ojciec, dla mnie wtedy pan Marek, teraz raczej tylko Marek, jest najwspanialszym ojcem na świecie, na którego zawsze można liczyć, który, w odróżnieniu od matki nigdy nie narzuca się ze swoimi odjechanymi pomysłami, ale kiedy trzeba, zawsze znajduje czas by wysłuchać i coś doradzić. Możliwe, że tak właśnie jest, a ja mogę jej tylko pozazdrościć. Przyznać Ci się muszę, Pamiętniku, że Marek od razu wydał mi się sympatyczny i, pomimo czterdziestu lat (o Boże, co za starczy wiek) i siwiejących włosów nad skroniami, całkiem przystojny... godny zaufania i męski. Ma taki swój specjalny błysk w oku, który jest trudny do opisania, ale nie zostawia chyba żadnej kobiety obojętnej. No cóż... Moja mama też ten błysk zauważyła.

Pierwszy był jednak Darek - brat cioteczny Patrycji, student ekonomii, który w wakacje dorabiał na budowach. Traf chciał, że pracował właśnie na budowie w dużym mieście niecałe pięćdziesiąt kilometrów od morza. Było to na tyle blisko, że mógł wziąć wolne i spędzić weekend nad wodą. Patrycja opowiedziała mi o nim już w trakcie naszej pierwszej rozmowy i zapowiedziała, że dołączy do nas, tzn. do rodziny Patrycji, w najbliższy piątek, czyli dokładnie za dwie noce, lecz nie miało to dla mnie wtedy żadnego znaczenia. Było mi raczej żal, że pojawi się konkurent o czas i uwagę koleżanki. Patrycja zachwalała wprawdzie jego urodę i poczucie humoru, półżartem mówiła, że mogę być w jego typie, ale co z tego skoro on miał już dziewczynę. Podobno sympatyczną nawet, ale nie tak piękną jak ja. Co Patrycja chciała przez to powiedzieć? Miałabym wyrwać jej kuzyna z objęć tamtej nieznanej mi Anki? Ona żartowała tylko, czy chciała mi  powiedzieć coś poważnego? Muszę z nią o tym jeszcze kiedyś porozmawiać.

Dwa dni przemknęły bardzo szybko, niemal niezauważenie i w końcu pojawił się wyczekiwany przez Patrycję Dareczek. Nie bardzo wysoki, ale dobrze zbudowany. Praca fizyczna niewątpliwie mu służyła. Rezolutny, wesoły, ale nie przesadnie wesołkowaty, inteligentny student. To tylko suchy opis. Najważniejsze było to, jak on na mnie patrzył! Podał mi rękę, by się przedstawić, powiedział przy tym miły komplement i ledwie przebiegł oczami po mojej twarzy i szyi, a ja już spaliłam buraka i zupełnie zapomniałam języka w gębie. Nie ma co ukrywać. Chłopak zrobił na mnie piorunujące wrażenie, a co gorsze, z mej pamięci natychmiast wyleciała informacja, że jest już zajęty. Daleka Anka najzupełniej w świecie przestała dla mnie istnieć. Był tylko Darek i czułam od pierwszego spojrzenia, że mu się podobam. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że Patrycja doskonale musi znać swojego kuzyna, bo dosłownie we wszystkim miała rację. Skąd ona tak dużo o nim wie, pozostaje dla mnie zagadką. Mam tylko nadzieję, że on jej się nie zwierza ze wszystkiego. W każdym razie, wolałabym żeby ona się nigdy nie dowiedziała, co ja z nim robiłam, a już na pewno ona nie powinna tego usłyszeć od niego. Chociaż... Czy ja naprawdę mam przed nią co ukrywać?

Następnego dnia, w sobotę, Darek zabrał nas dwie samochodem na wycieczkę po okolicy. W sumie niby nic ciekawego: chałupy wiejskie, las, gniazdujące bociany, wydmy, łąki, ale była to wyprawa tylko we troje, bez bachorków i bez kontrolnego oka rodziców. Jednym słowem, mogliśmy się poczuć swobodniej i poznać się trochę lepiej, a Darek pokazał, że nawet w wiejskim plenerze potrafi umilić czas dziewczynom. Tak zaplanował wycieczkę, że już po niespełna godzinie zatrzymaliśmy się blisko zejścia do morza, lecz w miejscu zupełnie nie uczęszczanym przez turystów. Na szczęście miałam na sobie kostium, w odróżnieniu od Patrycji, która weszła do wody w zwykłej bieliźnie. Co on sobie wtedy właściwie myślał? Dlaczego nie powiedział nam wcześniej, że zboczymy na plażę? A może zaplanowali to z Patrycją we dwoje, tylko ona mi nic nie powiedziała? Zapomniała, czy to był z jej strony jakiś podstęp? O to także muszę ją jeszcze spytać.

Ledwie zaczęliśmy się pluskać, a Darek i Patrycja przystąpili do zabawy z dzieciństwa. On przykucał, ona wspinała mu się na plecy, stawała na jego ramionach i gdy Darek prostując kolana wynurzał się z wody, ona skakała z niego jak z trampoliny. Śmieli się przy tym oboje i z dumą prezentowali mi swoją siłę i zwinność. Widać było, że trenują ten rodzaj skoków od lat, bo byli niezwykle zgraną parą. Najpierw po każdym skoku spoglądali się na mnie pytająco, potem Darek zaczął pytać, czy też chcę spróbować i uprzejmie proponował mi skorzystanie ze swojej usługi. Odmawiałam za każdym razem nieśmiało krzywiąc usta i kręcąc głową, a on, po każdym skoku Patrycji kusił od nowa. Pomagała mu w tym Patrycja. Przekrzykując delikatny szum fal wołała do mnie z daleka "No spróbuj! Nie daj się prosić." i raz po raz podpływała do mnie blisko i szeptała, że on nie gryzie, że jak się boję, to mogę nie skakać, a jedynie pozwolić ponosić się na barana i że on przecież tylko na to czeka, aż złapię go za szyję i rozpłaszczę cycki na jego plecach. Ach, ta Patrycja! Chyba nikt nie potrafi tak trafnie nazwać rzeczy po imieniu, jak ona. Żebym ja tylko miała co rozpłaszczać i dlaczego miałabym to robić po jej jakże cennej uwadze? Zareagowałam tylko krótkim wymuszonym śmiechem i powiedziałam, że wolę popatrzeć. Całe szczęście, że Darek tych jej reklam nie słyszał, bo za nic w świecie bym się nie mogła dać namówić. A w końcu przecież skoczyłam...

Po kilkunastu odmowach Darek postanowił postawić na swoim. Z uśmiechem na ustach i głośno mówiąc, że nie mam się czego bać, ruszył w moją stronę. Wyciągnęłam przed siebie ręce w geście obronnym i w tym momencie do dyskusji włączyła się Patrycja. Rozweselona krzyknęła: "Darek, trzymaj ją!" i kraulem rzuciła się w moją stronę. Nadeszła pora się poganiać w wodzie. Zaczęłam uciekać. Być może nawet dałabym radę im umknąć, bo pływam przecież całkiem dobrze, ale przecież nie o to chodzi w tej zabawie. I wiesz przecież, Pamiętniku, że nie miałam nic a nic przeciw temu, żeby się zetknąć z Darkiem, żeby on w końcu przełamał mój nieśmiały opór. Musiałam tylko zachować pewne pozory przyzwoitości. Więc po krótkim pościgu udało się. Poczułam czyjąś dłoń na swojej stopie, ktoś złapał mnie za łydkę i nie mogąc dalej szybko płynąć obróciłam się na bok, zachłysnęłam się wodą i na parę sekund nakryła mnie niska fala. Rycerski Darek natychmiast pomógł mi wydostać się na powierzchnię. Nie omieszkał przy tym przejechać silnymi dłońmi złapać mnie za biodra i, kiedy udało mi się już twardo stanąć na nogach, przejechać nimi po moich plecach i po boku wzdłuż całego ciała. W ten subtelny sposób pierwszy raz zaznaczył, że ma mnie w swojej mocy. Następnie, zdecydowanie i jednocześnie czule, chwycił mnie wysoko za ramiona i oparłszy mnie plecami o siebie - zaskoczona, poczułam go na całej siebie, od pupy do łopatek - zabezpieczył mnie przed upadkiem i poczekał, aż odchrząknę i przetrę oczy.

Pierwsze co zobaczyłam, to uśmiechnięta twarz Patrycji. Złapała mnie za nadgarstki, kontrolnie spojrzała mi w oczy, po czym odskoczyła w tył i zawołała, żebyśmy teraz ją dogonili. W samą porę. Inaczej, to ja musiałabym przerwać to wtulanie się w Darka.

Pościg za Patrycją trwał znacznie dłużej niż za mną i  w końcu to mnie, a nie Darkowi, przypadł zaszczyt schwytania przyjaciółki. Rola zwierzyny łownej przeszła więc na mnie i, jakże niespodziewanie, ponownie złapał mnie Darek i znów poczułam jego dłonie na swoich nogach i plecach. Tym razem udało mi się nie stracić równowagi. Pewnie stanęłam stopami na dnie i szybko odwróciłam się przodem do niego i w tym momencie stało się coś, czego nie oczekiwałam. Jedna z rąk Darka zaplątała się, otarła się o moje nadgarstki i łokcie i zupełnie niechcący (czyżby?) znalazła się na moim brzuchu. Po chwili powędrowała wyżej i przez ułamek sekundy poczułam ją na piersi. Tak, tak, Darek wierzchem dłoni, dokładnie celując, przejechał po moim bikini. Kiedy ten sam manewr powtórzył się kolejnym razem, nie miałam już żadnych wątpliwości: Darek celowo mnie macał. Tak, tak, kochany Pamiętniku, ten cudowny chłopak zaczął mnie otwarcie molestować, ale robił to tak dyskretnie, pod powierzchnią wody, że ani okruszek tego, co robił ze mną, nie dotarł do ciekawskich oczu Patrycji, zaintrygowanej każdym ruchem swojego starszego ciotecznego brata.

Może to Ci się wydać dziwne, ale te zaloty Darka sprawiły mi sporą przyjemność. W końcu nieczęsto mi się zdarza, by ktokolwiek zainteresował się moją osobą, a już na pewno nikt taki, jak on. Myśląc teraz o tym, co zaszło tych kilkanaście dni temu muszę przyznać, że Daruś jest mistrzem w tych sprawach. Uprawiał takie zaloty na pewno nie raz i poznał już krągłości nie jednej, nie pięciu i nawet nie dziesięciu dziewczyn. Jego zachowanie cechowała taka pewność siebie i wręcz rutyna, że musiał wcześniej obmacać bardzo wiele z nas. Wtedy jednak nie brałam tego pod uwagę. Wręcz przeciwnie, czułam się kimś wyjątkowym i byłam szczęśliwa, że zaczyna nas łączyć wspólna tajemnica. Stawałam się też coraz bardziej ciekawa jego kolejnego kroku. Zabawy w berka musieliśmy jednak natychmiast skończyć, zwłaszcza że po kolejnym gonieniu rozwiązał mi się sznureczek stanika i podejrzewam, że ktoś mu w tym pomógł. W każdym razie, oczy Darka wiedziały doskonale w którą stronę spojrzeć by z pozoru niechcący zobaczyć nagle obnażone moje maleństwa. Zdecydowałam się więc na podjęcie próby skoków.

Nasze zabawy w wodzie trwały jeszcze dobrą godzinę. W tym czasie sznurek bikini poluzował się jeszcze dwa razy, a dłonie Darka wielokrotnie otarły się, zawsze w z pozoru zupełnie niewinny sposób, o niemal każdy zakamarek mojego ciała. Zawsze pod wodą, w ukryciu przed wzrokiem Patrycji, ale i tak zaczęłam się bać, że przyjaciółka w końcu coś zobaczy, a nie chciałabym żeby uznała mnie za panienkę puszczalską. Dla zachowania umiaru zaproponowałam więc wyjście z wody i kontynuowanie wycieczki. Darek, który najwyraźniej czuł, że osiągnął postawione sobie cele, zadowolony oświadczył, że zabierze nas na lody, ale powiedział to takim tonem, że ta propozycja zabrzmiała nad wyraz dwuznacznie. Patrycja skomentowała ją z właściwym sobie humorem, na co Darek bez ogródek odparł, że "głodnemu chleb na myśli", ale ja zaśmiałam się tylko na pokaz, a w głębi duszy zaczęłam się nad tym poważnie zastanawiać. W końcu Darek okazując mi tyle zainteresowania naprawdę zasłużył sobie na pewną wzajemność. Możesz powiedzieć, kochany Pamiętniku, że jestem głupia, ale to nic nie zmieni. Poczułam wtedy, że mogłabym nie umieć mu odmówić, gdyby z jego ust padła prośba o innego loda. Na szczęście takiej prośby nie było. W ogóle, on o nic mnie nie prosił. Także później, w nocy, nie prosił o nic. Po prostu zrobił ze mną, co chciał. I co dziwne, nie chciał nic dla siebie, on nie brał przyjemności, on tylko dawał.

Wtedy na plaży zdziwiła mnie jeszcze jedna drobna rzecz. Nie mieliśmy ze sobą ani ręczników, ani ubrań na zmianę, co przy temperaturze trzydziestu stopni nie było problemem, Patrycji jednak byłoby niezręcznie paradować przez miasto w mokrym staniku, który musiałby się bardzo odznaczać pod jej obcisłym T-shirtem. Po wyjściu z wody zdjęła więc przemoczony stanik i założyła koszulkę na gołe ciało, co samo w sobie nie jest niczym niezrozumiałym. Patrycja jednak nie odwróciła się, ani w żaden inny sposób nie spróbowała zasłonić biustu. Okazało się, że ona zupełnie nie wstydzi się Darka. A on? Skierował wzrok w moją stronę udając, że niczego nie widzi, ale mogę przysiąc, że kącikiem oka zerkał w jej stronę i udając obojętność skrycie podziwiał jej urodę. No cóż. Dziwna z nich rodzinka.
 
Zjedliśmy lody, porobiliśmy setki zdjęć w miasteczku, na polach, przy bocianich gniazdach i na tle przydrożnych trzcin i późniejszym popołudniem dołączyliśmy do naszych rodzin na wspólny obiad zakończony długim spacerem, po którym rozeszliśmy się po kwaterach. Tak miał się zakończyć tamten dzień.  

Dzień jednak nie chciał się kończyć. Dość wspomnieć, że po wieczornej toalecie, grach z braciszkami i pójściu do łóżek rozpoczął się festiwal Facebookowych komunikatów. Najpierw odezwała się Patrycja, która najwidoczniej miała problem z zaśnięciem i koniecznie chciała się podzielić poczynionymi obserwacjami, skomentować zdjęcia i zasypać mnie spontanicznie rodzącymi się w jej głowie dowcipami, z których część dotyczyła mnie samej i rozwiązującego się co i rusz bikini. Oto próbka z jej repertuaru: "To ile masz pieprzyków na lewym cycku? Trzy czy cztery?" - spytała na przykład. "Poczekaj, pójdę zapytać Darusia. On na pewno dobrze policzył. Haha." Uwielbiam tę jej lekkość w podejściu do spraw sercowych. Szczególnie tego wieczora, ten powiew lekkości i nieskrępowania pomagał mi nabrać odrobinę dystansu do samej siebie i do tego, co się ze mną działo w środku. Tak, tak, Pamiętniku. Tego dnia się zakochałam. Nie pierwszy raz w życiu, rzecz jasna, ale po raz pierwszy w sposób tak konkretny. Wcześniej to były tylko dziewczęce tęsknoty i nieodwzajemnione westchnięcia. Dotychczas przeżywałam te swoje miłostki tygodniami, jeśli nie dłużej. Rozpływałam się w tych wyobrażonych uczuciach i zatapiałam w nierealnych marzeniach. A teraz? Wszystko działo się błyskawicznie. Wczoraj Darka jeszcze nie znałam, dziś pozwoliłam mu się obmacać, wręcz wciskałam mu się pod dłonie, coraz bardziej ciekawa jego dotyku. Dokładnie tak, Pamiętniczku. Wtedy, w dzień, byłam tylko ciekawa. Dopiero potem, kiedy w nocy, leżąc pod kołdrą wspominałam przeżyte  wydarzania, zaczęło pojawiać się podniecenie. Dziwne to trochę. Zaczynam jednak rozumieć, dlaczego Patrycja nie traktuje tego dnia obojętnie. Ona też, jak każdy, ma swoje fantazje. I jakby do niej cały dzień dobierał się jakiś przystojny gostek, też bym nie umiała, i nie chciała, być obojętna. Cieszyłabym się za nią i zazdrościła zapewne. Ach, czego się człowiek nie dowiaduje o samej siebie...

Trochę później napisał też Darek. On nie był tak wylewny jak jego kuzynka. Przysłał mi tylko zdjęcie, na którym według niego wyglądałam szczególnie "bosko", po czym napisał, że tęskni, a przeczytawszy moją odpowiedź, w której przyznałam się, że także czuję brak jego osoby, odczekał dłuższą chwilę i zaproponował natychmiastowe spotkanie. Napisał, że jego auto jest zaparkowane w odległości najwyżej pięćdziesięciu kroków od mojego domku i że właśnie po cichu do niego wychodził. Nie zapytał, czy przyjdę, ani kiedy, ani na jak długo. Oznajmił tylko, że będzie tam czekać na mnie.

Serce skoczyło mi do gardła. Z jednej strony chciałam zobaczyć Darka, wtulić się w niego i usłyszeć, że mnie kocha. Z drugiej strony, nocna randka w samochodzie, choć mogła okazać się całkiem niewinna, mogła mieć całkiem konkretnie określony przebieg. Wiadomo przecież do czego służy tylne siedzenie. Nawet od koleżanek w klasie słyszałam nie raz, o tym kto z kim baraszkował na tej czy innej imprezie i jak dziewczyny traciły cnotę z chłopakami poznanymi na dyskotece. Nawet jeśli dziewięćdziesiąt procent tych opowieści było jedynie owocem rozerotyzowanej wyobraźni chichotliwych gimbusek (W liceum takie plotki, o dziwo, ucichły.), to i tak, spotkanie w samochodzie ma nie bez powodu ściśle określoną konotację. A ja nawet nie wiedziałam, czy Darek zastosuje jakieś zabezpieczenie. I co, Pamiętniku? Durna czy nie, najpewniej z głupoty, zaufałam Darkowi bezgranicznie. Narzuciłam na piżamę kaszmirową kamizelkę i najciszej jak tylko umiałam wyszłam z domku. Z duszą na ramieniu poszłam do Darka gotowa na wszystko, jak tępa owca na pierwsze strzyżenie.

Darek okazał się być dżentelmenem. To znaczy, jak to się mówi, nie zrobił ze mnie kobiety. Nie wykorzystał mnie całkowicie i za to jestem mu wdzięczna. Za to, czego mnie tej nocy nauczył też. A że przy okazji zdradził swoją dziewczynę, to już ich sprawa. Ode mnie ona się na pewno nigdy niczego nie dowie. Ale po kolei i w bardzo dużym skrócie, bo dokładnie napisać o tym, co zaszło, zupełnie nie potrafię. Usiedliśmy oczywiście na tylnym siedzeniu. "Piękna jesteś.", "Dziękuję.", "Bałem się, że nie przyjdziesz", "No co ty... Musiałam tylko się upewnić, że wszyscy śpią." "Mnie też chyba nie zauważyli. Dobrze, że jest ciepło dzisiaj.", "Aha.", "Piękna jesteś. Nigdy cię nie zapomnę jak pływasz w tym dzisiejszym kostiumie. Zupełnie nie mogłem od ciebie oderwać wzroku.", "Są ładniejsze." - nasza rozmowa była z początku drętwa i sztuczna. Było jasne, że spotkaliśmy się nie po to żeby porozmawiać, ale Darek z jakiegoś powodu postanowił nie przechodzić od razu do zdecydowanych czynów. Przez chwilę potrzymał mnie w niepewności, a ja... Ja nie umiałabym przejąć inicjatywy. Jedyne co bym mogła zrobić, by przerwać drętwy dialog, to zdjąć piżamę i zaprezentować mu swoje nagie ciało, niemo dając do zrozumienia, by wziął mnie natychmiast i nie oglądając się na konsekwencje.

Jasne jest, że tego zrobić nie mogłam, nie umiałam i nie chciałam, więc po drugim zapewnieniu, że jestem piękna, wstydliwie spuściłam wzrok w dół i położyłam skromnie dłonie na zaciskające się kolana. Jego wzrok podążył za moim. Darek przysunął się do mnie bardzo blisko, objął mnie ramieniem, a drugą rękę położył na mojej dłoni. "Podobają mi się twoje ręce." - powiedział. Zaskoczył mnie tym zupełnie i kolejny raz tego dnia chwycił za serce. Bo co się może podobać facetowi w dziewczynie? Cycki, pupa, nogi, od biedy buzia, ale ręce? A on ciągnął ten temat dalej: "Masz takie kształtne palce. Długie, proste, delikatne. Widać po nich, że masz piękną duszę." i kiedy to mówił, pogładził mnie pomiędzy palcami opuszkami swoich palców docierając do skóry mojego kolana. Zaraz potem wsunął swą dłoń pod moją i zaczął powoli badać kostki mojego kolana. Przesunął rękę ciut wyżej i wsunął ją pomiędzy moje kolana. Delikatnie pogłaskał po udzie, ale cały czas mowa była o moich dłoniach. Po kształcie palców jakoby odkrył, że jestem leworęczna, a ludzie leworęczni są szczególnie wrażliwi i mogą być bardzo nieśmiali - mówił - i zakochują się bardzo głęboko, i przeżywają uczucia pięć razy bardziej intensywnie niż zwykli praworęczni. Skąd on to wie? Gdzie się takich rzeczy naczytał? Nieważne. Szepcząc te bzdury stworzył odpowiednie tło, odpowiedni klimat dla kolejnej pieszczoty. Powoli mnie otwierał. Mistrz-uwodziciel.  

Otwierał, aż otworzył. Serce mi waliło jak młot pneumatyczny, kiedy zaczął głaskać górną część mojego uda. Kiedy pogłaskał jego wewnętrzną stronę niebezpiecznie blisko dochodząc do miejsca, gdzie łączą się nogi, myślałam że od zbyt wysokiego tętna natychmiast dostanę zawału. Chciałam rzucić mu się na szyję i zacałować go, nie zdobyłam się jednak na to. Darek był szybszy.

Nie, nie pocałował mnie. Zamiast tego rozchylił moje nogi trochę szerzej i poprosił bym usiadła mu na kolanach. Usiadłam natychmiast. W rozkroku. Plecami oparłam się pewnie o jego tors, a on, już bez zbędnych opowieści, obiema dłońmi kontynuował pieszczenie moich nóg. Nie kolana i nie uda były, rzecz jasna, jego celem. Na szyi czułam teraz jego silny oddech i gdybym liczyła jego wdechy i wydechy, mogłabym Ci dokładnie powiedzieć, kochany Pamiętniku, kiedy Darek po raz pierwszy dotknął swego celu. Nie było to jednak więcej niż kilkanaście powiewów ciepłego powietrza wydostającego się z jego płuc i przyjemnie drażniącego moje włosy i skórę szyi. Po kolejnej krótkiej chwili, Darek zaczął otwarcie pieścić mnie przez majteczki i robił to tak długo, aż nie mogąc wytrzymać napięcia przestałam powtarzać ciche pytanie: "Darek, co ty ze mną robisz?", które zadałam mu pierwszy raz już po tym, jak chłopak dotarł do celu poczułam, że zaczęło mi się robić naprawdę przyjemnie, i złapałam go za rękę.

"Jeszcze chwilkę Marysiu." - szepnął. Jego głos drgał, podobnie zresztą jak jego ręka, którą kurczowo złapałam w dłonie. Z tego wnioskuję, że nie tylko ja byłam w tamtym momencie bardzo podniecona. "Zdejmiemy je?" - spytał Darek, lecz, jak to u niego, było to pytanie retoryczne. Darek pochylił mnie tak, żebym się położyła plecami na siedzeniu. Sam położył sobie moje nogi na swoje kolana i pozostał w pozycji siedzącej. Nie zamierzał więc kłaść się na mnie i w tradycyjny damsko-męski sposób sfinalizować nasze spotkanie. Ta nowo przyjęta przeze mnie pozycja dała mu jednak dodatkową swobodę ruchu i już po chwili kilkoma ruchami zostałam pozbawiona mokrej bielizny. Podkurczywszy jedną nogę w kolanie i odsunąwszy drugą nogę maksymalnie na bok, na tyle na ile pozwalało przednie siedzenie, otworzyłam Darkowi dostęp do swojego skarbu. Cel jego zabiegów stał wreszcie przed nim otworem.

Po tym przyznaniu mu pełnego prawa do mojej kobiecości doszło do prawdziwej eksplozji namiętności. Od tego momentu moja pamięć się urywa. Wiem tylko, że palce Darka zagłębiały się we mnie na wszystkie możliwe sposoby. Że chłopak rozpoznał każde czułe miejsce, nawet takie, o których istnieniu ja sama nie miałam pojęcia i że naciskając na coraz to inny klawisz w wirtuozowski sposób zagrał na mnie nie pojedynczą etiudę, a cały koncert bardzo rewolucyjny. Wiem, że wydałam z siebie pełną gamę dzwięków we wszystkich dostępnych mym strunom głosowym oktawach, co i kiedy jęknęłam, pisnęłam, krzyknęłam, wysapałam niestety nie umiem powiedzieć. Musiało być jednak głośno, bo Darek w pewnej chwili zatkał mi mocno usta swoją drugą dłonią.

Gdy skończyliśmy byłam cała spocona i mokra. Wyczerpana powiedziałam mu tylko "Dziękuję."  i na chwiejnych nogach wróciłam do swojego domku. Tamtej nocy spałam dłużej niż kiedykolwiek wcześniej.

Nazajutrz, a właściwie następnego dnia po południu, Patrycja nie omieszkała zbesztać mnie za długie nieodpisywanie na jej ostatnie nocne wiadomości i za nieprzyzwoicie długie spanie. Mówiła, że wszyscy się za mną stęsknili - miała oczywiście na myśli Darka, który się podobno o mnie dopytywał całe rano, i że przeze mnie przepadła okazja kolejna krótka przejażdżka po okolicy. Darek natomiast jedynie uśmiechnął się tajemniczo pod nosem i nie licząc ukradkowych zerknięć w moją stronę, starał się nie zwracać na mnie uwagi. Podobnie zresztą jak i ja na niego. Nie musieliśmy się umawiać, by jednocześnie przejść w stan konspiracji. Chyba oboje myślami byliśmy kilkanaście godzin później, w samochodzie Darka, na tylnym siedzeniu.

Niestety nie dane nam było spotkać się ponownie w tym ustronnym miejscu. Plan na pozostałą część niedzieli był następujący: Plaża, późny obiad, a wieczorem rodzice Patrycji i, o Niebiosa, moja mama wybierali się na jakąś potańcówkę, a my - młodzież, mieliśmy się zająć sobą i zapewnić opiekę trójce dzieciaków.

Tamtego dnia Darek posunął się w konspiracji tak daleko, że nawet nie wszedł z nami do wody, zasłaniając się złym samopoczuciem, a widząc udawaną niedyspozycję brata również Patrycja pozostała na brzegu. Widząc to, wystraszyłam się, że mogłoby jej się udać z niego wydobyć jakieś niewygodne dla mnie informacje, ale te obawy okazały się płonne. Poza tym Darka zastąpił ojciec Patrycji, który okazał się bardzo miłym kompanem. Wcześniej nie miałam okazji, by porozmawiać z nim inaczej niż "Dzień dobry." - "Do widzenia", a gdy zostaliśmy sam na sam, bo bliźniaki skutecznie odizolowali od nas Julkę, wciągając ją w bitwę morską na dmuchanych materacach, pływając spokojnie w te i we wte, omówiliśmy najróżniejsze tematy, od szkoły, przez księży, problemy narkomanii, muzykę i filmy, po młodzieńcze zakochania. Na ten ostatni temat miałam mu najmniej do powiedzenia, a najbardziej zdradziło mnie moje własne ciało. Dość wspomnieć, że Marek przeprosił mnie za niedyskretne pytania, które wcale nie były bardzo niedyskretne, i w ten sposób skomentował silny rumieniec na mojej twarzy. Jak to możliwe, że po wieczorze spędzonym z Darkiem jeszcze się czegokolwiek wstydziłam? Nie wiem, doprawdy.

Nie było mi jednak obojętne, co o mnie pomyśli Marek, i pewne sprawy, nawet teoretycznie zupełnie niewstydliwe, chciałam przed nim zataić. Zwłaszcza, że zdało mi się, że będąc ze mną na osobności, Marek coraz częściej zerkał na mnie ukradkiem i wstydliwie odwracał oczy kiedy przypadkiem jego wzrok spotykał się z moim. Zdało mi się też, że kiedy płynęłam gapił się na moje plecy i nogi, a kiedy przystawaliśmy w płytkim miejscu i nie zakrywała mnie woda, kierował wzrok wyraźnie poniżej szyi. Krótko mówiąc, patrzył na mnie jak wygłodniały lew na owcę. Wyraźnie dostrzegł we mnie kobietę!  

Wieczorem zaprosiliśmy Patrycję, Darka i Julkę do naszego domku na oglądanie filmów na Youtube i gry w karty i Monopoly. Moja wspaniała przyjaciółka wspomniała też o grze w butelkę, wywołując uśmiech na twarzy zarówno Darka, jak i młodej Julki. Na szczęście moje szczeniaki chyba jeszcze nie słyszały o takich grach i nie podchwyciły tematu. Po kilku rundach makao, Darek powiedział, że pojedzie do sklepu kupić dla nas jakieś napoje i zapytał, czy ktoś jeszcze z nim pojedzie. Oczywiście, widząc podstęp Darka, w nadziei na spędzenie z nim paru chwil sam na sam i maksymalnie kryjąc radość przed pozostałymi, natychmiast zgłosiłam akces do tej wycieczki. Lecz niestety, Julka w ostatniej chwili pokrzyżowała nasze plany. Gdy byliśmy dosłownie o krok od samochodu zaczęła biec w naszą stronę. Nagle również ona zachciała się przejechać. Czyżby nie chciała zostawać sama z siostrą i moimi bliźniakami? A może próbowała upilnować Darka? Nie ważne. Obojętnie jaka cwana myśl się uroiła w jej głowie, miała prawo jechać z nami i pojechała.

Siedzieliśmy najpierw u nas, a potem przenieśliśmy się do domku Patrycji, gdzie graliśmy aż do północy. Pograliśmy, popiliśmy soki i się rozeszliśmy. Z Darkiem pożegnałam się w obecności mamy i rodziców Patrycji zaledwie niewinnym podaniem ręki. Jak ja go chciałam wtedy uściskać i pocałować! A jeszcze bardziej, znowu poczuć jego dotyk w moim czułym miejscu. Nic z tego. Przy świadkach nie dostałam nawet całusa. Teraz on jest już w swoich rodzinnych stronach, w objęciach swojej stałej dziewczyny i na pewno ją często pieści, nie mnie, a na Facebooku nie mam już z nim o czym pisać.

Jednak tamtej niedzielnej nocy całkowicie zaprzątał jeszcze moje myśli. Nie mogąc usnąć wsunęłam dłoń tam, gdzie dzień wcześniej buszowała ręka Darka i pogrążyłam się w marzeniach. Znów byliśmy w aucie, sami we dwoje. Darek lubieżnie ściągnął ze mnie sweterek i piżamę i namiętnie zaczął całować moje nagie ciało. Siedziałam na nim przodem okrakiem, oddawałam pocałunki i palcami miętosiłam jego włosy. Swoją drogą, ciekawe skąd mi się biorą w głowie takie scenariusze. Później sceneria snu zmieniła się niepostrzeżenie. Byliśmy w szarym, surowym średniowiecznym zamku. W półmroku, ledwie przy świetle świecy, leżałam na twardym posłaniu, na grubej kołdrze z pierza. Darek, będący jakimś nieokrzesanym księciem, pchnął mnie całkiem gołą na to legowisko i mocnym ruchem rozsunąwszy moje kolana na boki położył się na mnie. Przygniótł mnie ciężarem swojego ciała, silnie chwyciwszy mnie za łokcie przycisnął moje ręce do łoża, unieruchomił mnie całkowicie i sapiąc głośno wszedł we mnie. Zaczął mnie brać bez opamiętania. Jęknęłam z bólu, strachu i zachwytu i się obudziłam zlana potem.

Kolejny tydzień zaczął się nudno. Dwa dni spędziliśmy na plaży, robiąc jedynie przerwę na obiad. Ja miałam chandrę i z początku zupełnie obojętnie reagowałam na wszystko co się wokół mnie działo. A działo się coś bardzo dziwnego, czym w innych okolicznościach bym się natychmiast mocno zainteresowała. Moja mama zaczęła się zajmować komórką, ale robiła to ukradkiem, jakby czegoś się wstydziła. Jakby miała coś do ukrycia. W każdym razie chowała telefon, za każdym razem kiedy pojawiałam się na horyzoncie i wyjmowała go z torebki, jak tylko znikałam jej z pola widzenia. Nie wzięła jednak pod uwagę tego, że słabo widzi w dal bez okularów. Często, nie widząc mnie przystępowała do swego nowego zajęcia, a ja ją jeszcze doskonale widziałam. W ówczesnym stanie ducha nie obchodziły mnie jednak tajemnice mojej mamy. A powinny obchodzić.

Jedynymi miłymi akcentami w te dwa dni były spacery z Patrycją w trakcie których głównie milczałyśmy i te wejścia do wody, kiedy towarzyszył nam pan Marek. Wspomniałam już, że w niedzielę zauważyłam, że zerkał na mnie dyskretnie. W poniedziałek i wtorek było podobnie. Starał się co prawda ukrywać swe zainteresowanie moją osobą i chyba udawało mu się to całkiem dobrze, mi jednak co i rusz udawało się przyłapać go na mętnym spojrzeniu skierowanym w moją stronę. Nie będę zaprzeczać, że zaintrygowało mnie to jego zachowanie i bardzo mocno poprawiło humor. Jak każda dziewczyna chciałam czuć się ładną i pożądaną przez jakiegoś mężczyznę, a po bezpowrotnym zniknięciu Darka, potrzeba ta była silniejsza niż zwykle. Pan Marek zaś, od pierwszego spotkania robił na mnie bardzo dobre wrażenie. Chciałam się więc podobać właśnie jemu.

W końcu nie wytrzymałam i zdobyłam się na śmiałość, o jaką nigdy w życiu bym siebie nie podejrzewała. Podjęłam własną grę mającą na celu jeszcze większe przyciągnięcie jego uwagi. Teraz, dzięki plażowej przygodzie z Darkiem, wiedziałam jak to zrobić. Lekcja nie poszła w las. Poprawiając kostium zaczęłam, od czasu do czasu, specjalnie zbyt luźno zawiązywać sznureczki stanika, dzięki czemu moje maleństwa miały ułatwioną drogę na wolność i, zwłaszcza gdy po przepłynięciu kawałka pod wodą wynurzałam się i stawałam na dnie w płytszym miejscu, obowiązkowo twarzą zwróconą w stronę Marka, ochoczo korzystały z tej drogi ucieczki. Nie mogły więc ujść uwadze mężczyzny. Dla pełniejszego efektu uwolniłam je nawet całkowicie aż trzy razy, oczywiście tak, by wyglądało to na czysty przypadek. Oczywiście, starałam się zachować pozory przyzwoitości i dbałam, by ten widok nie dotarł do postronnych oczu. Udało się w stu procentach. Wygraną był niezapomniany, płomienny żar bijący z oczu Marka i nawet Patrycja nie rozpoznała tej podstępnej gry. Spostrzegłszy przypadkiem mą nagość, ostrzegła mnie jedynie o poluzowanym ramiączku zachowując pełną dyskrecję.

Kochany Pamiętniku, w tym miejscu muszę zdradzić ci mą największą tajemnicę. Od nocy, która nastąpiła po tamtym wtorku, miejsce Dareczka w moich snach zajął Marek.

By zachować chronologię zdarzeń muszę też wspomnieć o kolejnym zachowaniu mamy, które nie od razu zrozumiałam i które, nie wiedzieć czemu, przeszło mimo mojej uwadze, a które może mieć dla nas wszystkich olbrzymie znaczenie. Tej samej wtorkowej nocy, mama, gdzieś po północy wsunęła głowę do mojego pokoju, czym przerwała moje "rozmyślania" i poważnie mnie wystraszyła. Udałam że śpię, a ona, upewniwszy się, że będzie niezauważona, po cichu wyszła z domku. Domyśliłam się, że na weekendowej potańcówie poznała kogoś, z kim nawiązała miała tajny romans. Szczegóły mnie w tamtym momencie nie obchodziły. Byłam zadowolona, że spokojnie mogę śnić dalej.

Środa i czwartek minęły jak z bicza strzelił, bez żadnych istotnych zmian.  Nadal prowadziłam swoją grę, lecz subtelniej niż na początku. Bałam się, że zostanę zdemaskowana i nasiliło się we mnie poczucie wstydu. Psychicznie wracałam stopniowo do normy. A, być może, był to jedynie efekt składu hormonów? Pik prokreacyjny się skończył i moje ciało zaczęło się przygotowywać do kolejnego cyklu... Oj, Pamiętniku. Najcięższe w życiu jest bycie kobietą.

Pewnego razu pan Marek (mimo wszystko "pan", zwłaszcza publicznie.) pokazał nam na swoim laptopie trochę zdjęć z dalekich podróży. Ciekawie opowiadał. Zarówno moja mama, jak i bliźniaki słuchali z nieudawanym zainteresowaniem. Mama nawet zadała mu jakieś pytania o urodę Azjatek i czy mu się coś podoba w egzotycznych kobietach. Aż się zagotowałam w środku. Bezczelna baba!  Jak ona śmiała pytać o takie rzeczy prawie obcego mężczyznę w obecności jego żony i córek? Nie pomyślała, że ryzykuje wybuch histerii jego żony i nagły koniec naszej znajomości? Na szczęście, pani Aldona zareagowała z dwudniowym opóźnieniem i jej złość skupiła się wyłącznie na mojej mamie. Dla mnie osobiście, sam pokaz zdjęć nie był ważny. Wiedziałam już, że Marek zjeździł pół świata i nawet zdążył mi opowiedzieć to i owo w trakcie pływania. Dowiedziałam się jednak, że swoje zdjęcia gromadzi na pewnej stronie internetowej i że jego żona nawet nie pamięta jej nazwy. Teraz i ja mam konto na tym serwisie. Jako pierwsze zamieściłam tam zdjęcia z wyprawy do bunkrów, którą następnego dnia zorganizował Marek i dostałam tam od niego już kilka miłych komentarzy oraz krótki prywatny list. Czytam go codziennie od nowa i już trzeci tydzień zastanawiam się nad odpowiedzią. Jak podejmę ostateczną decyzję, to obowiązkowo ci wszystko dokładnie opiszę, a teraz przejdźmy już do sedna tej opowieści.

Ostatnim epizodem, który doprowadził me zmysły i myśli do szaleństwa była wycieczka do bunkrów. Z pozoru, nie doszło w trakcie niej do niczego, co mogłoby się równać z pamiętną wieczorną randką w samochodzie Darka, niemniej wróciłam z niej radosna i w poczuciu spełnienia.

Wróćmy więc do faktów. Urlop Marka, pana Marka, dobiegał końca i by uświetnić ten koniec wakacji zaproponował rodzinie wypad w teren. Chciał jechać samochodem sto kilometrów i zwiedzić jakieś historyczne bunkry. Marek planował tę wyprawę od dawna i na długo przed urlopem przekonał do niej żonę. Tak się przynajmniej wszystkim oprócz niej wydawało. Jak przyszło co do czego, okazało się, że pani Aldona nie podziela fascynacji Marka historią i stanowczo woli spędzić swój wolny czas na plaży. Podobnie do niej, Julka nie miała nic przeciwko temu, by pochlapać się z Kacprem i Kubą. W rezultacie więc, do bunkrów pojechała tylko Patrycja i ja, dla dotrzymania jej towarzystwa. Zresztą, chyba niewłaściwie dobieram słowa, bo tak naprawdę, ten układ wszystkim doskonale pasował i nikt niczym nie był zaskoczony, a to, że pojedziemy we trójkę ukartowała Patrycja, jeszcze we wtorek lub środę, a może jeszcze wcześniej (Nie pamiętam dokładnie, bo wałkowałyśmy ten temat wiele razy.), na długo zanim pani Aldona wyraziła swoją ostateczną decyzję.      

Weszliśmy właśnie do drugiej tego dnia betonowej ruiny, wysokiej na dwa piętra i częściowo porośniętej trawą, mchem i krzewiastymi drzewami, którym udało się zapuścić korzenie w szparach między betonowymi blokami. Droga na na szczyt konstrukcji podzielona była na kilka odcinków, z których każdy obejmował wspinaczkę na kolejne półpiętro  w wąskich pionowych szybach po drabinach zestawionych z grubych, żelaznych prętów pojedynczo wbitych w beton. Pierwsza szła Patrycja, za nią ja, a nasz korowód kończył pan Marek. Nim się zdążyłam wspiąć na pierwszy poziom poczułam na pupie lekki ucisk. Coś, jakby uderzenie torebki, której jednak nie miałam na ramieniu, albo jakby coś innego oparło się o mnie. Patrycja właśnie znikła za rogiem, a Marek kroczył tuż tuż za mną, tak blisko, że niemal ocierał się o moje stopy, a w okolicy kolan mogłam poczuć jego oddech.

Na marginesie wspomnę, że już w pierwszym bunkrze, poczuwszy bezpośrednią bliskość Marka, specjalnie tuż przed nim zwolniłam kroku, a on niby z roztargnienia, niby pogrążony w myślach, zareagował za późno i wspiąwszy się o jeden schodek za daleko naparł na mnie swym barkiem i torsem. Aż mnie ciarki przeszły, kiedy poczułam go nagle całą długością nóg zasłoniętych jedynie krótką, zwiewną spódniczką i częścią pleców skrytą pod cieniutką bluzeczką.

Zwolniłam, a ucisk nie zniknął. Zrobił się nawet bardziej wyraźny, a jego środek ciężkości powoli wędrował po zewnętrznym obwodzie mojego pośladka, z góry w dół i z dołu w górę - to był kciuk i palce Marka. Poziom adrenaliny podwoił mi się momentalnie i - nie jestem pewna, czy to jest dobre określenie - poczułam pewien rodzaj dumy z tego, że on zdobył się na otwarte przyznanie, że mu się podobam. Z jego strony, było to przecież spore ryzyko. Musiał przecież brać pod uwagę, że krzyknę, albo w jakiś inny sposób zacznę się bronić i wyszłoby na jaw, że dobierał się do koleżanki swojej córki w jej bezpośredniej obecności. Marek nie jest lekkomyślny. Musiał się bać skandalu. I mimo tego zaczął mnie otwarcie macać. Pamiętniku kochany, w tamtym momencie poczułam, że zwyciężyłam. Spojrzałam w dół. Na twarzy Marka malowało się napięcie, niepokój i nadzieja, a uważnym wzrokiem starał się wybadać moją reakcję, chyba czekał na znak aprobaty. Nie dostał go, ale ręki z mojej pupy nie zabrał. Po krótkiej chwili milczenia, która jednak wydała mi się ciągnąć niebezpiecznie długo, ścisnął mój pośladek o wiele mocniej, uśmiechnął się, językiem zwilżył usta, ścisnął jeszcze raz i podsadziwszy obie dłonie pod moje pośladki delikatnym pchnięciem w górę dał znać, że pora kontynuować wspinaczkę. Posłuchałam. Wymowne milczenie było moim sygnałem przyzwolenia.

Patrycja zaczęła się niecierpliwić naszym ociąganiem się, więc przyspieszyłam kroku i wnet wszyscy troje znaleźliśmy się na górze. Widok nie był nadzwyczajny, ale mimo to zrobiliśmy kilka zdjęć koronom drzew i kilka portretów w wymyślnych pozach. Po chwili Marek rzucił pytanie, czy ktoś mu zechce zrobić zdjęcie z dołu. Sprytnie to sobie wykombinował. Patrycja zbiegła na dół, a my zostaliśmy na chwilę sami we dwoje. Ledwie jego córka zdążyła zniknąć w pionowym korytarzu, Marek podszedł do mnie, delikatnie chwycił za ramiona, obrócił mnie plecami do siebie, pewnie oparł mnie o swoją klatkę piersiową i złożył wilgotny, mięsisty pocałunek na moim policzku, który płynnie przeszedł w kolejny pocałunek i w jeszcze jeden następny, w trakcie którego kącik moich ust znalazł się pomiędzy jego wargami. "Przepraszam, skarbie. Nie mogę się dłużej powstrzymywać." - wyszeptał nerwowo, tak jakby się dokądś spieszył i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z mej strony, stanął przede mną, złapał moje policzki w swoje dłonie i wpił się wargami w moje usta. Przywarł do mnie zdecydowanie i mocno i nie przerywał pocałunku tak długo, aż otworzyłam usta dla złapania oddechu. Teoretycznie wiedziałam, że powinnam odwzajemnić jego pocałunek, chciałam tego, ale z nagłego oszołomienia zaistniałą sytuacją zupełnie straciłam rezon. Stałam tak jak krowa z rozdziawioną gębą i czekałam na dalszy ciąg zdarzeń. Aż mi się zrobiło wstyd, że nie potrafię się całować. Na szczęście Marek nie poddał się i pocałował mnie jeszcze raz, a ja zdążyłam w końcu dojść do siebie i zaczęłam poruszać wargami. Nieudolnie starałam się otrzeć nimi o usta Marka i nawet sobie przypomniałam o wystawieniu języczka, z czego Marek jednak nie zdążył skorzystać. Tak właśnie wyglądał mój pierwszy prawdziwy pocałunek, a chwilę potem nieświadoma niczego Patrycja zrobiła nam sesję zdjęć.

Kwadrans później nadarzyła się kolejna okazja, by wpaść Markowi w ramiona. Znowu jego pocałunki zaczęły się od policzków i stopniowo, lecz szybko przeszły na moje wargi. Tym razem jednak nie dałam mu czekać. Sama odszukałam jego usta i nadstawiłam mu szeroko rozchylone wargi do namiętnego całowania. Znów spróbowałam upolować językiem jego język, lecz bezskutecznie. Trafiłam na zęby - taka byłam (i jestem nadal) nieudolna.

W trakcie trzeciego zbliżenia, Marek posunął się o krok dalej. Zamiast namiętnego całowania zafundował mi masaż. Na początek cmoknął mnie jedynie w lekko rozchylone usta, po czym patrząc mi głęboko w oczy wsunął mi rękę pod bluzkę. Niemal natychmiast jego dłoń znalazła się na miseczce stanika i przerywanymi uciskami zaczęła przyzwyczajać mnie do swojej obecności. Zamknęłam oczy i ruchem głowy poprosiłam o pocałunek. Marek pomuskał moje wargi i nie zabierając dłoni spod mojej bluzki, pocałował mnie w podbródek i szyję i szybko powrócił do rozpoczętej pieszczoty. Odchylił miseczkę stanika i wsunął pod nią najpierw koniuszki palców, a następnie całą dłoń. W silnym napięciu, każdym możliwym nerwem czuciowym obserwowałam, jak moja pierś dostawała się w rękę mężczyzny. Wnioskując po wyglądzie pani Aldony można by dojść do przekonania, że Marek gustuje w dużych rozmiarach, tymczasem moje byle jakie A najwyraźniej zupełnie mu nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. "Jesteś cudowna." - szepnął i obdarzył mnie błogo rozanielonym spojrzeniem. Następnie dłuższą chwilę bawił się moją piersią jak małe dziecko, ugniatając ją całą, delikatnie obmacując opuszkami palców aureolkę i sutek, ściskając ją z boków palcami i gładząc ją pełną rozprostowaną dłonią. Właściwie, sam dotyk mnie wtedy nie podniecił. O wiele bardziej zadziałało na mnie nieskrywana fascynacja, z jaką Marek delektował się kawałkiem mego ciała.  Dziwne... Potwornie zachciało mi się z nim całować. Tak mocno, że sama podjęłam inicjatywę, kolejny raz zaskakując siebie samą swoją nieoczekiwaną śmiałością.

Kochany Pamiętniku, możesz się zdziwić, że opisuję te wszystkie pocałunki i dotyki tak bardzo szczegółowo, a znacznie bardziej zaawansowane fizycznie pieszczoty z Darkiem opisałam w znacznym skrócie. Ja też się dziwię. Przygoda z Darkiem była krótka i bardzo namiętna. Tamtej nocy poniosła mnie chyba burza hormonów i było to wydarzenie czysto fizyczne. Tak, tak, przyznaję. To był moment kobiecej, puszczalskiej słabości, chwila ochoty na seks. Pieszczoty Darka nie były też dostosowane do mnie. Nie byłam na nie gotowa psychicznie, pchało mnie do nich jedynie zdradliwe ciało. Zresztą, dlaczego Darek ani razu mnie nie pocałował? Dlaczego nie obejmował mnie czule, nie głaskał, a jedynie polował na cipkę? I dlaczego od momentu wyjazdu milczy, nie powiedział nawet prostego "dziękuję"? Odpowiedź jest niestety prosta. On mnie nic a nic nie kochał. Bawił się tylko i gdybym nie była przyjaciółką Patrycji zabawiłby się mną na całego. W pięć minut by się mną zaspokoił i zostawił samą, możliwe że zakrwawioną, obok samochodu. A Marek jest inny. I nie ważne, że spotykał się z moją mamą. Że to właśnie on był jej potajemnym kochankiem, że to do niego, a konkretnie do jego auta (Słyszysz mój chichot?), biegała co noc i z pewnością w jego ramionach i pod nim (Fuj!) otrzymywała błogie ukojenie. Marek był dla mnie czuły i okazywał pełne zainteresowanie nie tylko, i nie w pierwszej kolejności, moim ciałem, a rozmawiał ze mną, pytał się o moje zdanie, starał się nawiązać kontakt, który mógłby trwać dłużej i po wszystkim, po skończonych wakacjach wciąż pisze do mnie, pamięta i nie pozwala zapomnieć. Czy to jest miłość? Pewnie nie, ale Marek, w odróżnieniu od Darka, stał się mi bliski. Śnię o nim i zależy mi na nim. Pomimo, że się boję.

We wnętrzach kolejnych ruin udało nam się odizolować od Patrycji jeszcze dwa razy i w trakcie tych ulotnych chwil wzmocniliśmy naszą "przyjaźń" kolejnymi pocałunkami, a Marek poznał w końcu smak mojego języczka - podobno "słodki jak lizaczek", zbadać dokładnie kształt i teksturę mojego biustu - "dojrzałe śliweczki", zliczyć wszystkie pieprzyki wokół sutków - "biedroneczki" i poczuć dłonią "żar" promieniujący z wnętrza mojego "krateru". Krótko mówiąc, ja rozpływałam się w jego objęciach, a on mnie zaliczał. Tak to chyba można nazwać.

Zaliczał i zaliczył, a po skończonej wycieczce, w nocy... przeleciał moją mamę. Wiem to, bo w końcu poszłam za nią i wyśledziłam, do jakiego samochodu pobiegła. Widziałam znajomą sylwetkę mężczyzny przesiadającego się z miejsca kierowcy na tylne siedzenie i jestem pewna, że oni tam nie tylko rozmawiali. Nie starczyło mi odwagi, by podejść bliżej i podsłuchać, ani zajrzeć przez szybę do środka. Nie potrzebuję widzieć go na niej. Zrobiłam jednak coś innego: Przeczytałam wszystkie sms-y, które Marek wysłał do "swojej Filipineczki" i wszystkie jej odpowiedzi. Wiem, że zrobiłam świństwo, ale nikt się o tym nie dowie, a treść tym sms-ów jest bardzo pouczająca. W każdym razie, poznałam mamę z zupełnie innej strony, a im lepiej znasz bliską osobę, tym lepiej, więc nie mam wyrzutów sumienia. Dziwi mnie tylko jedna rzecz: To że ani przez moment nie poczułam złości, ani nie byłam zazdrosna o ten ich romans. Prawda, że to dziwne, kochany Pamiętniku? Nawet nie jest mi żal pani Aldony. Nie mogę tylko wyjść ze zdumienia, na temat tego, jak to w ogóle jest możliwe, że facet w ciągu dnia oblizuje się na widok jednej kobiety i nawet ją zdobywa, a w nocy idzie bzykać inną. Pomijam już fakt, że są to mama i córka. Nie muszę chyba jednak wszystkiego rozumieć. Pewne jest tylko to, że po przygodach z Dareczkiem i Markiem, moja ciekawość gatunku męskiego została nawet z nadmiarem zaspokojona i nie będzie mnie odrywać od nauki, przynajmniej do matury. A potem, jak znowu pojawi się ktoś ciekawy na horyzoncie, to tysiąc razy się zastanowię zanim zaufam facetowi i jeszcze tysiąc razy więcej, nim się zakocham.

Męczy mnie tylko myśl, że chyba nie uda mi się uniknąć spotkania z Markiem. Patrycja przecież nie wie o niczym i na pewno będziemy się odwiedzać. Okazji będzie pod dostatkiem: moja osiemnastka i jej urodziny - obie imprezy wypadają już całkiem niedługo. Potem być może Sylwester i urodziny Julki, na które na pewno zostaną zaproszeni moi braciszkowie, no i w końcu urodziny bachorów i rewizyta Julci. Ktoś będzie musiał przywieźć dziewczyny do nas i odwieźć, a kierowca z autem jest tylko jeden. Nie wiem, czy będę umiała się odpowiednio zachować w obecności pana Marka, nie wiem, czy zdołam zachować spokój, gdy przypadkiem zostaniemy sami we dwoje. Czy on nadal będzie coś chcieć ode mnie? Czy zdołam mu odmówić?  Jak mam odpisać na jego list? Czy ja w ogóle wiem, czego sama chcę od życia? A może powinnam o wszystkim pogadać z mamą? Może powinnam się zwierzyć Patrycji? Tylko jakie prawo ja niby mam żeby niweczyć jej piękny, klarowny obraz idealnego taty? W końcu mój ojciec, nie jest od niego lepszy. Ach, Pamiętniku: Pytanie goni pytanie i nie ma mi kto pomóc. Po co ja się w ogóle pchałam w te miłości?! Na jaką cholerę mi to było!


Kolejny wpis. 

Dawno już Ci się nie zwierzałam Kochany Pamiętniku. Wybacz proszę, ale nie chciałam Cię zanudzać typowymi dniami. Po wakacjach zajęłam się swoimi codziennymi sprawami, szkołą i dodatkowymi zajęciami i ta proza życia wypełniła mnie do tego stopnia, że nawet list Marka długo pozostawał bez odpowiedzi. Właściwie do dziś mu nie odpisałam, ale odpowiedź mu dałam. Konkretną i prostą do zrozumienia. No właśnie - dałam... Po cichu, po kryjomu, tuż pod okiem Patrycji. Jak zwykle... Wszystkie obawy, o których Ci napisałam ostatnio, się ziściły.

Spotkania z Markiem oczywiście nie udało się uniknąć. Musiałam przecież odwiedzić Patrycję w dniu jej szesnastych urodzin. To taka piękna rocznica i w takim dniu nie można zostawić przyjaciółki samej w towarzystwie paru typiar i kolesi ze szkoły. Wybacz, że tak nazywam jej koleżanki i kolegów, ale nikt z nich nie wywarł na mnie szczególnie pozytywnego wrażenia. Po dziesiątej goście rozeszli się do domów, a zaraz potem wrócili jej rodzice i z nimi kontynuowaliśmy świętowanie urodzin w odmienionym gronie. Zjedliśmy małą kolację, napiliśmy się wina (nawet Julka zamoczyła zęba za zdrowie siostrzyczki) i rozeszliśmy się do swoich pokoi. Mnie został przydzielony pokój gościnny na piętrze zajmowanym przez dziewczyny.

Co do Marka: Miał wszelkie powody, by we mnie wątpić. W końcu nie odpisałam mu na czuły i wzruszający list, w którym napisał, co do mnie czuje i wyjaśniał dlaczego musi to uczucie zabić i wyrażał ubolewanie, że pożądania stłumić nie może. Od razu zobaczyłam, że czuł się niepewnie. Ja jednak na jego widok poczułam radość, wzmocnioną jeszcze tym, że jego inteligentny i stonowany sposób bycia stanowił znaczny kontrast do niezrównoważonych kolegów Patrycji. Na wpół spontanicznie, a na wpół z premedytacją przywitałam się z nim i panią Aldoną jak z członkami rodziny. Przyjęłam wyciągniętą do mnie rękę, ale jednocześnie podchodząc do każdego z nich bliżej i nadstawiając policzek do pocałowania. Wspięłam się na palce i wymieniłam z Markiem zwyczajowe trzy całusy, za każdym razem przytykając usta do jego policzka dłużej i również otrzymując w zamian coraz bardziej soczyste cmoknięcie. Nogi mi się zaczęły giąć w kolanach, ale z pozoru wszystko wyglądało przyzwoicie. Po prostu stęskniła się dziewczyna za miłym znajomym... Tymczasem wspomnienia ożyły, a chuć (to chyba właściwe słowo) zaczęła szybko pączkować, by w pełni rozkwitnąć za kilka godzin, grubo po północy.

Po kolacji i wieczornej toalecie przesiedziałyśmy we trzy, to jest ja, Patrycja i Julka, jeszcze z godzinę w pokoju jubilatki. Na początku doszło do silnego sporu pomiędzy siostrami - Patrycja półżartem półserio oświadczyła, że miejsce małolaty jest w łóżku a nie w pokoju, w którym dorośli prowadzą poważne rozmowy, czym obraziła młodszą siostrę ponad miarę. Udało mi się jednak na szczęście udobruchać ofukaną nastolatkę i pomimo tego zgrzytu spędziłyśmy miło czas dowcipkując, plotkując, dyskutując o modzie i, bez tego się nie mogło obejść, o chłopakach. Julię, podobnie zresztą jak Patrycję, polubiłam już przy pierwszym spotkaniu, ale widziałam w niej przede wszystkim dziecko - jest przecież najmłodsza w swojej rodzinie, a i nad morzem bawiła się tylko z moimi dwoma "bachorkami", też nie najstarszymi i niezbyt poważnymi, przynajmniej w moich oczach - a tego dnia dała się poznać jako rezolutna i spostrzegawcza młoda dziewczyna mająca swoje własne ambicje, pragnienia i uczucia, mądra i niezależna. Słowo mądrość padło tu być może na wyrost (co mam na myśli napiszę Ci niżej), ale polubiłam ją jeszcze bardziej. Na pewno się z nią jeszcze zaprzyjaźnię, nie jak z dodatkiem do najlepszej koleżanki i wakacyjną sympatią braciszków, a po prostu z nią, z Julią, z całkiem odrębną osobą.

To tyle dygresji. Babską rozmowę przerwało w końcu lekkie stukanie do drzwi. Był to tata Patrycji i Julii. Nie wchodząc głęboko do środka pokoju, a jedynie rozejrzawszy się powoli i dokładnie - na mojej twarzy i, założę się o milion dolarów, koszuli nocnej zatrzymał wzrok co najmniej trzy, albo i pięć razy dłużej niż na licach córek - oświadczył, że chyba nadeszła pora snu. Taki kochany i troskliwy z niego tatuś! Ha, ha! Możemy się zaśmiać razem, kochany Pamiętniku. Julkę przytulił i pocałował w czoło życząc spokojnej nocy, a kiedy przyszła moja kolej by się przecisnąć między nim a framugą drzwi łypnął sobie lubieżnie w mój odsłonięty dekolt i dla żartu spytał, czy też potrzebuję ojcowskiego całusa na dobranoc. Taki dowcipniś z niego! O.K. Przyznaję. Sama chciałam z nim flirtować. Poprosiłam o tego buziaka i udając rozbawienie, a skrywając ciekawość i pewne podniecenie kolejną odsłoną miłosnej gry z Markiem otrzymałam taki sam zestaw "ojcowskiej" czułości, jaki tuż przede mną otrzymała Julia.

Kwadrans potem miałam Marka u siebie w pokoju. Ostrożnie zamknął za sobą drzwi, klęknął przy łóżku i pogłaskał mnie po głowie i po policzku. "Śpisz już?" - usłyszałam jego szept. Nie spałam. Milczałam jednak. Jedynie głośnym, przyspieszonym oddechem zdradziłam swoją przytomność. Otworzyłam oczy gdy Marek przystąpił do głaskania mnie po odsłoniętym ramieniu. Obróciłam się najpierw na plecy, dzięki czemu Marek mógł bez ograniczeń i z bliska pooglądać moje nagie ramiona i obojczyki, a następnie, po tym jak Marek pocałował mnie w czoło i bardzo czule w oba policzki, podniosłam się na łokciach. Miałam na sobie najmniej zakrywającą pidżamę, jaką posiadałam, w postaci bardzo luźnej koszuli nocnej, długiej prawie do kolan i nisko zawieszonej na dwóch cienkich ramiączkach. Od góry prawie nic nie zakrywała. To ta, którą trzeba ciągle poprawiać, przesuwając jej środek ciężkości z przodu na plecy, ta której luźny materiał przy byle pochyleniu się odkleja się od ciała oferując nieograniczony wgląd w okolice biustu. Specjalnie ją wybrałam. W momencie siadania nie patrzyłam Markowi w oczy, ale jestem pewna, że wiem gdzie patrzył.

Przysiadłam tak, by zrobić dla niego miejsce obok i Marek skorzystał z tego niemego zaproszenia. Złączyliśmy usta w długim pocałunku, w trakcie którego Marek zaczął pieścić jedną z moich piersi. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie to było miłe. Kiedy skończyliśmy, wsunął ręce pod kołdrę i przystąpił do głaskania mnie po nogach. Subtelnie, delikatnie pogładził mnie po łydkach, udach i kolanach. Nie pchał się przy tym nachalnie i tępo do wiadomego celu. W ogóle, Marek był wtedy bardzo ostrożny, a jego posunięcia stonowane. On rzeczywiście przyszedł z zamiarem pocałowania mnie na dobranoc, bez nadziei na poważne zbliżenia. A mnie to jego opanowanie dodatkowo nakręciło. Patrząc mu głęboko w oczy zmysłowo odsunęłam na bok jedno ramiączko, następnie drugie i pozwoliłam im opaść aż do łokci. Pokazałam mu się.

Czy wiesz kochany Pamiętniku jak pracuje serce dziewczyny, która pierwszy raz w życiu decyduje się na obnażenie przed facetem?  Pewnie nie wiesz, bo niby od kogo miałbyś się dowiedzieć. A ja Ci nie powiem, bo nie potrafię opisać tego wrażenia. Na szczęście wtedy w nocy nie dane mi było długo rozmyślać. Znowu złączyliśmy usta, a ręce Marka pobłądziły po moim ciele. Nie przerywając namiętnych pieszczot razem przesadziliśmy koszulę nocną przez moją głowę i zsunęliśmy moje majteczki.

W kolejnej odsłonie, leżałam na plecach całkiem naga, a Marek kucając na łóżku pochylał się nade mną i po kolei całował każdy bez wyjątku fragmencik mojego ciała. Śledziłam jego ruchy z maksymalnym zaciekawieniem, nie chcąc przeoczyć nic ani przez chwilę, a momentami świadomość tego, że oddaję mu się całkowicie doprowadzała moją krew do wrzenia. Momentami jednak rozluźniałam wszystkie mięśnie i bezwiednie oddawałam się błogim pieszczotom Marka. Zaufałam mu całkowicie i czułam się jak w niebie.

Muszę Ci się przyznać jeszcze kochany Pamiętniku, że wywarł na mnie silne wrażenie pewien element męskiej anatomii. Na pewno wiesz który. Przez pewien czas Marek niejako wisiał nade mną, to znaczy opierał się na kolanach i obu rękach, jak kot, a ja leżałam pod nim. Całował akurat moją szyję, obojczyki albo piersi, albo wszystko na raz. Nasze nogi były albo splecione, albo jego kolana były złączone, a moje w pełnym rozwarciu. I wtedy właśnie, po raz pierwszy poczułam jego trzecią nogę ocierającą się o mój brzuch i udo. Jego członek zdawał się wtedy wołać do mnie: "Hej dziewczyno, tu jestem. Pobaw się mną. Chcę do ciebie!" Mówię Ci, Pamiętniczku kochany, sprawił na mnie niesamowite wrażenie. A jeszcze jak go wzięłam do ręki... Na parę sekund tylko, ale wystarczyło, by Marek przystąpił do kolejnej i zarazem ostatniej pieszczoty. Domyślasz się chyba jakiej.  

Rozchylił mi kolana i przystąpił do całowania mojego uda. Najpierw tuż nad kolanem, a następnie wyżej i wyżej, aż doszedł tuż pod samą pachwiną.
"Mareczku, będę musiała krzyczeć." - szepnęłam, a właściwie wyjąkałam szeptem.
"Ależ kochanie, nie zrobię niczego, czego nie zechcesz. Tylko to, na co pozwolisz." - odpowiedział wyraźnie zaskoczony nieoczekiwanym wyznaniem.  Ja go chciałam tylko ostrzec, że podniecona mogę wydać z siebie niekontrolowane głośne dźwięki, tak jak wtedy z Darkiem w jego samochodzie - rzecz jasna, Marek nic nie wie o tamtym romansie i nigdy się nie dowie - zostałam jednak opatrznie zrozumiana. Markowi wydało się, że stanęłam w obronie swojej cnoty. A przecież nic bardziej mylnego! Podczas naszego ostatniego spotkania długo się nad tym nieporozumieniem śmialiśmy. Jednak tamtej nocy nie było mu do śmiechu. Niemniej, nie oderwał się ode mnie (Niechby tylko spróbował! Zatrzymałabym go wtedy chyba siłą.) i solennie zapewniwszy, że nie posunie się w karesach za daleko, używając jedynie ust i języka doprowadził mnie do takiego stanu, że nie mogłam się już dłużej powstrzymywać od głośnego pojękiwania. W końcu całkiem straciłam kontrolę nad sobą i przenikliwie pisnęłam. Taki był tej nocy finał, a rano wyjaśniłam Julce, którą mój krzyk, zdaje się, obudził, że przyśnił mi się jakiś koszmar. Na szczęście z wymyślaniem fabuł horrorów nie mam problemu i opowiedziałam dziewczynom miejscami pikantną bajkę obfitą w nieprzyzwoite motywy. Aż siostry rozdziawiły buzie z zazdrości, że ten sen nie przyśnił się im.

Rano, do śniadania zasiadłyśmy odziane w strój nocny. Było to mało przyzwoite zachowanie, zwłaszcza z mojej strony, ale byłyśmy usprawiedliwione tym, że zaspałyśmy oraz długim oczekiwaniem rodziców Julki i Patrycji. Nie miałyśmy czasu przed śniadaniem, by się odpowiednio wystroić. O dziwo, pani Aldona zupełnie niczego nie podejrzewała, a Marek łypał na mnie co i rusz tymi swoimi bystrymi ślepiami. Wiem, że zamiast płatków na mleku wolałby schrupać moje cycki na śniadanie. Niestety, nie tym razem.

Od urodzin Patrycji minęło już sporo czasu i wydarzyło się wiele rzeczy wartych zapamiętania. Zakochał się we mnie Rafał, chłopak z równoległej klasy. Nie raz wracaliśmy razem ze szkoły, najczęściej w grupie kilku osób mieszkających na tym samym osiedlu. We wrześniu, wspólne spacery po lekcjach stały się częstsze i szybko odkryłam, że nasze spotkania przed budynkiem szkoły nie były całkiem przypadkowe. Po jakimś czasie, Rafał zaczął nadkładać drogi i odprowadzać mnie pod samą klatkę. Potem, pewnego razu, nie chcąc jeszcze kończyć rozmowy, ja odprowadziłam jego, a on, nie zważając na to, że już był tego dnia pod moim blikiem, odwdzięczył się tym samym. W końcu zaprosił mnie do kina, ale w sposób trochę za mało zdecydowany - zapytał, czy bym nie miała ochoty - i ja, głupia, odmówiłam. Skulił głowę, posmutniał i o nic więcej nie pytał. Idiota skończony! Przepraszam Cię, kochany Pamiętniku i wybacz Rafałku, słowo idiota, ale jak to określić?  Przecież ja bym z nim poszła. Wystarczyłoby tylko żeby pięć razy powtórzył pytanie, albo gdyby po prostu przyszedł z kupionym biletem. Pobiegłabym z nim nie tylko do kina, gdyby tylko był trochę bardziej zdecydowany. A ten pomyślał sobie nie wiadomo co i zamknął się w sobie. Dopiero w Sylwestra, którego spędziliśmy na tej samej prywatce, ożywił się nieco, ale nie zdobył się na odwagę i nie przystąpił do "dzieła". Trudno. Widocznie nie była nam pisana wielka miłość.

Patrycja spędziła Sylwestra w Azji. Marek ją zabrał w podróż służbową. Ach, jak ona stamtąd smutno pisała, że brakuje jej chłopca, a azjatyccy adoratorzy (chyba tylko wyimaginowani) nie byli w jej typie. Korespondencja z Markiem nosiła za to diametralnie inny charakter. Pisał równie tęsknie co Patrycja, lecz jego tęsknota była bardzo konkretna. Śnił mu się "waniliowy lizaczek", "miękkie śliweczki", "stado biedronek" i "krater wulkanu czułości". Czytałam te jego krótkie wiadomości po dwadzieścia razy wspominając jego dotyk, uśmiech i zapach, a w brzuchu czując niespokojne motylki. Teraz mogę je wszystkie recytować z pamięci wprzód, wspak i opuszczając co drugą literkę.

Z chłopcami byłam też na urodzinach Juleczki. Marek udzielił mi długiej lekcji jazdy samochodem. Nie myśl jednak kochany Pamiętniku, że przeżyłam z nim wtedy coś więcej, niż niespełnione fantazje, bo cały czas była z nami Patrycja.  Nie to było jednak tego dnia najciekawsze, a zabawne zapasy miłosne naszego młodszego rodzeństwa.

Kiedy wróciliśmy do domu, impreza zmierzała już ku końcowi. Dzieciaki; przepraszam - młodzież; częściowo wypełzła z pokoju Julii na balkon, na który można wejść zarówno z pokoju Julii jak też z pokoju dla gości i z korytarza, i, jak się okazało chwilę potem, do ogrodu. Również ja, przez moment byłam sama i postanowiłam dla zabicia czasu obejść dom dookoła. Ledwie wyszłam na ogród i ujrzałam swojego braciszka w towarzystwie nowej koleżanki: Kacper w najlepsze obściskiwał najbliższą przyjaciółkę Julii. Niczego sobie sympatię wybrał! To niewątpliwie najzgrabniejsza dziewuszka z całej paczki. Nie za wysoka i nie za niska, nie za gruba i nie wysuszony patyk, do tego kobieco pięknie rozwinięta i o przyjemnej twarzy. Kacper trzymał ją w ramionach i bawił się jej włosami. A nie mówiłam, że to podrywacz?! I bardzo dobrze, niech się mści za mnie. Od razu dałam mu znać, by nie wpadał w panikę i kontynuował zaloty. Jeszcze wyciągnęłam komórkę i napisałam mu sms-a z przypomnieniem, że dziewczynę warto pocałować i całkiem nie zaszkodzi wsunąć jej rękę pod bluzkę. Ona na pewno się nie obrazi. Powiedział mi potem, że go stamtąd pognała, ale przed snem zrobiła sobie półnagie selfie w łazience i natychmiast podzieliła się tą fotką z nazbyt ciekawskim Kacprem. No cóż, zawsze myślałam, że Kacprowi podoba się Julka, a tu taki numer.

Równolegle, coś zaczynało iskrzyć między Julcią a Kubą. Chłopak cały dzień nie odstępował jej ani na krok, a kiedy weszłam do jej pokoju zastałam go na kanapie wciśniętego jak śledź pomiędzy nią, a jeszcze jedną dziewczynę. Julka trzymała rękę na jego kolanie. Zupełnie bez zastanowienia podeszłam do niej i szepnęłam parę słówek. Że pokój gościnny, ten w którym mieli nocować braciszkowie, jest wolny i że nic tak na chłopców nie działa jak pokaz cycuszków. Wystarczy tylko rozpiąć koszulę i zluzować stanik, by Kuba zemdlał z zachwytu. To miał być babski żart i wyrażenie zadowolenia z tego, że nasza przyjaźń przejdzie na głębsze tory. Julia jednak potraktowała go jednak jako dobrą radę, z której warto skorzystać.

Kiedy następnego dnia w południe we troje wracaliśmy pociągiem, chłopaków rozpierała duma. Nie jeden raz mi podziękowali za okazaną pomoc i całą drogę byli w przenajświetniejszym nastroju. Chcieli wiedzieć, co sądzę o ich dziewczynach, jakie dostrzegam ich zalety i jakich wad nie widzę, spytali się też o moje własne miłostki. No cóż... Dużo prawdy im nie mogłam powiedzieć. Wieczór przyniósł nagły koniec euforii - Julia napisała do Kacpra, że jest potwornym egoistą, świnią, podłym kundlem, zboczeńcem i że go szczerze nienawidzi, a aby jej komunikat nie został przypadkiem przez niego niezauważony, o swojej diametralnej zmianie w stosunku do Kacpra raczyła poinformować  również mnie i Kubę. I niech ktoś mądry zrozumie kobietę!

Jeszcze Ci o wszystkim napiszę w detalach, ale teraz najważniejsze: Moja mama jest w ciąży! Pomału przygotowujemy się na przybycie nowej pary bliźniaków. Kto jest ojcem dzieci? Kochany Pamiętniku, tego nie zgadniesz! Powiedziała mi, że rosyjski menedżer. Trzydziestoletni syn bliskiego Kremla oligarchy, współwłaściciel i wiceszef RosPierGruzTransAviacji, który w ubiegłym roku odwiedzał firmę mamy w ramach negocjacji dostaw jakiś specjalnych śrubek do podwozi samolotów Antonov. Elementy te szybko się zużywają i trzeba je wymieniać co kilka lotów, a po przerwaniu dostaw z Ukrainy szybko się wyczerpały i na moment wizyty pana menedżera w Polsce nie było ich już w magazynach. Próbowano zastąpić je śrubkami wyprodukowanych na maszynach wywiezionych z Donbasu, ale z produkcją coś poszło nie tak i zaczęły mieć miejsce twarde lądowania. Stąd, w obliczu groźby uziemienia całej floty pięćdziesięciu Antonovów, przyszło im szukać alternatywnego dostawcy, firmy, która kupowałaby na Ukrainie niezbędne części, a następnie reeksportowała je na Syberię w zamian za sowitą prowizję. Sprawa była nadzwyczaj pilna, dlatego też w negocjacje zaangażował się sam trzydziestoletni (podkreślam!) syn objętego unijnymi sankcjami znanego biznesmena. Romans trwał krótko i mama, nie wierząc w długotrwałe związki między osobami znacznie różniącymi się wiekiem, brutalnie porzuciła go bez słowa wyjaśnienia, nie odpowiedziała na jego rozpaczliwe listy i nie zamierzała poinformować go o owocach burzliwego związku. Piękna historia, prawda? Tak piękna, że aż nazbyt wiarygodna. I ja bym w nią bez ociągania uwierzyła, gdyby nie to, że dziewięć miesięcy od ostatniego możliwego spotkania mamy z tym panem, które miało się odbyć przed wakacjami, właśnie mija, a dzieci nie widać. Żeby było weselej, lekarz powiedział żeby się spodziewać wcześniaków. Klawo! Nieprawdaż? Przyznasz sam, kochany Pamiętniku, że mamy bardzo ciekawy obrót zdarzeń. A mama? No cóż... Czy ona naprawdę sądzi, że jej dzieci nie znają podstaw biologii?

Nie podzieliłam się z Tobą jeszcze jednym drobniutkim detalem. Wybacz mi, proszę, dziewczęce roztargnienie. Otóż trzy tygodnie temu odwiedziłam Marka. Pojechałam sama, a w domu był tylko on. Przyjął mnie bardzo uprzejmie i czule, jak zawsze. Cały on. Pierwszy raz byłam z nim naprawdę sama, bez najmniejszej groźby, że ktoś zakłóci naszą konwersację. I wiesz co? Z początku czułam się dziwnie, trochę nieswojo. Szybko jednak przełamaliśmy lody. Nie było tak, jak w tanich romansidłach ani w filmach porno. Nie przerobiliśmy nawet połowy pozycji z Kamasutry, nie dostałam żadnego silnego orgazmu, ani tym bardziej takiego, który by się ciągnął całymi godzinami, nie doświadczyłam gwałtownej i potężnej erupcji życiodajnych soków z jego penisa, i nawet nie wiem, w którym momencie on we mnie skończył. Odbyło się to szybko i bez fajerwerków. Chyba całkiem zwyczjnie. Rozumiesz? Jestem już kobietą!

A teraz ta drobnostka: Nie żebym siała panikę, ale mój cykl się trochę opóźnia, a dawno już tego nie robił. No, to oczywiście o niczym nie świadczy i niczego jeszcze nie przesądza.

I jeszcze jedna wiadomość na sam koniec, kochany Pamiętniku. Tylko usiądź wygodnie w fotelu, albo od razu połóż się na podłodze, żeby obniżyć ryzyko upadku. Jadę do Darka! Zdziwiłeś się, co? Zapytasz zaraz czyjego autorstwa jest ten głupi pomysł. A to tylko Patrycja skojarzyła, że droga z jej domu do miejscowości, w której mieszka rodzina Darka wiedzie przez moje okolice, i że skoro z krótką rodzinną wizytą jadą we czworo, a w samochodzie jest pięć miejsc, będzie miło jeśli pojadę z nimi. Przyjadą po mnie po prostu w piątek po południu i odwiozą w niedzielę w nocy. Będzie wesoła wycieczka i Julka z Patrycją nie będą się nudzić. Świetny plan, prawda?

O, kolejny sms od Patrycji. Kochany Pamiętniku, jak do tej pory jeszcze nie upadłeś ze zdziwienia, to teraz na pewno potłuczesz sobie kości i nigdy więcej nie będziesz czytać moich opowieści. Patrycja pisze: "Anki nie będzie. Darek z Mateuszem (kto to?) zabiorą nas troje do  zamku i do aquaparku. Bierz najlepszy kostium!" I jak tu nie wierzyć w zrządzenia Opatrzności?! Pomyśli tylko chwilę, kochany Pamiętniku: Darek - chłopak obrotny, inteligentny, wykształcony, pracowity, życiowo zaradny. Na męża więc materiał idealny. Ma tylko jedną słabość, a w obecnych okolicznościach zaletę nie do przecenienia - to pies na baby.



Post scriptum

Kochany Pamiętniku, za chwilę po mnie przyjadą. Nie wiem, co się zdarzy u Darka, ale jestem jak najlepszej myśli. Myślałam żeby obiecać Ci szczęśliwe zakończenie mojej historii, ale to przecież nie jest powieść romantyczna ani produkcja z Hollywood tylko autentyczne zdarzenia spisywane na bieżąco. I nie jest to żaden koniec, a zaledwie początek wędrówki przez życie. Winna Ci jednak jestem (sama tego potrzebuję) cząstkowe podsumowanie. Pierwszy wniosek jest oczywisty: Wakacyjna przygoda wiele mnie nauczyła, dzięki niej poznałam lepiej samą siebie i poznałam ludzi. Nie tylko konkretne osoby: Darka i Marka, Patrycję i Julkę i ich nieszczęsną mamę Aldonę, ale też ludzi w ogóle, jako gatunek. Poznałam nasze człowiecze gierki i z przyjemnością w jedną z nich zagrałam. Nareszcie poznałam słodko-kwaśno-słono-gorzki smaczek słowa miłość. I pozbyłam się złudzeń. Teraz już wiem na pewno, że faceci to świnie, a laski to kurwiszony.

Pora jechać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz