Gwałt w akwarystycznym.


Nagle zgasło światło. Masywne żaluzje oddzielające sklep od reszty supermarketu w mgnieniu oka opadły z trzaskiem zamykając nielicznych o tej porze dnia klientów pośród długich rzędów półek, akwariów, terrariów oraz klatek z papugami i gryzoniami wszelkiej rozmaitości. Nieoczekiwanie zapanowała absolutna ciemność, którą dopiero po chwili rozrzedziły trochę skąpe światła telefonów komórkowych, z pomocą których przerażone klientki próbowały sobie podświetlić drogę.

"Proszę państwa! Zapraszam do kasy! Wyjście awaryjne za kasami. Proszę do mnie! Zapraszam... Raz, dwa, bardzo panie przepraszam. Nie   wiem co się mogło stać. Zaraz pójdziemy do wyjścia... O! I jeszcze pani. Proszę do mnie... Czy jeszcze ktoś jest w sklepie? Proszę się odezwać, czy ktoś potrzebuje pomocy?!" - charakterystycznym barytonem wołał młody mężczyzna niskiego wzrostu w białej koszuli i z różową plakietką treści: "Jestem Jarek. Czym mogę pomóc?"

"Iiiii!" rozbrzmiał krótki pisk, gdzieś z działu akwarystycznego. Uważne ucho usłyszałoby jeszcze krótki półszept o trudnej do odgadnięcia treści, po czym, z tej samej części sklepu gromki bas zajawił: "Wszystko pod kontrolą! Możecie wychodzić! My tu damy radę!"

"Stój tu, smarkulo! I cicho być! To będzie dobrze. A inaczej... sama wiesz" - warknął bas do przerażonej dziewczynki. Głos należał do szczupłego, jegomościa średniego wzrostu o twarzy całkowicie skrytej pod czarną kominiarką. Puścił ramię przerażonej dziewczynki i pozwolił jej dać krok w tył, a sam stanął w środku przejścia odcinając drogę do odległej kasy.

"Jak masz na imię?"

"Dagmara"

"Ile masz lat?"

"A co cię to obchodzi?" - wtrąciła druga, znacznie starsza, dziewczyna. - "Czego chcecie?"

"Mamy sprawę. No mów mała. Ile lat? - Pytałem."

"Trzynaście"

"Dobra, możesz iść. Pan Jareczek się tobą zajmie... No, nie słyszysz? Co stoisz? Spierdalaj."

Jarek już wrócił z zaplecza po drodze włączywszy światło. W tym momencie stał już na końcu przejścia. Ujrzawszy go, bas pociągnął dziewczynkę za ramię i lekkim kopniakiem nadał jej tempa. Nie chodziło mu o to, by zadać ból, lecz by strachem wymusić posłuszeństwo.

"Jareczku, do kibla ją! Weź ją tam przetrzymaj."

"Zostawcie ją w spokoju! Daga! Na nic mu nie pozwól! Uciekaj!" - krzyczała starsza dziewczyna. "Bandyci. Puśćcie nas. No, co wy." Wyrazić protest - tylko tyle mogła w tej chwili zrobić korpulentna dziewiętnastolatka dla młodszej siostry i dla siebie. Została teraz sama z niższym basem i znacznie wyższym, barczystym gościem w dziurawych dżinsach, szarym swetrze i czarnej kominiarce. Stał on nieruchomo między nią a basem, bez przerwy mierząc ją wzrokiem. Tak jej się przynajmniej wydawało. Oczy miał co prawda skryte, tak jak całą twarz, pod wełnianą czapką, ale duża wypukłość na środku głowy, najwyraźniej nos bandyty, skierowana była stale w jej stronę. Nie zdradzał żadnych emocji, po prostu stał i milczał. Bała się go.

"Podejdź do mnie" - odezwał się bas ponownie.

Przeszła obok wysokiego ocierając się o jego szeroki tors.

"Łapy przy sobie" - obruszyła się, gdy ten mocno chwycił ją od tyłu za oba ramiona.

"Bądź mądra, proszę. Nie chcemy, żebyś uciekła. To tylko ostrożność" - wyjaśnił bas, podczas gdy dryblas niewzruszenie milczał.

"No... Teraz to rozumiem. Grzeczna panna..." - kontynuował bas spokojniej. "A teraz popatrz na bok. Co widzisz? ... Rybki, taak... A jakie rybki? No?... Prawidłowo mówisz. Mieczyki. A dlaczego mieczyki się tak nazywają? Dla-cze-go mieczyki nazywają się mie-czy-ki?" drążył temat ichtiologiczny, budząc niedwuznaczne skojarzenia u dziewczyny, która nie od razu pojęła sens sens tych absurdalnych pytań. Niebezpieczne skojarzenia.

"No?... No?...Bo mają co?... He? ... Czekam... Braa-awo skarbie. Bo mają mieczyki... Teraz kucnij, proszę... No kucaj!" - podążył bas niedopuszczającym sprzeciwu głosem. "Dobra. Znów patrz na bok. Co widzisz?"

"No ryby, a co mam widzieć? ... Złote rybki, karasie koi." - zdziwiona spojrzała w górę, w stronę głowy mówiącej basem, tak jakby chcąc z wyrazu twarzy odczytać niezrozumiałe intencje bezdusznie sarkastycznego, jak jej się wydało, prześladowcy.

"Widzisz jak oddychają? Jak otwierają szeroko paszcze? Aaam... Aaaam... Am." Mówiąc to, sięgnął ręką do zapięcia spodni a jego zamiary stały się aż nadto oczywiste. Dziewczyna znienacka szarpnęła się, złapała go za nadgarstki próbując przeszkodzić  w zdjęciu spodni. Chciała się podnieść, lecz okazało się to niemożliwe. Drugi z mężczyzn natychmiast przygniótł jej barki. "Nieee!" - krzyknęła jeszcze raz, po czym zamilkła. W jej oczach pojawiły się łzy. Łzy bezsilności. Zrozumiała, że to jest ostatni moment, kiedy mogą przestać i dosłownie za chwilę przesądzi się jej los, na który ona sama nie ma już wpływu. Od wielu minut już go nie miała. Walczyła jeszcze z niższym basem trzymając go kurczowo za ręce, lecz nie wierzyła już w możliwość zwycięstwa. "Przecież nie zrobię mu tego loda" - pomyślała. "Ale jak uwolni ptaka to mi nie odpuści. I jeszcze ten drugi. Ten psychopata. Może on sobie odpuści?"

Siłując się z basem nie poczuła od razu, że ucisk na barki zelżał. Po chwili bas się jakby poddał. Przestał ściągać spodnie i zrobił pół kroku w tył. "Czyżby jednak zwycięstwo?" Przemknęło jej przez myśl.  Teraz jednak to on trzymał w uścisku jej zmęczone dłonie.

Wtem, silna ręka obróciła  jej  głowę. Przed sobą ujrzała dryblasa. Stał przed nią bez spodni i gołym kutasem wymachiwał jej przez oczami.

"Bierzesz?" - oschle, z wyraźną dozą triumfu zapytał bas.

"Yhy" - skinęła głową. W nagrodę, jej ręce odzyskały swobodę.

Połowa penisa zniknęła w ustach dziewczyny. Zassała raz, drugi, trzeci, za każdym pociągnięciem wargami czując jak kutas twardnieje i rośnie. Dokładnie tak, jak się spodziewała. Po kilku ruchach już tylko żołądź mieściła się swobodnie. Zacisnęła wargi na fiucie i w tym ucisku wytrwała przez dłuższy moment. Potem odsapnęła. Lecz nie dała mu długiego wytchnienia. Ścisnęła kutasa ponownie. "Dziwne" - pomyślała - "Dlaczego on mnie nie rżnie jak na pornolach. Przy takim podnieceniu, już powinien mnie walić w gardło, jak opętany. Na co on czeka? Chyba nie na... o Boże..." Zassała mocniej starając się pochłonąć całego.

"Yyych" - sapnęła. Musiała odpocząć. Dryblas nie protestował. Zabrał z jej ust kutasa. Teraz mogła go sobie dokładniej obejrzeć. Długi, twardy, z napuchniętą, błękitną żyłą wyraźnie widoczną na prawie całej długości, naprężony okazale, na baczność prezentował się w swej pełnej okazałości. "Bożemójboże... zupełnie jak u Grześka." - wspomniała o swoim byłym chłopaku i poczuła się jeszcze bardziej dziwnie.

On też chwalił jej się swoim narządem w trakcie oralnej miłości. I nie pchał się na chama z kutasem do gardła. Cierpliwie pozwalał jej bawić się fiutem. O tak... To ona zawsze zaczynała zabawę. Opuszczała mu majtki i jeszcze wiotkiego, surowego fiutka brała w usta. Całego, aż po jądra. I jadła go jak loda włoskiego, zasysała ustami i jechała zaciśniętymi wargami od podstawy aż do czubka. Po kilku razach jego fiut dojrzewał. Bawiła się wtedy nim jak lodem na patyku, takim jak oboje lubili - waniliowym z orzechami w białej czekoladzie. Gdy się zmęczyła, robili krótką przerwę. Kutas prężył się wtedy dumnie, a Grzesiek brał go w rękę i smagał ją nim po policzku i nosie, po czym ona drażniła go języczkiem i znów zachłannie ssała. Dalsza zabawia miała dwa scenariusze. Albo Grzesiek siadał na zamszowym taboreciku, który stał w kącie jego pokoju, ona nachylała się, brała go w usta jeszcze na moment, po czym nasuwała na fiuta prezerwatywę, okrakiem siadała Grześkowi na kolana i pieprzyła go bez opamiętania, tak długo, aż zupełnie opadała z sił, wieszała się na nim ramionami i czekała aż w niej dojdzie. Albo, po wyczerpującym oralu, brała jego penisa w palce i szepcząc mu do ucha, że jest jeszcze twardszy niż był do tej pory, czekała aż zaleje spermą jej dłonie. Był jeszcze trzeci scenariusz sexu z Grześkiem - stosunek "po misjonarsku", ale nie lubiła z nim tego tak robić. Uwielbiała oczywiście, jak kutas w nią wchodzi. Kochała kierować go na boki, by mocniej drażnić ścianki pochwy, oraz jeździć łechtunią w przód i w tył, jakby po twardej szynie, lecz Grzesiek dochodził w tej pozycji zbyt szybko.

Nieznajomy dryblas uderzył ją penisem w policzek, wyrywając ją z zadumy. Wzięła do buzi twardziela i zaczęła ssać najdziczej, jak tylko mogła. Nie chciała już o niczym myśleć. Chciała tylko mieć go w sobie. Chciała wreszcie pokonać milczka. Dryblas musiał w końcu przegrać i odezwać się choć słowem. Lizała i ssała kutasa, bez opamiętania z całej siły zaciskała na nim swe wysportowane wargi, jego żołędzią wypychała od wewnątrz swoje policzki. To był istny popis mistrzowski. Wirtuozeria fellatio klasy światowej. Żeby tylko Grzesiek mógł to zobaczyć! Przekonałby się, do czego jest zdolna jego mała Gocha. Mógłby być z niej naprawdę dumny, gdyby tylko chorobliwa zazdrość.

No tak. Wszystko przez jego zazdrość! Jakżeż on był niezadowolony, kiedy przy nim rzuciła się na szyję swojemu własnemu kuzynowi i pozwoliła, by ten ją pocałował w policzek. Zbyt "mięsisty" był ten całus w jego oczach. Jak często dzwonił do niej do domu, kiedy student dawał jej korepetycje z matematyki. Wreszcie, niezapomniane będą kazania, jakie z pasją prawił jej Grzesiek po studniówce, w reakcji na jej nieprzyzwoite, jakoby, tańce z nauczycielem wf-u i z jednym z kolegów z klasy. Dopatrzył się, że się dotykali policzkami, a ten kolega, na dodatek, bezwstydnie trzymał dłonie na jej pośladkach. Dobrze, że nie widział, jak się z nimi pieprzyła na wycieczkach szkolnych. Chyba by nie wytrzymał wycia dziewczyny, kiedy wuefista brał ją od tyłu opartą o kant stołu w jego pokoju, ani całonocnych sapań młodzieniaszka pieszczonego do białego rana ciekawską i spragnioną wrażeń dłonią  Gosi.

Ach ten Grzesiek! Gdyby nie zerwał bez powodu, bo przyjście w minispódniczce i szpilkach, na budowę, na której pracował Grzesiek i tym samym prowokowanie murarzy, to przecież nie powód, nie byłoby Gosi tego dnia w tym miejscu.Pewnie przygotowywaliby razem grilla z okazji jego urodzin, albo bzykaliby się dziko u niego w mieszkaniu. Innym razem poszłaby z młodszą siostrą kupować akwarium.

Ach, ten obcy milczek! Wytrzymały facet. Może godzinami delektować się lodem... zupełnie jak Grzesiek, a może nawet dłużej. Podekscytowana erekcją dryblasa, Gosia gotowa by była nawet przyznać, że również z postury jest trochę podobny do byłego chłopaka.

Wtem, spod kominiarki wydobyło się pomrukliwe, trochę wpadające w świst halnego,  "Mmmmmm." Po tym niewyraźnym dźwięku nastąpiły kolejne, głośne: "Aaach... aaach... aaach... AAA!", a w końcu "Yhm." Gwałciciel wyrwał gorącego kutasa z ust dziewczyny, a kompanowi pokazał podniesiony w górę prawy kciuk, na znak zadowolenia z zaznanej rozkoszy. "Dlaczego poza pomrukami nic nie mówi?" Gosia nie mogła uwierzyć, że po takich wysiłkach zwyciężyła wprawdzie, ale tylko w połowie. Przełknęła spermę. Oszołomiona patrzyła jak dryblas podciąga spodnie. Chował swojego chuja ostrożnie, wstydliwie zakrywając intymne miejsce przed przenikliwym wzrokiem Gosi. Robił to nadzwyczaj ostrożnie, niczym bandyta starannie pakujący dopiero co użyty pistolet do futerału.

 "Smoking gun" - cicho skomentowała Gosia.

"Zdzichu weź ją wyruchaj, bo ja już z nią nie mogę." - ślub milczenia został złamany.

Ale ten głos...

"O, ja głupia" - wydukała Gosia. Ciągnięta za rękę przez basa, szła, a właściwie biegła za nim w kierunku kasy. Zdołała tylko odwrócić głowę, by w dali ujrzeć spoconego Greśka, już bez kominiarki.

Nim się spostrzegła, bas - Zdzichu pchnął ją na ladę. szybkimi ruchami rozpiął i zsunął do kostek jej szorty, kazał jej się wypiąć, po czym nabił jej gorącą cipkę na swojego rumaka. Wszystkie upojne chwile spędzone z wuefistą przebiegły przed oczyma dziewczyny niczym trailer pornola w technologii 3D. Bas sapał jak koń z Morskiego Oka w czterdziestostopniowym żarze, a Gosia, złośnica, zaczęła kręcić jeszcze tyłkiem i ustawiała bioderka tak, by jeszcze wzmocnić jego wrażenia. Teraz również ona sama doznała napływu endorfin i pod ich działaniem zaczęła głośno jęczeć, sopranowym głosem, wtórując basowi.

Zdzich przerwał zabawę. Wymierzył jej klapsa, pociągnął za włosy i krzyknął:

"Teraz od przodu!"

Już nie było mowy o stawianiu oporu. Błyskawicznie siadła na krawędzi stołu, mocno podparła się rękami i w oczekiwaniu na fiuta szeroko rozłożyła nogi. Zdzichu ruchem zwolnionym do granic możliwości zapiął ją znowu, a wsuwając w nią swojego grubego fiuta z premedytacją, najsilniej jak mógł, najechał na łechtaczkę. Dziewczyna wymiękła.

Wspomniała morze, wieczorne słońce i bezludny brzeg. Był lipiec. Jej obie przyjaciółki oraz kuzyn z narzeczoną, jego obecną żoną, zostali w namiotach szykować kolację, a ona z przyjacielem kuzyna poszli na rekonesans. Mieli sprawdzić plażę. Przeszli może kilometr, może trochę więcej, zaczęli się chlapać morską wodą. Właściwie ona ochlapała go pierwsza. Zagroził, że się zemści, że jak ją złapie, to wniesie ją na sto kroków w morze i wrzuci w głęboką wodę. Z krzykiem pobiegła, lecz nie za daleko. Ile lat minęło od tamtej pory? Cztery, pięć? sześć? W połowie gimnazjum musiała być. Wiedziała już, że sens ucieczki jest w tym, by dać się szybko dogonić.

Arek złapał ją najpierw za ramię, potem za biodro. Podniósł ją jak piórko i piszczącą postawił przed sobą. Zmysłowo przejechał palcami po jej bokach, aż ją dreszcz przeszedł. Następnie postawił swoją nogę za jej łydką i pchnął ją tak, że straciła równowagę. Podhaczona upadła na plecy, lecz nie był to upadek swobodny - Arek trzymając jej łokcie, czy biodra, zadbał, by lądowanie było łagodne i by on wraz z nią wylądował. Najlepiej tak szczęśliwie, by jego dłoń znalazła się na jej piersi. Przed nim, nikt jej takim podstępem nie zmacał. Zaskoczona Gosia zdrętwiała wtedy na moment. Nie miała wtedy jeszcze takiego okazałego biustu, jakim przyroda obdarzyła ją w kolejnych latach, Arkowi jednak najwyraźniej spodobało się to miękkie ciałko, które wyczuł przez cienki materiał. W każdym razie, podniecenie zmusiło go do dalszych działań. Zdjął jej majteczki i klęknął przed nią, tak, że oparty na złączonych kolanach i na jednym łokciu zawisł nad Gosią. Czuła go wszędzie. Nogami obejmowała jego nogi, Ramię ręki, na której się podpierał ocierało o jej ramię i bok. Dłonią drugiej ręki, tą, której palcami popieścił przed chwilą jej pierś, wodził przez moment po jej żebrach, po czym delikatnie muskając jej bok pomału zszedł do biodra i pogłaskał jej łono. Zadrżała od nieoczekiwanej łaskotki i Arek przerwał pieszczotę.

Milcząc na chwilę zamarli w bezruchu jedynie mocno sapiąc z wrażenia. Arek ponownie poruszył ręką. Gosia nie spostrzegła się, co konkretnie robił, ale najprawdopodobniej to właśnie w tym momencie opuścił slipki. Zajęta była czym innym. Wolnymi ruchami rozwiązała sznureczki stanika dając tym samym sygnał Arkowi, że biustem może się bawić do woli. On chciał jednak czegoś więcej. Piersi rękami nie tknął już więcej, tylko lubieżnie popatrzył na nie i wyszeptał: "Cudowne masz cysie." Przysunął natomiast biodra w jej stronę, tak że jego męskość podrażniła jej łono. Pomagając sobie ręką naprowadził kutasa na jej szparkę i jednocześnie rozchylił palcami płatki jej młodej cipki. Bała się strasznie, ale była gotowa. Czubek penisa bez trudu się w niej zmieścił. Czując jak pulsuje u wnętrza jej groty, poczuła się tak szczęśliwa, że na tej pieszczocie mogliby zakończyć. O, jak ona go w tym momencie kochała! Całą duszą. Arek jednak poszedł o krok dalej. Kilkoma ruchami bioder i penisa przebadał jej anatomię. Wycelował penisa pod dogodnym kątem, a dłoń rękę wsunął pod jej pośladek, po czym, bez ostrzeżenia, jednocześnie popchnął w górę jej tyłek i naparł na nią od góry całym ciężarem bioder. Zabolało. W tamtej chwili straciła błonę.

Pchnął jeszcze dwa razy i wyciągnął z niej fiuta. Powiedział:

"Ojej, przepraszam... Nie powinienem ci tego robić."

To świnia! Fakt: Przytulił ją wtedy czule. Pocałował. Nawet za cycka złapał. Ale świnią jest przeogromnym. Żeby w takim momencie przerwać?! Mógł ją wtedy wyruchać... Wyruchać, przelecieć, wydupczyć, wyjebać, wychędożyć. A on się ujął jakąś moralnością. Świnia, świnia, po stokroć świnia. I zdrajca. Jak on mógł potem pieprzyć się ze swoją dziewczyną całe dnie i noce? Tego Gosia nigdy nie zrozumiała i Arkowi tego aktu troski nigdy nie wybaczyła.

A tymczasem ruchał ją jakiś gość w kominiarce. Formalnie patrząc, gwałcił ją, "kasował" na stole w sklepie. A ona pogrążyła się akurat we wspomnieniach! Koszmar jakiś. I jeszcze jej się spodobało. Mięśnie pochwy zacisnęły się na kutasie intruza. Wszystkie jej mięśnie, naraz, chwycił taki skurcz, że aż się wygięła w łuk wypinając jeszcze cipkę w kierunku Zdzicha, tak,  jakby chciała jeszcze głębiej i jeszcze silniej go poczuć. Jej całe ciało rozdygotało się w spazmach ekstazy.

"Kurwa! Grzesiek, co jest? Ona doszła pierwsza. Wiesz, że tego nie lubię."

Zdzich brutalnie wyciągnął penisa z zaciśniętej pochwy i klnąc wniebogłosy, podniósł spodnie z podłogi.

"Kurwa mać. To jakaś masakra jest! Grzesiek, jezusiemaryjo, to ja miałem ją dorżnąć przecież... Nie ona mnie. Co jest? Kurwa!"

"Zdejm to już, bo się udusisz" - powiedział były chłopak Gosi i zdjął mu zapoconą i zaślinioną kominiarkę.

"Niech będzie pochwalony" - nie wierząc własnym oczom, machinalnie pozdrowiła Gosia znajomego księdza. "Gdzie ja jestem? Gdzie są moje majtki?"

"Na wieki wieków. Grzeciek, gdzie są jej gacie?"

"Ja pierdzielę... Ksiądz Grzegorz."

"No a co myślałaś?"

"Yyyyy, już nic. Tylko komu ja się teraz wyspowiadam?"

"No... Myślę że się zobaczymy w niedzielę"

"Po tym?!"

"I przed tym, i po tym... A czy coś się stało? Przyjdziesz, pomodlimy się, wyspowiadamy."

"Zakrystia przecież już nie takie lafiryndy widziała." - wtrącił Grzesiek i wręczył  Gosi jej majtki i szorty.

"Już mnie nic w życiu nie zaskoczy. A gdzie moja siostra? Co z nią zrobiliście?

"My? Nic." - odparł Grzesiek. - "Zobaczyła jak się gzisz na tej ladzie i się zamknęła w łazience."

"Ale żeby ten sprzedawca jej krzywdy nie zrobił..."

"Kto? Ja?" parsknął Jarek wysuwając głowę zza półki z karmami.

"O Boziu. I ten też wszystko widział."

"W czym mogę pomóc?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz