Inteligent (w knajpie z Jezusem).

"Może tutaj siądziemy? Przy oknie, w rogu. Będzie w miarę cicho - muzyka tu nie dochodzi.
Jeśli chcesz, możesz usiąść od ściany. Trochę ciasno - wiem - ale zmieścisz się na pewno. I będziesz mieć ogląd całej sali. A ja się zadowolę tym, że Ty jesteś przede mną i widokiem przez okno...
To co dziś zamówimy? To co zawsze?
No i gdzie ten kelner? Dlaczego zawsze trzeba tyle czekać...
O, idzie.

Dzień dobry. To tak: Dla mnie zielona herbata, a... Ty co zamówisz? Piwo? O.K... No więc tak: Dla mnie herbata, a dla kolegi pszeniczne niefiltrowane... Coś do jedzenia? Na razie nic... Dziękuję... Na razie tylko picie, a potem może jeszcze coś zamówimy. Zobaczymy... A tak, kartę może Pan zostawić. Dziękuję.

To na czym skończyliśmy? Aha: Jak leci? No wiesz - po staremu. Miesiąc przeleciał i właściwie nic nowego. Praca, dom - i tak jakoś leci...

Co w pracy? No cóż... Sesja się zbliża, to trochę się odpocznie. Seminarium z Kafki idzie nawet nie źle. Niby się przygotować trzeba, ale wiesz, co to jest dla mnie. W doktoracie zęby na nim zjadłem, to się zawsze jakąś anegdotkę rzuci, pikantny szczególik i już się studenctwo cieszy... Słucham? Studentki? Sam dobrze wiesz przecież. Jak mądra, to brzydka - no, O.K., takich teraz nie mam, a jak ładna - to zajęta... albo lafirynda. Wiesz, że takie najgorsze...

No tak, w tej grupie jest jeszcze ta Ania... Czy ty musisz zawsze wszystko wiedzieć? Ania... Chyba jest wolna... Nawet na pewno... Taka nieśmiałość i skromność nie może przecież mieć faceta:
- Pani Anno, pani uwaga odnośnie "Przemiany" była bardzo trafna. Wniosła pani całkiem świeże spojrzenie. Nie przyszło mi to dotąd nigdy do głowy. Brawo!
- Dziękuję.
Niewinny uśmiech, oczy w podłogę i w nogi! Tyle w temacie rozmowy... A ładna jest bestia. Tylko po co żeś ją taką stworzył, Panie Boże? Dla żartu? Ech... Widzę, że mi nie odpowiesz... Dobre to piwo? Daj skosztować łyczek... Mmmmmm... Miód w gębie.

Co poza tym? "Od Romantyzmu do Postmoderny" - ale wiesz przecież, jak ja lubię takie wykłady. Głupie nudne wyrobnictwo! Bla, bla, bla... i stado śpiących owiec przed oczami. Masakra jakaś. Oj... byle do sesji.
Pozwól, że upiję Ci jeszcze łyczek...
Widzisz gdzieś kelnera? Gdzie on się kręci?

O! Jest pan. Będzie jeszcze jedno piwo dla tego pana... Tak, to samo. Dziękuję.

No i z tymi tłumaczeniami też bryndza. Nigdy nie ma nic sensownego. Na patentach się nie pożywisz... Że niby trzeba mieć wykształcenie, książki są obstawione, a do Harrych Potterów to niech sobie gimbusów biorą za takie pieniądze... Więc co zostaje? Jakieś drobne umowy, sporadycznie "Briefy" i instrukcje do nawozów - gówniana robota...
No, na zdrowie...
Ale co poza tym? Co z Magdą? Ale dociekliwy jesteś. Nie ma co... No wiesz przecież, że na ślub się raczej nie zanosi... Wiesz przecież wszystko, to co ja Ci jeszcze mam opowiedzieć? Oj, Dżizu, ciągniesz mnie za język. Kiedy się z tego wyleczysz? No dobra... Tylko jeszcze łyczek...

Panie kelnerze! Jeszcze raz powtórzymy. Koledze dobrze dziś idzie.

To tak... Kiedy się ostatnio widzieliśmy? Dokładnie miesiąc? No to się nic nie zmieniło. Już ci mówiłem, że się pokłóciliśmy... Nie, ja tego nie odpuszczę. Nie będzie żadnych pląsków, wianków i oczepinków. Dobrze wiesz, że na to nie pójdę. Pryncypialnie nie ustąpię. Przecież to wesele to czysta rozrzutność. Niech się w to bawią milionerzy, ale w naszej sytuacji to po prostu nieprzyzwoite, niemoralne. A jej rodzice nie przyjdą na ślub bez wesela. Po ich trupie... Więc sytuacja bez wyjścia... A co gorsza, ona myśli dokładnie jak ja. Gorzej nawet: Od samego początku marudziła, że nie chce tych zabaw, że to nie dla niej, że z pijakami nie chce tańczyć i tych wszystkich wujaszków, pociotków ma w najgłębszym poważaniu... Tyle tylko, że to wersja dla mnie, a przy tatusiu i mamusi: No, może tylko godzinę oczepin zrobimy? Suknię widzieliście? O jak świetnie! Mieliśmy co prawda jechać z Marcinem po sklepach, porozglądać się. Ale w końcu to może i lepiej, że już znaleźliście. Prawda Marcinie? Nie będziesz się męczyć... Sala pod Złotym Kogutem? Nooo... I się patrzy na mnie, i się głupio uśmiecha: Więc ma być wesele na trzysta osób, całą noc, full wypas, tradycje na sto fajerek. To w końcu nie wytrzymałem i powiedziałem, co o tym myślę. Sam byś tak samo zrobił... Co? Źle myślę? I jeszcze ta wóda... Po flaszce na głowę - stary, młody, baba, niemowlę - nieważne. Już jak się chcą uchlać, to na zdrowie! Ja im nie żałuję, ale czy koniecznie na naszym ślubie? Tyle mi marudziła o pijanych wujkach i ich śmierdzących chuchach - a przy tatusiu taka potulna... No, nie zniosę tego... Nie piszę się na takie życie...
Twoje zdrowie!

Panie kelnerze... Jeszcze jedno prosimy.

To powiedzieliśmy sobie w końcu z teściem, co obaj myślimy... Aha, głośno było, ale już nie nalegaj... Znasz szczegóły, nie będę się powtarzać... Magda wzięła ich stronę - a jakże! Przeprosić? Kogo? Ja jego? Nigdy! Za żadne skarby w świecie.
Ale Ci dziś dobrze idzie...

Proszę Pana, jeszcze raz powtórzymy.

Oj. Co jeszcze, i co jeszcze? Wypytujesz się jak stara plociara! No korki jeszcze daję. Nie dużo. Właściwie tylko z rozpędu, starym zwyczajem... Ale co się tak patrzysz? No ładna jest, ładna... Bardzo fajna gąska, ale głupiutka strasznie i taka niekumata. No może i kumata trochę... I ładna. Fakt. Przed Tobą się nic nie ukryje... Jeszcze by się mogła zaraza ubrać. Ale nie... Dekolt do pasa i macha Ci biustem przed oczami. Półtorej godziny. Na Ciebie to może nie działać, ale co ja mam robić - słabe stworzenie boże? Nad tym się gąska nie zastanowi... A na koniec jeszcze zawiedzie tym piskliwym głosem:
- Oj, jeszcze zostały zdania do tłumaczenia. Połowę już zrobiłam, ale z resztą nie daję rady...
I siadasz z nią znowu nad zeszytem, poprawiasz, tłumaczysz... i bijesz się z myślami. Ha ha! Chciałbyś! No ale nic z tego. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody. Schluß na tym. Koniec. Postanowione.

Panie kelnerze! To ile za herbatę się należy?

Chociaż... siedzimy tu tyle czasu, a szklanka wciąż pełna - to chyba cud jakiś! Tylko nie mów, że nie maczałeś w tym palców.

Piwa? jakie piwa? Te, co ten pan zamówił? No, wie pan... Ale, że co? Policja? No nie, nie. Niech się pan uspokoi. Nie bądźmy aż tacy okrutni... Dżizek, Ty pewnie znów bez kasy jesteś... Aha, rozumiem. No dobrze. Zresztą to ja Cię dziś zaprosiłem... Panie kochany, oczywiście wezmę na siebie te piwa. Ile się należy?
Czterdzieści trzy pięćdziesiąt... Dobrze... Masz tu Pan pięć dyszek i bardzo dziękujemy... Bez reszty.

Dżizu, ale się wiatr zerwał. I coś się nagle zamgliło... Jak my teraz do domu dojdziemy?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz